Dziwnie było żyć ze świadomością, że to, co wydawało mu się wieczne, przepadło na zawsze. Nigdy więcej nie zobaczy intensywnie rudego futra z tak bliskiej odległości. Nie zanurzy swego pyszczka w gęstej sierści porastającej klatkę piersiową kocura, a jego nozdrza nie zostaną połaskotane przez charakterystyczny zapach obcego klanu, który wbrew pozorom napawał go optymizmem i upewniał, że jest bezpieczny.
Kręcił się po obozie ze zwieszoną głową, smętnie wlokąc łapami po ziemi. Ogon trzymał nisko, wręcz ciągnął go za sobą, bo zdawał mu się jedynie zawadzać. W myślach wciąż przewijał mu się Żar. Ale nie taki, jakiego dotąd znał. Nie ten miły i życzliwy, stanowiący największe ukojenie dla Rudzika – ten obraz przepadł. Teraz był to tylko zwykły zdrajca, który bawił się jego uczuciami, a na boku kręcił w swoim klanie z wieloma kotkami.
Obwiniał się za to, że w ogóle nie wziął pod uwagę tego, jak ciężki do utrzymania może być związek na odległość. Widywali się rzadko i tak naprawdę nie było pewności, czy są wobec siebie szczerzy. Między sobą mogli budować obraz idealnych, ale we własnych klanach ukazywały się prawdziwe oblicza. Chociaż akurat Rudzik zawsze był strachliwy, nigdy nie udawał przed Rozżarzonym Płomieniem kogoś innego. I przez to myślał, że kocur kocha go bezgranicznie, nie zwracając uwagi na wady, jakie miał w sobie cętkowany.
Przez tę całą akcję z ostatniego zgromadzenia nie miał w ogóle apetytu. Nie dosyć, że jadł tyle, co nic, to robił tylko minimum tego, co powinien. I to akurat mu się nie podobało. Nie mógł tyle rozpaczać i użalać się nad swoim losem. Musiał pokazać, że nie jest słaby, że ma siłę, by być jakkolwiek pożytecznym dla klanu. Jeśli zajmie się czymś, to może w ten sposób chociaż odciągnie myśli od byłego.
Pełen nagłej motywacji - ruszył na polowanie, ale nie mógł skontrolować tego, gdzie pokierowały go łapy. Z początku nawet nie zdawał sobie z tego sprawy, ale ta granica była mu zbyt bardzo znana, by nie mógł jej teraz rozpoznać. Wiedział, że rozsądniej byłoby zatrzymać się i zawrócić, ale wyjątkowo nie posłuchał swego rozumu.
Zaczął rozglądać się za potencjalną ofiarą, wmawiając sobie, że tu po prostu są najlepsze piszczki. Jednak zapach burzaków był zbyt rozpraszający, by mógł się skupić. Nawet jeśli ich woń nie była specjalnie intensywna, to i tak czuł, jak wręcz wodzi go za nos i ciągnie ku nim.
Otrząsnął się. Nie. Żar to przeszłość, nie powinien o nim myśleć. Tak naprawdę tylko psuł mu życie i bardzo dobrze, że Rudzikowi udało się od niego odciąć. Nikt nie będzie go teraz podejrzewał o zdradzanie klanu. Od dziś będzie nienawidził Klan Burzy.
Jakkolwiek nie zapewniał siebie o swojej neutralności, to i tak dał się skusić losowi. Poszedł tam. Udał się w kierunku miejsca, w którym zawsze widywał się z ukochanym. Tam, gdzie leżał powalony konar drzewa, a rudzi kryli się w nim i wtulali w siebie wiele razy, bez jakiegokolwiek poczucia ryzyka, że ktoś ich tu znajdzie.
Pociągnął nosem, zatrzymując się nieopodal. Był zdecydowanie wciąż zbyt słaby. Nie potrafił poradzić sobie z czymś, co nie miało fizycznej formy. Momentalnie trzepnął w złości ogonem. Nie, tak nie mogło być dłużej.
Odwrócił się. Pewien swego postanowił wrócić do obozu i iść na polowanie w inne miejsce.
— Rudziku?
Przegrał. Cętkowany całkowicie poległ, gdy usłyszał ten głos. Wiedział, do kogo on należy i uznał to za przekleństwo od Klanu Gwiazdy, że akurat teraz musiał na niego trafić. Serce zabiło mu, ale nie z powodu miłosnych wspomnień, tylko ze stresu. Co ma teraz zrobić? Jak odejdzie, to wyjdzie na tchórza. Jak zostanie, to tylko udowodni, iż wciąż go kocha.
— Daj mi spokój — rzucił oschle, a pewność, z jaką wypowiedział te słowa, zaskoczyła jego samego.
Na początku zapadła między nimi niezręczna cisza. Dopiero potem dźwięk łap odbijających się od podłoża uświadomił go, że kocur się zbliża. Nocniak zareagował natychmiastowo.
Uskoczył w tył, obracając się w locie. Podniósł wzrok na zdezorientowanego rudzielca. Widział go, w pełnej okazałości. Idealnego jak zawsze.
— Daj mi się wytłumaczyć — poprosił Żar. — To nie tak jak myślisz, przecież znasz mnie…
— Nie znam cię wcale — mruknął z bulwersem w głosie. — Nie widzę, co robisz na co dzień i jak świetnie radzisz sobie beze mnie. Nie widzę, jak zasypiasz, nie widzę, jak śpisz i nie widzę, jak wstajesz. Taki… Taki związek nie miał sensu. Jak długo niby miało to przetrwać, skoro otaczasz się tyloma kotkami? I to jeszcze w tak bliskich relacjach? — spytał zdesperowany, ale fakt, iż mówił prosto z serca, nie pozwalał mu się zająknąć.
— Nic mnie z nimi nie łączy! To było zwykłe porozumienie, tamta kotka mnie prześladuje…
— Nie! — przerwał mu. — Nie tłumacz mi się. To i tak już nie ma znaczenia, mam kogoś innego — wypalił.
Rozżarzony Płomień osłupiał, patrząc na niego z niedowierzaniem. Przez uchylony pysk nie wypadło ani jedno słowo. Gapił się na niego w milczeniu tak długo, że Rudzikowy Śpiew palił się ze wstydu i miał ochotę uciec. To kłamstwo, to było pierwsze, co przyszło mu do głowy.
— Jak to? — wykrztusił.
— N-normalnie — odparł, przełykając głośno ślinę. — Kocham go. On kocha mnie. Widzę go przez większość czasu, śpimy razem i wiem, że mnie nie zdradza — wyjaśnił, starając się uspokoić przyspieszony oddech. Nie mógł dać po sobie poznać, że blefował.
Żar wciąż wyglądał na speszonego, a jego mina sugerowała, że czeka, aż Rudzik uśmiechnie się i powie, że to tylko żart i tak naprawdę wciąż go kocha.
— Dlaczego? Kim on jest? Jest rudy? — Padła seria pytań.
— Powód jest prosty. Czułem się przez ciebie samotny, a on… On po prostu okazał się lepszy od ciebie. Nie, nie jest rudy, ale i tak jest wspaniały. Ma piękne… — zawahał się, kreując sobie w głowie totalnie losowy wygląd przystojnego wojownika — bure futro. I dużo bieli. Nie wiem jak to powiedzieć, ale jest… Jest idealny – stwierdził.
Dawno mu się tak ciężko nie oddychało, a serce nie biło w tak zawrotnym tempie. Nie wiedział, czy burzak jest wściekły, ale widząc jego minę, wzbudził w sobie obawy, że ten zaraz rzuci się na niego i go skrzywdzi. Skulił się na samą myśl i zaczął powoli wycofywać w stronę swoich terenów.
<Żar?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz