— Witaj, jestem Bylica. A ty?
Mieszkaniec owocowego lasu obmierzył ją tylko nieufnym spojrzeniem i powąchał piszczkę, którą mu podała. Poważnie? Liczyła, że zje zwierzynę od obcej samotniczki?
— Możesz ją zjeść, nie jestem głodny — miauknął. Jego pysk wciąż był gościnny i uprzejmy, ale widać było zdystansowanie, które czuł do niebieskiej. — Co robisz na tym terenie?
— Mieszkam całkiem niedaleko, przechadzam się tu często. To ładne miejsce.
— Nie widziałem cię tu wcześniej — stwierdził, kładąc uszy. — Powiedz coś o sobie.
— Hm, no cóż, jeśli pójdziesz na bagna, to zobaczysz stosy z kamieni, część z nich jest moja, zajmuję się ich budowaniem, ale dzień ogólnie i tak nie jest zbyt intrygujący. A ty? Jak masz na imię? — spytała przyjaźnie.
Stosy z kamieni? No, nieźle. Ciekawe zajęcie. Musi jej się bardzo nudzić.
— Jestem Perkoz, jeśli tak bardzo chcesz wiedzieć — zamknął oczy i wypiął dumnie pierś. — Poza tym, mogę się pochwalić moimi pazurami. — mówiąc to, pokazał jej łapę z dodatkowym palcem. Jak nie lubił Owieczki tak cieszył się, że dostał od niej takie geny. Kochał się tym afiszować. Podobnie jak kręconym futerkiem.
— Och! - westchnęła Bylica. Nigdy nie widziała kota z tyloma palcami.—- cóż za niespotykana cecha! Na pewno dzięki temu lepiej idzie ci w polowaniu i walce. — powiedziała.
Zaśmiał się. Uwielbiał być komplementowany. Już lubił tą kotkę, skoro mógł sobie na niej trochę podbudować i tak już zawyżone ego.
— Nie miałem okazji tego wypróbować, ale daje mi to pewną przewagę — miauknął dumnie, wysuwając i wsuwając pazury. — A tak poza tym, wyobraź sobie, że szkolę kotkę, która jest ode mnie starsza! To chyba bardzo podkreśla moją wyjątkowość i błyskotliwość, nie sądzisz?
— Zaiste! - powiedziała z entuzjazmem Bylica. — Masz bardzo ciekawe futro. Takie...kręcone. Pewnie nikt inny nie ma w twoich stronach takiego, wydaje się dość rzadkie — dodała.
— Ach tak, jestem sam — miauknął rudy dumnie. W zasadzie to Zimoziół też miał takie futro, a wcześniej także jego matka, ale o tym już nie wspomniał. Nie była potrzebna jej ta informacja, a poza tym w ten sposób czuł się bardziej wyjątkowy. Nie chciał też jej zbyt dużo powiedzieć, bo nie wiedział, czy koty z zewnątrz wiedziały w ogóle o ich istnieniu. — Jak sobie radzisz sama? Nie masz żadnych, nie wiem, przyjaciół czy coś? Chyba bym nie wytrzymał, gdybym nie miał kolegi, który wylizuje mi futro każdej nocy i każdego poranka, czy z którym wspólnie poluję — stwierdził, przypominając sobie o Ćmie.
— Przyzwyczaiłam się, ale często zaglądam do takiej jednej samotniczki, starszej ode mnie. Mamy wspólne zainteresowania. — powiedziała. — Jednak faktycznie, wielu takich jak ja czuje się samotnymi. Rzadko można spotkać kogoś, kto chciałby chociaż pogadać. Ta kocica z spadła mi prosto z nieba!
— To wspaniale! — miauknął. — Cieszę się, że masz towarzystwo. Co to za świat bez innych kotów? — nie zwariował jeszcze na tyle, by przyjaźnić się z lisami. — A masz... Rodziców?
Co najmniej dziwne pytanie, ale ciekawił się, jak to jest mieć prawdziwych rodziców. Ojca nigdy nie poznał, a Owieczka nigdy go nie kochała. Ba! Nawet mówiła do niego na "ty", zanim w ogóle zachciało jej się go nazwać. Wychowywał się z rodzicami Mrówki i Słonecznika, ale wiedział, że nigdy nie zastąpiliby biologicznych rodziców, a ci z kolei go nie kochali.
Wigor kocicy nieco się zmniejszył. Po chwili srebrna odpowiedziała.
— Moja matka zmarła, kiedy miałam kilkanaście księżyców. Niestety na koniec nie za często rozmawiałyśmy, z jej wyborów. Ojciec zmarł niedługo później na tą samą chorobę, ale z nim miałam lepszą relację pod koniec jego życia. Wspierał mnie. No i jeszcze miałam babcie, ale zmarła przed nimi. Mam też dwójkę braci, jeden z nich niestety to lis w ciele kota, który najchętniej by syczał w nieskończoność na każdego kto przechodzi w promieniu dziesięciu lisich długości. — zaśmiała się. — uwielbiałam mu wsypywać śnieg do legowiska, wyobraź sobie, nigdy się nie zorientował, że to byłam ja!
Perkoz się zaśmiał. No to przewidział te relacje z lisami! Ciekawe, jaki był ten jej brat.
— W takim razie musiałaś to robić bardzo dobrze — zaśmiał się. — Ja... Nigdy nie poznałem swojego biologicznego ojca. A matka mnie nie kochała. Była dla mnie szorstka i oschła. I uwierz mi, przez większość czasu mówiła do mnie "ej, ty", zanim w ogóle nas nazwała. Wychowywałem się w zastępczej rodzinie, ale to nie to samo. Mam siostrę i w zasadzie mało mnie ona obchodzi, ale nie jest zbyt miła. Chociaż w sumie to się jej nie dziwię, skoro miała takich rodziców. Nawet im się nie chciało wychowywać swoich dzieci!
— To przykre. Współczuję ci. Dobrze jest mieć rodzinę. Ja tęsknię za swoją. — powiedziała ze smutkiem.
Rudy westchnął.
— Cóż, takie jest już życie. Nie warto się tym przejmować. Trzeba iść dalej i nigdy się nie zatrzymywać. Zostawiłem matkę daleko za sobą i nie chcę do niej wracać.
<Bylico?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz