Naprawdę cieszył się z tego, że Gęsi Wrzask w końcu został mianowany. Uczył się znacznie dłużej od przeciętnego kota, przez co ich związek bywał pod pewnym względem zakazany, ale... Ale czemu mieliby się tym przejmować, skoro sam lider łamał notorycznie kodeks wojownika?
Czekał na kocura po jego nocnym czuwaniu, przed wejściem do legowiska. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, co partner chciałby dostać w nagrodę za awans. Irgowy Nektar raz go zaczepiła, każąc mu przystopować z pointem, który bujał przez ich harce w obłokach, nie mogąc się skupić na zajęciach. Akurat tego się po nim nie spodziewał. Miał najwidoczniej naprawdę niegrzeczne myśli, skoro wolał w nich żyć, zamiast skupić na tych swoich kochanych roślinkach. Wieść, że był ważniejszy od jego pasji, bardzo go cieszyła. Gorzej by było, gdyby kocur przestał się z nim spotykać, wybierając miłość do chwastów.
— No i co? — zwrócił się do niego, widząc jak łapy niosą go w jego stronę.
— Co, co? Odbębniłem sprawę, a teraz odsuń się, bo jestem śpiący — mruknął.
Nie spodziewał się najwidoczniej tego, że rudzielec nie zamierzał go przepuścić, bo gdy starał się go ominąć, ten stanął ponownie mu na drodze, nachylając się do jego ucha.
— A więc nie chcesz nagrody, hm?
Wojownik zamrugał, jakby powoli do niego docierało co takiego powiedział. Widząc jego zdezorientowanie i senne oblicze, zbliżył łeb bardziej, szczypiąc go zaczepnie w ucho.
— Znalazłem ciasną norę po borsukach — po tych słowach odszedł, przejeżdżając jeszcze ogonem pod brodą pointa, który spalił pod sierścią, jak nic buraka.
Czyli udało się. Zrozumiał co mu proponował. Gdy minęło kilka uderzeń serca, a łapy poniosły go aż w stronę wyjścia z obozu, poczuł obok siebie obecność Gęsiego Wrzasku.
— Wiedziałem, że mi nie odmówisz — mruknął jeszcze uwodzicielsko, za co dostał po głowie.
— A cicho bądź... — powiedział speszony kocur.
Ten poranek spędzili razem, tak jak sobie wymarzyli. Było wspaniale. Czuł, że nigdy mu się to nie znudzi.
***
Był mentorem co go zaskoczyło. Dostał pod opiekę aż dwie kotki, dawne pieszczoszki. Przyjął to wyzwanie z godnością, ignorując chichoty Jaszczurzej Łapy, gdy ta dowiedziała się jak się nazywał. Musiał im przez to wytłumaczyć, że to karne imię, a matka go tak nie skrzywdziła... Chociaż... Czy to ona nadała mu imię Chłód? A co jeśli ojciec? Wtedy wynikałoby z tego, że go skrzywdził, bo zmienił po księżycach zdanie. Powinien przestać się nad tym rozwodzić. Skupił się na treningu kotek, które były w tym naprawdę kiepskie. Gawronia Łapa niby podłapała coś od Krzaczastego Szczytu, ale wciąż to nie było to. Jaszczurza Łapa nieco lepiej sobie radziła, bo kiedyś żyła w dziczy jako samotnik. Musiał przyznać, że szkolenie tej dwójki było ciekawym doświadczeniem. Nie sprawiało mu to trudności, poprawiał ich okropne pozycję łowieckie i udoskonalał. Przez to zaczął rozmyślać o tym, kiedy ojciec spełni swoją obietnicę i w końcu da mu możliwość wykazania się w trenowaniu całego klanu.
— Widzimy się następnego dnia — rzucił do nich, gdy wrócili do obozu późnym popołudniem.
Od razu wyhaczył stęsknione obliczę Gęsiego Wrzasku. Podszedł do partnera, ocierając się o niego i siadając obok.
— Zazdrosny? — rzucił zaczepnie, liżąc go po jego bliźnie na szyi.
<Gęsi Wrzasku?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz