Nie mógł uwierzyć, że kotka tak szybko pękła. Było mu to na łapę. Chciał ją zniszczyć, ukarać za to wszystko co mu zrobiła. Nie miał litości. Zamierzał sprawić, by ryczała z całych sił, by zapamiętała tą chwilę, gdy nad nią górował, do końca życia. W tym celu musiała go słyszeć, dlatego też odsunął jej łapy od uszu, szarpnięciem.
- Nikt cię nie kocha. Jesteś zbokiem i wariatką. Smutne życie cię czeka w samotności... No chyba, że zrobisz sobie kociaki z jakimś przystojnym panem. Skoro nie podoba ci się Orzechowe Serce to co powiesz na... Trzcinową Sadzawkę? Zastępca. Całkiem w twoim guście. - zasugerował jej, już zastanawiając się jak przekonać kocura, by zgodził się na małą randkę z siostrą lidera.
Mentorka rozpłakała się głośno, wbijając pysk w ziemię. To był miód na jego uszy. Chciał go już słyszeć zawsze i zawsze. Ukazywała piękne cierpienie. Takie, które miało się za nią ciągnąć może i do końca życia.
- N-nie! Z-zostaw mnie już! N-nie jestem żadnym zbokiem! Nie jestem wariatką! I n-nie chcę mieć bachorów! Z-zostaw mnie w spokoju! - jęczała, jakby dalej mając nadzieję, że ją zostawi w spokoju.
O nie... On się dopiero rozkręcał. Zniszczy ją, podporządkuję i będzie chodzić jak jej zagra. Tak jak Paskuda. Nie interesowała go jednak jakoś romantycznie, bo była stara i zagrzybiała, ale na sługusa mogła się nadać. Przynosiłaby mu jedzenie i może od czasu do czasu pochwaliła, jakim był cudownym uczniem.
- Nie zostawię. Będę tu z tobą, aż nie zrozumiesz kim jesteś. A jesteś kotką. Masz urodzić kocięta. One mogą cię ocalić. Nie będziesz musiała mnie szkolić i już nigdy nie będziesz sama. Ktoś cię pokocha. Taką pokrakę - wymieniał plusy tej całej sytuacji, gdyby tylko na nią się zgodziła.
Nie wiedział czemu tak się opierała. Powinna już wiedzieć, gdzie jej miejsce i że nie miała szans z nim wygrać. On był kocurem, czyli istotą znacznie silniejszą od tego lisiego łajna. Nawet jej brat został liderem, a nie ona, więc widać było kto rządził światem. Oni... Kocury.
Zamachnęła się w niego łapą, a on sprawnie odskoczył, wracając pod jej głowę. Nie zamierzał dać się jej przegonić. Nigdy.
- D-dosyć! P-przestań! Mam tego dość! - jęczała dalej.
- Tak? Masz dość? Nie widzę. Gdyby tak było to byś już coś zrobiła, a nic nie robisz - zauważył.
No bo ta inna Echo, z którą wcześniej miał treningi, jakoś z łatwością by mu wlała, plując na niego jadem. Nie lubił tego, bardzo, więc cieszył się, że mentorka wpadła ponownie w tak żałosny stan. Nauczył się go doceniać, po tym jak prawie się utopił, bo kocica zapragnęła, by ją przeprosił. Jeszcze czego.
- Z-zostaw mnie samą. T-takie to trudne? - Siorbnęła tylko nosem.
- Tak. Bardzo trudne. Wiesz czemu? Bo podoba mi się wyraz twojego pyska - Złapał ją za niego łapami. - Jest taki żałosny. Jak ty - Uśmiechnął się. - Nareszcie wiesz gdzie twoje miejsce.
Próbowała mu się wyrwać, niewdzięcznica. Zacisnął mocniej łapy, lekko wysuwając pazury.
- N-nie jestem żałosna! P-puść mnie!
Poklepał ją na to po mordce. Och oczywiście. Nie była. Mhm... Jasne.
- Jesteś. Jesteś. No dobra. To... poćwiczę walkę. Póki jesteś w stanie agonalnym, bo nic i tak mi nie zrobisz - Puścił ją, zastanawiając się gdzie najpierw uderzyć.
Praktycznie robił jej to po złości, bo jak miał czegoś się nauczyć, gdy jego mentorka była zwykłym łajnem, które na niczym się nie znało? To było niewykonalne, dlatego też wyżycie swojej frustracji na jej ciele, to było to, czego teraz bardzo pragnął.
Skrzywiła się lekko.
- W j-jakim niby stanie agonalnym?
- Leżysz i kwiczysz. Czyli właśnie taki stan - wytłumaczył jej, a ta spojrzała na ziemię, nie odzywając się już nawet ani słowem.
Odsunął się od niej kawałek, tak by zrobić im przestrzeń, zaczynając skradać się w jej stronę. To była jego zwierzyna. Zaraz ją nadzieję na pazury i pokaże klanowi jaki był wspaniały. Gdy był w odpowiedniej odległości wyskoczył, dopadając swojego celu.
- Ha! Nie żyjesz - ogłosił zadowolony.
Spojrzała na niego zmęczonym wzrokiem.
- Przestań. Idź się baw z innymi dziećmi.
Co takiego?! Uważała go za dziecko?! Co za... Co za śmieć!
- Nie jestem już dzieckiem! Znaczy... prawie nie jestem. - prychnął, po czym znów ponowił skradanie i skok na nią. - Ha! Zwycięstwo! Obsrane Echo poległa - zawołał triumfalnie.
Westchnęła ciężko, kuląc się na ziemi.
- N-naprawdę przestań. Nie żartuję - powiedziała cicho, próbując pozbyć się łez z oka.
- Ojoj, a co mi zrobisz? Pobijesz, utopisz? Już to widzę. - prychnął. - Teraz ja rządzę - powiadomił ją. - I będę na tobie ćwiczyć.
<Kochany worku treningowy?>
[przyznano 5%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz