-Borsukolisie? Lisioborsuku?
-Nie mamo! Myślisz kompletnie źle! Chciałem właśnie powiedzieć...ty...Ty Borsilisie!
-Bardzo ciekawa nazwa, słonko. Spójrz, Borsilis ci ucieja! - powiedziała Bylica, oddalając nieco swą końcówkę ogona, ochrzczoną "borsilisem" od swego buntowniczego syna.
- A masz, ty kreaturo! Nikt nie ucieknie przed Fiołkiem! - pisnął maluch, po czym rzucił się znów na swego przeciwnika, a następnie zaczął go obgryzać, i próbować przybić do ziemi.
-Mamooooo, a czy borsuki mogą tu gdzieś mieszkać? - spytała Skowronek, patrząc na rodzicielkę wielkimi, pomarańczowymi oczyma.
- Nie, kochanie, nie. -odparła błękitna, liżąc córkę za uchem. - Tu nie ma borsuków, a przynajmniej nie pojawiają się często. Ja żadnego nawet w życiu nie widziałam. Natomiast niedaleko mieszkają lisy, ale spokojnie, jesteśmy bezpieczni, mama dba o bezpieczeństwo nas wszystkich. - wytłumaczyła.
- A tak swoją drogą to... gdzie jest twoja mama? Nasza babcia? - spytała cichutko Deszczyk, grzebiąc łapką w ziemi.
Bylica zdziwiła się tym pytaniem, najwyraźniej kocięta zaczęły być ciekawe swoich innych krewnych i korzeni. Po chwili odpowiedziała.
- Moja matka... nie żyje już od wielu, wielu księżyców. Zmarła jeszcze przed moim wygnaniem, na tak zwaną wściekliznę. Nie tylko jej ta choroba przyniosła śmierć, ale także Mokrej Gwieździe. Lecz skubaniec odrodził się, bo miał jeszcze życia od Klanu Gwiazdy. Sikorka znacznie bardziej na ten dar zasługiwała niż on, ale nie ukrywam, ona też nie była ideałem.
Dostrzegła zainteresowanie w oczach kociąt. Nawet Fiołek zaprzestał gryzienia ogona matki. Czekali na wyjaśnienia. Dalszy ciąg wypowiedzi srebrnej. Kocica uśmiechnęła się, po czym ruchem ogona przywołała kocięta do siebie. Cała piątka ułożyła się tuż przednią w pozycjach bochenkowych, czekając na to, co zielonooka powie dalej.
- Sikorkowy Śpiew, moja matka, pod koniec swego życia nie miała ze mną zbyt dobrych kontaktów. Nie przychodziła do mnie podczas mojej kary nadanej przez Mokrą Gwiazdę i...
- Czemu on ci dał karę? - spytał z ciekawością Fiołek.
- Bo się sprzeciwiłam ogółowi, ale o tym kiedy indziej.
- No ale mamo!!!!! - oburzył się niebieski.
- Fiołku, chcę dokonczyć tą opowieść, którą zaczęłam.
-Phi. - prychnął żółtooki, po czym odwrócił się do niej tyłem. Bylica przewróciła oczami, po czym kontynuowała.
- Ale to nie jest wszystko. Sikorka...okłamywała mnie i moich braci w pewnej bardzo, a to bardzo ważnej sprawie, mimo, że byliśmy już duzi, i mieliśmy prawo o tym wiedzieć...- zaczęła. To co miała im na koniec wyjawić to będzie dla nich ciężki temat. - Oni do teraz raczej nie wiedzą. Ja odkryłam tajemnicę, ponieważ podsłuchiwałam. - na moment przerwała, ale już po chwili tak jak uprzednio z powagą, dość nietypową dla niej przy opowiadaniu historii, kontynuowała - okazało się, iż ja i moi bracia nie byliśmy w cale dziećmi Orzechowego Futra, o czym i on doskonale wiedział, jednak przez Sikorkę nie mógł nam tego wyjawić. Tak naprawdę ja i moi bracia jesteśmy dziećmi Bąbla, pieszczocha, który miał romans z moją matką. - rzekła. Martwiła się, iż przeładuje kocięta tymi informacjami, i że nie będą w stanie dobrze przyjąć tego, co im już za kilka uderzeń serca miała powiedzieć. Ale kto by był? Ona wiedziała, jakie to uczucie. Lepiej wcześniej to zrobić niż później. - Ale nie tylko dlatego, że to historia mnie i mojej rodziny, wam to opowiedziałam. - rzekła zielonooka. Nie było już odwrotu.- dwójka z was także ma... inne korzenie niż reszta.
Nie spojrzała na maluchy, tylko wbiła wzrok w korę.
- I chcę żebyście o tym wiedziały, Skowronku i Kminku, nie dla tego, żeby was włożyć do innej kategorii niż moje biologiczne kocięta, a dlatego, żebyście znały swoją historię, wiedziały, z kąd pochodzicie, żebyście nie żyły w kłamstwie na ten temat. Pamiętajcie, dla mnie, mimo iż to nie ja wydałam was na świat, jesteście moimi ukochanymi córkami, i to się nigdy nie zmieni. - wzięła głęboki wdech, starając się zignorować panującą we wnętrzu kłody atmosferę, i nie patrzeć na miny jej dzieci, aby nie wybić się z rytmu. - Nie wiem, jak nazywała się wasza matka. Niedługo po narodzinach Deszczyka, Krokus i Fiołka znalazłam was w rozpadającej się norze, przy jej ciele. Była mizerna, chuda, mała, nie przetrwała niestety porodu. Lecz wy przetrwałyście. Wasza matka była do was podobna. Miała czekoladowo-rude futro, dużą ilością bieli, i brązowe oczy, takie jak ty masz, Kminku. Nora zawaliła się tuż po tym, jak was z niej zabrałam.
Zakończyła, po czym wzięła głęboki oddech, a następnie spojrzała na wychowywane przez siebie kocięta.
<dzieci?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz