*jeszcze podczas przeprowadzki*
Znowu. Znowu wpadła w furię. Bo jak on mógł…czemu znowu mieli TAKĄ rozmowę?! Czemu znowu musiał chcieć od niej odejść?! Czemu znów się sprzeciwiał?! CZEMU ŁAMAŁ JEJ SERCE I DOPROWADZAŁ DO SZALEŃSTWA?! I TO KOLEJNY RAZ! Kolejny raz…!- NIE DAM CI ODEJŚĆ! - warknęła, na chwile przestając wbijać w niego zęby, po czym znowu go ugryzła, i pociągnęła, wyrywając mu spory kawał futra.
Nikt wrzasnął, instynktownie odpychając szylkretkę z siebie, mocno kopiąc łapami. Łzy pociekły mu po policzkach.
- Nie jedz mnie! - Zadrżał, dając jej łapą w pysk.
Bez namysłu, tak jak często podczas ich kłótni, skoczyła na niego jeszcze raz, unieruchamiając go.
- I...khe...co...h....dalej...chcesz...ze mną zerwać? - Spytała, wypluwając sierść kocura z pyska na bok.
Czy jeszcze mu nie udowodniła, jak bardzo go kocha? Że go nie opuści od tak? Że nie uda mu się jej zbyć? Czemu nie mógł tego pojąć? Czarno-biały wojownik wybuchł płaczem, patrząc na nią ze strachem.
- J-ja... Ja właśnie chcę! Kocham twojego brata! Chcę do niego się tulić! Z nim jestem szczęśliwy! - krzyknął, dając jej z główki. Jęknęła, zaskoczona tym co zrobił. Szybko jednak zdezorientowanie minęło a ona znów trzymała go w swych kleszach tak samo mocno jak wcześniej. Nie. Nie da się tak łatwo pokonać...nie jemu…nie swojemu własnemu bratu.
Znów to była jego wina.
Znów mieszał.
Niszczył.
Znowu psuł to, co tak bardzo starała się zbudować, w co wkładała bez przerwy tyle czasu, sił i energii…
- Czyli... Lukrecja jest problemem...to on stoi nam na przeszkodzie... – miauknęła oczywistą oczywistość - dobra...jakoś się go pozbędę. - miauknęła.
Jeśli będzie musiała, to to zrobi. Nie zależnie od tego, co Nikt o tym myślał. Nie mogła stracić syna Doli dla tego…tego…tego palanta, potwora i jeszcze głupca!
- Nie! - wrzasnął natychmiast brat Niczego. - Nie! Nie pozbywaj się go! Ja chcę z nim być. Jesteśmy razem szczęśliwi! Z-zostaw nas! - łkał.
- NIGDY! – wrzasnęła. Powoli miała już dość. Dość tego, że ciągle musiała mu uświadamiać, że się nie odczepi. Że go nie zostawi. Nigdy nie zostawi. Że będzie wracać niczym ten bumerang, nawet, kiedy będzie nią rzucał bez przerwy. - jeśli ja nie mogę cię mieć, to żaden inny kot też nie będzie, a zwłaszcza nie Lukrecja! - warknęła, po czym zadała mu cios pazurami w pysk.
Jeśli żółtooki myślał, że liliowa pozwoli mu to zrobić, zostawić się dla jej brata, to był w grubym błędzie. Młodszy zapiszczał.
- Boli! Przestań! Krew mi leci! - Znów zaczął się szamotać pod nią. - Czemu to robisz?! To nie jest normalne!
- Nie zamierzam oddać ciężkiej pracy do stawienia cię na nogi, tylko po to, by mój "ukochany braciszek" mógł sobie z tobą łazić po krzakach! - warknęła, znów uderzając go w pysk, tym razem mocniej. Ten zaskomlał, wylewając łzy, co prawie sprawiło, że zmiękło jej serce. Prawie.
- I dlatego mnie bijesz?! Żeby co sobie udowodnić?! Nie jestem twoją rzeczą! Nie potrzebuje cię!
- Właśnie że potrzebujesz, ale nie zdajesz sobie sprawy! Ledwo co jesz beze mnie, słyszałam, jak twój brzuch burczy niczym grom! A Lukrecja tylko się tobą zabawia, tak jak wcześniej! - warknęła, po czym już miała go uderzyć, kiedy zatrzymała łapę w połowie. - Postawię sprawę jasno. - zaczęła, po czym wolno, cedziła słowa przez zaciśnięte zęby - jeśli nie chcesz, żeby Lukrecja zniknął w niewyjaśnionych okolicznościach, to nie możesz być z nim, tylko ze mną. Bo inaczej obiecuję, że dzisiaj będzie ostatni dzień, w którym go jeszcze zobaczysz żywego, masz z nim zerwać, rozumiemy się?!
- N-n-nie chcę by zniknął... – załkał pół-nocniak. - A-ale Miodunko! J-jak Komar się dowie, że go za-abiłaś to cię wygna! A... a ja... ja się boję ciebie.
- Jak Komar się dowie, że śmiałeś tknąć owocniaka, który nie jest twoją siostrą, to zrobi się zadyma. - odparła ze spokojem i zmrużonymi oczyma, uświadamiając Nikomu, że podniesienie na nią łapy, nawet w samoobronie, mogła wykorzystać w tym wszystkim. - nawet, jeśli w samoobronie. Kocur rozchylił z szoku pysk, przez co wyglądał jak ryba wyjęta z wody. Teraz dopiero do niego to dotarło? Aż takie to było zaskakujące co powiedziała czy jak?
- Ch-chcesz... Chcesz mnie wrobić w śmierć swojego brata?!
- Miałam nie do końca to na myśli...ale dzięki za pomysł, to jest znacznie lepsze, niż to na co sama wpadłam. - miauknęła. No i dla tego uważała go za idealnego! Nawet tego nie chcąc, znalazł rozwiązanie idealne, choć on sam uważał, że jest ono koszmarem. - albo nie, jeszcze lepiej...mogę wrobić twoją siostrę! - dodała do tego swoje trzy grosze, czyli innymi słowy pomysł, co jej teraz wpadł do głowy, i z którego była bardzo zadowolona. Syn Bezchmurnego Nieba pisnął, a potem załkał, smarkając się, zaciskając oczy. Wziął oddech, gapiąc się otwarcie na kotke.
- Co?! Nic?! Nie! - zaskomlał. - Nie mieszaj jej w to! Błagam!
No. Mogła od razu zacząć od tego. Widać było, że na niej mu zależało zawsze, i że nie zależnie od wszystkiego będzie ją chronił. Czemu na to wcześniej nie wpadła? W sumie może dlatego, że podobnego coś chciał zrobić Lukrec…a do Lukreca obecnie pałała wielką, płonącą nienawiścią.
- No a czemu nie? Ciebie stracić nie chcę, więc lepiej dla mnie wrobić ją, niż ciebie. – pokazała mu swój punkt widzenia.
- A-a-ale to moja siostra! Kocham ją! I... i ona jest niewinna! Czemu ma płacić za moje winy?!
- Nie za twoje winy, tylko te Lukrecji. Bo to nie twoja wina, że cię omotał...ty jesteś naiwny i delikatny. Ja muszę cię tylko naprowadzić na dobrą ścieżkę - miauknęła, delikatnie gładząc jego głowę, tą samą łapą, którą wcześniej go biła. Biedny, zagubiony Niktuś…jej ukochany…nie mogła go zostawiać samego…każda chwila jej to uświadamiała. A już szczególnie takie kłótnie jak ta, mówiły same za siebie o tym, jak bardzo Nikt był podatny na złe wpływy... a już szczególnie na złe wpływy syna Bzu…
- C-c-co... A-ale... T-to nie jego wina, że... że czuje się przy nim dobrze. T-to pochodzi ode mnie a... a ty... O jakiej ścieżce mówisz? N-nie rozumiem - zapiszczał jak kociak.
- Wiem, że nie rozumiesz - miauknęła, gładząc go ponownie. To było oczywiste. Nie oczekiwała od niego, że będzie to rozumiał. Tylko że jej zaufa. Zaufa w jej osąd i dobre intencje. - to co, mam szykować się do usunięcia Lukrecji i twojej siostry ze sceny, czy...?
Syn Doli szybko pokręcił głową, drżąc.
- N-nie! Nie! Zo-ostaw ich. Błagam!
- Wiesz, czego chcę w zamian. Więc? Jesteśmy dalej razem? - spytała.
- T-t-tak... J-je-esteśmy. T-tylko błagam. N-n-nie rób im nic! - skulił się
No nareszcie! W końcu! Jej nadzieje się spełniały…może teraz nareszcie przestanie z tymi nagłymi wybuchami i protestami nagle wyskakiwać.
- Dobrze, Niktusiu - miauknęła, uśmiechając się i puszczając go. Ten poderwał się na łapy, cofając od niej ze strachem. Zignorowała jednak jego widoczny jak na łapie lęk, przyskakując do niego i wylizując ranę na pysku.
- No, już, i widzisz, wszystko dobrze się skończyło. Teraz wracajmy już do obozu...powiemy reszcie, że jakaś para samotników nas zaatakowała, czy coś tam - miauknęła, po czym splotła ich ogony razem i poprowadziła w stronę miejsca postoju.
- A... a pozwolisz mi pożgenać się z Lukrecją? - Zwiesił łeb, idąc obok niej spięty.
Na jej pysku pojawiła się odraza na wspomnienie jej brata, lecz kiwnęła głową.
- Tak, możesz, ale nic nie mów co zaszło i po prostu z nim zerwij. - miauknęła - tylko tak konkretnie, by znowu się między nas nie pchał.
- D-dobrze... - miauknął smętnie, smarkając się dalej.
***
*wciąż podczas przeprowadzki*
Leżała sobie obok Nikta. Zdążyła już się wyciszyć całkowicie po tej ich kłótni przez ten czas, ale dalej kuło ją to, że czarno-biały tak bardzo starał się od niej uwolnić, kiedy ona chciała tylko jego dobra. Żeby inni go nie krzywdzili, i żeby sobie przypomniał, czemu stali się partnerami i że zrobili to z miłości, która nawet jeśli w nim ona wygasła, to w niej dalej wrzała i nie zamierzała umrzeć. Liliowa zamierzała rozniecić w nim znów ogień tego przepięknego uczucia, jakim sama go darzyła. Nie miała zamiaru odpuścić. Nigdy.Nie wiedziała tylko, kiedy to wzniecenie żaru w sercu żółtookiego wojownika nastąpi…
Kotka ziewnęła, przeciągając się, po czym przewróciła się na grzbiet. Spojrzała w niebo.
- Hej, Niktusiu, spójrz na to! – zagadała do ukochanego, wskazując pewien biały obłok na nieboskłonie - ta chmura wygląda jak królik! - miauknęła.
- Mhm... - czuła, że ten delikatnie drży, mimo, iż nie stykali się ze sobą nawet futrami. I wiedziała też, iż nie spojrzał na chmurę, którą mu pokazała, bo nie ruszył głowy ani trochę w tamtym kierunku. Postanowiła jednak tego nie wyciągać. Gdy brat Niczego powoli cofnął się od niej, poczuła, że czas interweniować. Przeturlała się więc, przez co zetknęli się bokami, a ona znów leżała na brzuchu, zamiast na grzbiecie. Polizała go delikatnie w policzek, mrucząc. Ten natomiast mimo jej przyjaznego nastawienia załkał, odsuwając od niej głowę.
- Nie chcę dzisiaj... – zaskomlał.
Spojrzała na niego podejrzliwie, ale nic nie powiedziała, tylko położyła głowę na łapach, przymykając oczy. Było jej przykro, kuło ją to w serce, ale nic nie powiedziała.
Widocznie jeszcze tego wszystkiego nie przetrawił. Postanowiła mu dać więc nieco, ale tylko nieco, spokoju i przestrzeni. Nawet nie wiedziała, na jak długo.
Dość szybko zaczęła przysypiać. Było jej miękko i dobrze, więc powoli odpływała. Nie wzbraniała się, ale też nie popędzała procesu zasypiania. W pewnym momencie, nadal z zamkniętymi oczami i w tej samej pozycji, ziewnęła, odsłaniając swe kły na moment, po czym nim jej pysk znów się zamknął, mlasnęła cicho. Jednak błogi stan przerwał pisk syna Doli. Kocur zwinął się w kłębek. Czuła, że chciał uciec. To było widoczne jak na łapie. Czuła, że zaraz może go stracić. Że zaraz czmychnie jej gdzieś w krzaki, przez coś tak banalnego, jak ziew. Jakże ona musiała go stale pilnować! Wstała więc, po czym skierowała się do stosu ze zwierzyną. Szybko chwyciła jedną piszczkę po czym wróciła do kocura i położyła ją mu przed pyskiem. Musiała jakoś zająć czas jego i swój. By ten nie miał takiej okazji uciec. By na pewno nie odszedł. Nie zostawił jej. A że nie jadł już jakiś czas, to danie mu piszczki było dobrym pomysłem. W końcu musiała dbać też o jego żywienie, bo nie wiadomo, co też temu wyrośniętemu kocięciu wpadnie do tego jego kochanego, acz mało rozgarniętego łebka.
- Zjedz - miauknęła przyjaźnie, uśmiechając się.
Niestety, kolejne utrudnienie stanęło przed nią, pod postacią oczywiście odmowy. Czarny pokręcił głową, niczym grymaszące kocię, chowając pysk w łapach.
- No Niktusiu noooo - mruknęła przeciągle, trącając go nosem.
Ten jednak nie zareagował, dalej chowając przed nią swój pysk.
- Nie chcę.
Ta jednak mimo potrójnej już odmowy, uporczywie trącała kocura nosem, w nadziei, że w końcu zrozumie, że z nią nie ma tak łatwo. Ten jednak jak widać nie zamierzał jej ulegać, ignorując jej szturchanie.
- Nie! - burknął stanowczo.
To ją już nieco wkurzyło, więc postanowiła, iż na nim zalegnie. Stanęła obok niego, po czym bezwładnie opadła na zwiniętego kocura, przygniatając go.
Jak mogła się spodziewać, oczywiście, kolejny pisk wydobył się z jego pyska, gdy poderwał głowę i wbił spojrzenie przepięknych, żółtych niczym dwa przepiękne słońca oczu wprost na nią.
- C-co ty robisz...? – spytał.
- Tak się dzieje, jak kot nie je, więc jedz kochany - miauknęła - bo mi zmarniejesz - dodała.
- N-nie będę jadł. Nie jestem głodny. Sama jedz - burknął, kładąc po sobie uszy.
W odpowiedzi tylko bardziej go przygniotła, po czym delikatnie pacnęła łapą jego ucho. Niech on że się w końcu rozluźni, taki gbur się z niego zrobił!
- Nie - brnął w zaparte czarny, starając się to przeżyć.
Po jego wypowiedzi, Miodunka położyła swą głowę na jego głowie, mrucząc.
Ah, jakby tak jeszcze odwzajemniał choćby ułamek jej uczuć i przyjacielskich zachowań, to ten moment byłby tak dobry…
- Jak jesteś głodna to sama jedz - powiadomił ją, podnosząc gwałtownie przednią część ciała, zrzucając tym sposobem z siebie kotkę, która tak jak wielokrotnie uprzednio on, pisnęła, upadając na grzbiet mocno. Wstała jednak bez zwłoki po czym skoczyła na Nikogo, przez co przeturlali się kawałek.
- Zjedz - miauknęła do niego niewinnie, robiąc słodkie oczka.
<Niktusiu?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz