- Wola Gwiezdnych zawsze się spełnia - wyszeptał. - Wiesz, próbowałem to
zatrzymać. - Cichy chichot wydobył się z jego pyska - Ale nie można powstrzymać
Ich siły. Zginęła przeze mnie, mimo że stchórzyłem i porzuciłem swoją misję.
Zdradziłem. Okazałem się zbyt słaby.
Nie zawiodę ich po raz kolejny.
Bylica była zła i wściekła, rozżalona i sfrustrowana.
Konwalia zginęła przez kocura imieniem Muchomorzy Jad, który stwierdził, iż
była to wola Klanu Gwiazdy.
Nocne Pióro zmarła na czarny kaszel, mimo przyniesienia jej przez błękitną leku.
A srebrna nic nie mogła nic na to poradzić. A z drugiej strony po ochłonięciu
nie miała już takiej nie odpartej ochoty rzucić się na pomarańczowookiego
medyka Klanu Nocy.
Chodziła po terenach nie posiadając żadnego celu, albo siedziała w dziupli pewnego
drzewa. Przestała odczuwać tyle radości z życia co wcześniej.
Potrzebowała z kimś poprzebywać, by odciągnąć od tego wszystkiego swe myśli. Zaczęła
więc chodzić na granicę owocniaków, wypatrując rudego, szylkretowego lub czekoladowego
futra.
Kiedy tylko wyczuwała, iż zbliża się patrol, natychmiast się ulatniała. Tarzała
się także w wonnych ziołach, by zamaskować swój zapach, bo nie chciała mieć
kłopotów.
Jednak mimo długiego przesiadywania przy granicy dostrzegła tylko raz
szylkretowe futro Kuklika. Nim jednak zdążyła do niego podejść, ten zniknął już
z jej pola widzenia, co doprowadziło ją do jeszcze większej frustracji. Agrest
nawet jej nigdzie nie mignął, podobnie jak Plusk. Pomimo tego, że dziko
pręgowana często przesiadywała przy rzece, tam, gdzie pierwszy raz spotkała
klasycznie pręgowaną, to nigdy nie udało jej się dostrzec żółtookiej. Pech
chciał, że chyba się mijały, albo ruda po prostu nie przychodziła tam tak
często.
Ryjówka, samotniczka którą poznała Bylica w siedlisku dwunożnych także wsiąkła
w ziemię, choć srebrna wyczuwała, iż ta przez pewien czas po pogrzebie Nocnej kręciła
się gdzieś w pobliżu. Czarno-białego Słonecznika także gdzieś wcięło. Z każdym
dniem córka Sikorki stawała się coraz bardziej rozdrażniona, nie wiedziała, jak
długo tak pociągnie. Nawet kamienie nie były w stanie poprawić jej humoru. Nie
wychodziło jej budowanie nowych stosów, gdyż nie miała do tego cierpliwości, za
każdym razem kamienie się jej rozsypywały, gdy w przypływie gniewu i myśli
zrobiła coś nie tak przy ich układaniu.
Nie miała zamiaru z desperacji dołączyć do Klanu, czy też do Owocowego Lasu jeśli
była by taka możliwość, gdyż nie cierpiała systemu klanowego, a nie wiedziała,
jak jest u owocniaków. Nie chciała się wkopać w podobne lub i gorsze bagno.
Kolejnego kitowego dnia szła niedaleko granicy z Klanem Nocy, kiedy nagle
spotkała na swej drodze znajomą kremową samotniczkę.
- Ty – wysyczała Lew, jeżąc futro i wysuwając pazury. –
masz ochotę na rewanż? – warknęła, zbliżając się o krok w stronę Bylicy.
- Nie mam dziś nastroju, i nie chcę później czyścić się z twojej krwi. –
odwarknęła Bylica marszcząc nos i odsłaniając ostre kły.
-Chyba nie będziesz mieć wyboru! – krzyknęła bojowo kremowa, rzucając się na
starszą od siebie kocicę. Dwie kotki stały się jakby jedną wściekłą masą. Lew
drapnęła Bylicę w bark, na co ta odpowiedziała wgryzieniem się w grzbiet
tygrysio pręgowanej. Nim ta zdążyła odpowiedzieć srebrna odskoczyła, po czym przypuściła
ponownie atak. Za cel obrała tylną nogę, chcąc sprawić aby przeciwniczka
straciła równowagę. Lew umknęła w ostatnim momencie, po czym z wściekłością i
determinacją w oczach przejechała Bylicy po grzbiecie. Dziko pręgowana
odskoczyła jak oparzona, po czym z furią wskoczyła lew na grzbiet, przez co
druga mniejszą kotka straciła równowagę i upadła na bok. Obie jak najprędzej
odturlały się od siebie, nie chcąc dać drugiej szansy na atak w brzuch czy w
pysk. Lew szybko wstała po czym wskoczyła na Bylicę, która uchyliła się przed
ciosem po czym trzasnęła długofutrą w pysk tak mocno, że aż ta przeleciała kawałek
dalej. Wściekła Bylica zaczęła strzelać jak z bicza ogonem w powietrzu.
- Mówiłam, że nie mam dziś humoru. – wycharczała, po czym splunęła. Lew wstała
po czym zaczęła się cofać. Bylica szybko doskoczyła do niej po czym przejechała
swymi długimi i ostrymi jak brzytwa pazurami po boku kremowej, robiąc głęboką
ranę. Już po chwili kotka o tygrysich pręgach uciekła z pola walki, mrucząc pod
nosem, że Bylica jeszcze popamięta, co prawie doprowadziło błękitną do takiego
szału, żeby pobiec za nią, dogonić ją dzięki swej szybkości a następnie zbić
tak, żeby się nauczyła, by z nią nie zadzierać.
Zielonooka wzburzona jak morska woda podczas sztormu poszła do swoich niedawno
uzupełnionych zapasów ziół, aby opatrzeć rany. W tym czasie mogła by pójść iść
sprawdzić, czy czasem Plusk znów nie wraca z terenów Klanu Burzy, ale zamiast
tego musiała zadbać o swój stan, aby nie wdała jej się czasem infekcja. Nie
chciała w końcu męczyć się z kolejnym schorzeniem tak jak pewien czas temu z
kaszlem lub nie dajcie skały skończyć jak Nocna.
Po opatrzeniu swych ran zaszyła się w wyścielonej mchem dziupli wraz ze swą
szyszką i kamieniem między jej łuskami.
***
Z każdym następnym dniem była coraz bardziej zła i spragniona towarzystwa,
choćby i kot z którym by przebywała miał do niej się nie odzywać. Ewentualnie
rozszarpać kogoś, ale nie chciała na oślep kogoś ukatrupić, więc ta opcja
odpadała, plus, nie chciała tak po prostu zabić jakiegoś przypadkowego kota.
Wyszła ze swej siedziby, aby rozprostować kości, może zapolować i wyżyć się na
ciele ofiary lub na jakimś kawałku kory.
Idąc przez wysoką trawę wyczuła czyjś zapach. Zaczęła za nim podążać.
Niespodziewanie wpadła na jakiegoś białego kocura o wywiniętych uszach.
- Witaj piękna damo – powiedział żółtooki kocur. Już widziała, iż był to typ
tego, który podrywa wszystkie kotki w okolicy, albo po prostu naćpał się
kocimiętki, bo było czuć nią od niego.
I nagle wpadła na pomysł, jak wydostać się z tego koła które ciągnęło się już
większość pory nowych liści.
I tak jak się spodziewała, wywiniętouchy natychmiast się zgodził.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz