Uderzenia serca dłużyły się niemiłosiernie, gdy białasek obudził się i od razu wiedział, co miało nastąpić tego dnia. Ekscytacja, nuta lęku i desperacja zamiennie walczyła o pierwsze miejsce w jego głowie.
Brał głęboki wdech i wydech, odliczając czas. Słońce zdawało się tak leniwie poruszać po niebie, jak gdyby specjalnie chciało utrzymać trzy kocięta w napięciu przed ceremonią.
— Co mam zrobić? — zapytał mamę, gdy ta miała już wychodzić z kociarni. — Czy powinienem się wtedy uśmiechać, czy może zachować poważne spojrzenie? Mamo?
Rdzawe Futro tylko się cicho zaśmiała, przechodząc wzrokiem po małej trójce.
— Nieważne, jak się zachowacie, z pewnością zaprezentujecie się dumnie.
Blask kiwnął głową. Przymknął powieki, próbując uspokoić natłok pozytywnych i negatywnych emocji. Na jego pysk wkradł się uśmiech. Trochę spokojny, trochę podekscytowany uśmiech, gdy wpatrywał się w miejsce, gdzie już niedługo zostaną uczniami i otrzymają własnych mentorów.
Kątem oka zauważył tylko, jak Rdzawe Futro wychodzi z kociarni i kieruje się w stronę legowiska tatusia.
Nie musieli długo czekać, nim usłyszeli wołanie klanu. Jego łapy wystąpiły poza dobrze znany kocięcy żłobek. Azyl, gdzie bawił się, rozmawiał z rodzeństwem i gdzie dorastał. Spojrzał ostatni raz na wnętrze tego pachnącego mlekiem i matczyną miłością miejsca, nim całkowicie z niego wyszedł, świadomy, że już nigdy tam znowu nie zamieszka.
* * *
Trójka kociąt stała już u stóp miejsca, skąd przemówiło Jaśminowa Gwiazda. Blask w ciszy słuchał, jak tata mianuje Jarzębinkę i Zimorodka. Jego spojrzenie było dumne, futro czyste i ułożone, a postawa wyprostowana. Chciał prezentować się jak godny nowy uczeń!
Był ostatni z tej trójki. Gdy Jaśminek skierowało wzrok w jego stronę, spokojny wzrok czerwonych oczu napotkał się z nim.
— No i ty, Blasku, otrzymasz imię Lśniącej Łapy, a twoim mentorem zostanie Kalinkowa Łodyga. A jeśli chodzi o was, mentorzy, wierzę, że wyszkolicie tą trójkę młodych uczniów na przykładnych wojowników, jakimi sami jesteście.
Na jego pysk wkradł się ciepły, spokojny uśmiech, gdy zetknął się nosem z szylkretką. Kalinowa Łodyga. Partnerka Cętkowanego Rysia. To taki przyjemny wybór mentorów! Zimorodek i on dostali takie kotki. Cieszył się z wyboru. Był tak ciekaw treningu. Tak ciekaw Kalinkowej Łodygi.
Zetknął się z nią nosem, czując ciepło bijące od wojowniczki. Gdy ceremonia dobiegła końca, przez klan przeszedł wiwat.
— Jarzębinowa Łapa! Zimorodkowa Łapa! Lśniąca Łapa!
On krzyczał chyba najgłośniej ze wszystkich, gdy wznosił wiwaty za nowe imiona swoich sióstr. Chciał okazać im wsparcie i miłość. W końcu byli rodziną. Nieważne, jak bardzo różnili się charakterami.
Gdy większość kotów się już rozeszła, Jaśminowa Gwiazda zeskoczyło z punktu zebrania, by zamienić z nimi parę słów. Lśniąca Łapa ucieszył się, słysząc gratulacje i przyjemne rady z ust rodzica. Albinos też wykorzystał ten moment, by pogratulować rodzeństwu.
Gdy szynszylowy lider odszedł, Lśniąca Łapa, wciąż nie mogąc przyzwyczaić się do nowego imienia, ustanął na boku ze swoją nową mentorką.
— Jak, podekscytowany? — miauknęła ciepło kotka w kierunku świeżo upieczonego ucznia. Uśmiechnął się, kiwając głową.
— Tak, proszę pani — odparł. Gdy widział jej pyszczek zachęcający do otworzenia się przed nią, sam nie mógł się od niego powstrzymać.
— Te grzeczności to możesz zachować dla siebie — zaśmiała się. — Mów do mnie po imieniu. Jestem w końcu twoją mentorką, prawda?
— Tak, wybacz, proszę pa- — urwał. — yy, to znaczy, Kalinkowa Łodygo. Co będziemy robić na treningu?
— Na chwilę obecną pokażę ci terytoria i być może zaczniemy uczyć się podstaw polowania, gdy będziemy wracać. Ale z pewnością przed jakimkolwiek polowaniem musisz nauczyć się zapachów, które cię otaczają.
Nie mógł się doczekać. Wyprawa poza obóz! Nigdy nie był poza obozem. Był tak ciekawy, jak wyglądały terytoria!
— Pani... Kalinkowa Łodygo — poprawił się, wciąż nie mogąc oduczyć się nadużywania zwrotów grzecznościowych. — Jakie zwierzęta mieszkają na naszych terenach? Słyszałem o lisach, kunach i wilkach... Czy to niebezpieczne?
— Drapieżniki się zdarzają, ale my trzymamy się ich z daleka. Dopóki nie kręcimy się wokół nich, nie stanowią dla nas zagrożenia. Ale nie martw się, i tak dam ci mnóstwo rad, jak powinieneś się zachować, gdy ustaniesz naprzeciw takiego mysiego łba.
— Dziękuję.
— Żadnego dziękowania! — rzuciła, mrugając do niego okiem. — Po kim ty masz taką nadmierną grzeczność, co? Rdzawe Futro chyba aż za dobrze wychowała swoje dzieciaki.
Lśniąca Łapa zaśmiał się spokojnie. Zauważył, jak jakaś dwójka wojowników przechodzi koło nich, rzucając im dłuższe spojrzenia. Pojawiła się w nim niepewność, którą starał się ukryć.
— Czemu się tak dziwnie patrzą? — spytał tak spokojnie, jak potrafił.
— Kot z czerwonymi oczami to nie jest coś codziennego. Nie przejmuj się nimi. Mogą się na ciebie patrzeć w różny sposób, ale uczniostwo to okres, w którym kot udowadnia swoją lojalność. I tak nie będą podskakiwać synowi lidera — dodała z przymrużeniem oka, uśmiechając się do niego. — Pewnie są zainteresowani wyglądem ciebie i twojej siostry.
Uczeń kiwnął głową. Lubił swoje czerwone oczy i pędzelki na uszach. Wyróżniały go wśród tłumu. Ale przynosiły także cholernie raniące minusy, takie jak wrażliwość na światło i skóra podatna na sparzenia. Musiał uważać na słońce.
Przez moment chciał o tym powiedzieć mentorce, ale zawahał się. Nie chciał przyznawać się do swojego słabego punktu i słabości, których w sobie nienawidził. Nie chciał, żeby pomyślała, że był słaby i potrzebował szczególnej, specjalnej pomocy i opieki. Nie potrzebował pomocy. Nie chciał jej.
— Zatem nie rozmawiajmy już dłużej. Czas chyba rozprostować łapy, co? — miauknęła, zaczepnie plotąc swój koniuszek ogona z jego koniuszkiem. To był również swego rodzaju gest wsparcia i zachęty.
Albinos ruszył za szylkretką w kierunku wyjścia z obozu. Wiatr chłodną, ale przyjemną bryzą uderzył w jego pysk, gdy wyszli na otwarty teren. Zachwyt ogarnął całe jego ciało. Czuł tyle nadzwyczajnych zapachów. Tyle nowych woni, których nigdy wcześniej jeszcze nie czuł.
— Przyjemnie jest pooddychać świeżym powietrzem, co nie? — miauknęła cicho jego mentorka. — Ruszajmy. Nie musimy się spieszyć, ale nie powinniśmy też stać w miejscu.
— Gdzie się kierujemy? — spytał kocurek.
— Na zachód. W kierunku granicy z Klanem Wilka.
Pokiwał łebkiem. Zrównał krok z krokiem wojowniczki. Przez jakiś czas szli w ciszy, ale szybko mentorka podjęła się tematu. Zaczęła mówić, jednak w tym czasie wciąż szli, zmierzając w kierunku granicy.
— Wilczaki zamieszkują iglaste tereny. Graniczą z Klanem Klifu i Klanem Burzy. Są z pewnością dobrzy w walce. — miauknęła. — Burzaki są szybkie i zwinne, mieszkają na otwartych terenach i polują na króliki. Słyną z łagodnego usposobienia. Nocniaki to prawdziwe rybojady. I żebyś się tylko przekonał, jak śmierdzą! Już nawet Burzaki aż tak bardzo nie cuchną królikami. Nocniaki za to uwielbiają pływać i polować na ryby. — wytłumaczyła.
— Co robią, gdy woda zamarza? — zdziwił się czerwonooki.
— To już tylko oni wiedzą. Ale ryby to pewnie nie jedyne ich pożywienie. — miauknęła. — W każdym razie, od Wilczaków oddziela nas potok. Radzę nie wchodzić, woda wcale nie jest tak przyjazna. Od Nocniaków oddziela nas Orle Drzewo. To takie duże, szponiaste drzewo, wyróżniające się na tle innych typowych leśnych roślin. Z pewnością je rozpoznasz.
— Czy Orle Drzewo jest nasze? — spytał się Lśniąca Łapa, kierując na Kalinkową Łodygę uważne spojrzenie. W czasie dojścia do granicy z Wilczakami zdołał zauważyć, że w głębi terytoriów Klanu Klifu drzewa rosły o wiele mniej gęsto, niż wokół obozu.
— Nie. Należy do Klanu Nocy. — miauknęła w odpowiedzi wojowniczka. — Dobra, wracamy. Teraz pokażę ci Orle Drzewo. Potem zabiorę cię jeszcze w jedno ważne miejsce.
Kiwnął głową. Tym razem już w ciszy maszerował z Kalinkową Łodygą, zachwycając się otoczeniem, ćwierkaniem ptaków i kłębiącymi się nad ich głowami chmurami. Gdy dotarli tam, gdzie mieli dotrzeć, spojrzał z zaciekawieniem na duże drzewo. Podszedł bliżej, jeszcze bliżej, a łapy same go świerzbiły, by zacząć się na nie wspinać. Powstrzymało go przed tym jednak spojrzenie Kalinkowej Łodygi.
— Hej! — zawołała. — Może lubisz doznawać nowych wrażeń, ale nie chcemy zostać dzisiaj skopani. Nie możesz przekroczyć granicy.
Lśniąca Łapa westchnął. Mógł jedynie z daleka przyglądać się roślinie pnącej się tak wysoki w górę. Zazdrościł Nocniakom.
— Już, już. Przepraszam! — powiedział, czując, jak koniuszek jego ogona tańczy niczym gasnący płomyk ognia. — Jejku. I to wszystko na horyzoncie to terytorium Klanu Nocy?
— Tak — wytłumaczyła partnerka Cętkowanego Rysia. — Mają wielkie tereny! Klanie Gwiazdy, dostęp do rzeki i taki kawał otwartej przestrzeni? Jedzenia muszą mieć po same brzegi.
— Gdzie teraz idziemy?
— Wciąż na wschód. Znajduje się tam grota Dwunożnego. Nie będziemy się zbliżać. Pokażę ci tylko tereny wokół.
— Czemu nie? — Lśniąca Łapa spojrzał z zaciekawieniem na kotkę. To, co było niedostępne, było najciekawsze. Zastanawiał się, czemu nie chciała się zbliżać. Czy to było coś groźnego?
— Dwunożni to parszywe istoty! — miauknęła. — Nie można im ufać, a szczególnie temu. Nikt się tam nie zapuszcza.
Pokiwał głową. Nie zamierzał się sprzeczać. Nie dziwił się, słysząc, że Dwunożni są nieobliczalni. Za nic w świecie nie wyobrażał sobie być piecuchem. Co za katorga! Jak te koty żyły?
Gdy tam dotarli, poniuchał nozdrzami w powietrzu. Z daleka widział na horyzoncie tylko wielkie legowisko Dwunożnych.
— Proszę pani...
— Kalinkowa Łodygo! — poprawiła go kotka, śmiejąc się pod nosem. — Rany, chyba powinnam się cieszyć z takiej grzeczności w moją stronę, ale mów mi po imieniu. Chciałeś o coś spytać?
— Tak, wybacz, Kalinkowa Łodygo — miauknął, sam lekko się śmiejąc. Musiał odzwyczaić się zwracania się do wszystkich "per pan" i "per pani". — Chciałem się spytać o psy. Słyszałem mnóstwo historii o psach. Że są groźne i Dwunożni czasami z nimi chodzą. To prawda? Jak wyglądają? Widziałaś kiedyś psa?
— Och, psy są naprawdę rożne — mruknęła wojowniczka. — Niektóre wielkie i niebezpieczne, inne niewiele większe od nas. Faktycznie stanowią wielkie zagrożenie, jednak Dwunożni często chodzą z nimi z czymś przyczepionym do ich szyi, więc trzymają się swoich Dwunogów i nie zawadzają. Co innego, jeśli jakiś pies zacznie się pałętać wolno. Ale nie ma potrzeby się nad tym rozwodzić. Nie grozi nam póki co to zagrożenie.
— Rozumiem. — odparł spokojnie Lśniąca Łapa. Na jego pysku pojawił się spokojny lekki uśmiech, gdy wiatr zmierzwił jego białe futro.
— To już wszystko, co chciałam ci pokazać. Jesteś w stanie zapamiętać granice?
— Tak.
— Świetnie. Cieszę się, że czegoś się dziś nauczyłeś. Dalej! Wracajmy do obozu. Jeśli uda nam się coś wytropić, to możemy zapolować. Chociaż ostatnio zwierzyny jest mniej niż zwykle.
***
Gdy wrócili, niebo było już ciemne i pozasypywane gwiazdami. Chciał odszukać matkę lub "tatę" i pochwalić się treningiem, ale żadnego z nich nie widział. Obóz był cichy i większość kotów szykowało się już do snu. Tylko niektórzy dzielili się jeszcze językami i rozmawiali.
Było mu trochę szkoda. Przez uczniostwo będzie pewnie miał mniej czasu na rozmowy z rodzicami. Ale mimo to był optymistycznie i przyjemnie nastawiony do treningu, a wizja ćwiczenia napawała go pozytywną ambicją i energią do działania.
Nie musiał się także martwić o słońce, ponieważ niebo było ponure i zasnute chmurami od jakiegoś czasu. Dawało mu to chwilę wytchnienia. Wiedział jednak, że nic co dobre nie może trwać wiecznie i nie chciało mu się nawet myśleć o tym, że niedługo pewnie słońce znów wyjrzy zza chmur, a on będzie musiał jak nietoperz zaszywać się w cieniu i unikać zbyt długiego siedzenia przy słońcu.
Kalinkowa Łodyga usiadła obok niego, gdy on po ciężkim dniu w końcu mógł się pożywić. Zjadł ze stery jedną małą piszczkę. Podzielił się połową z mentorką, jednak kotka tylko uśmiechnęła się ciepło i pokręciła głową.
— Nie jestem głodna, Lśniąca Łapo. Jadłam rano. Pożyw się sam, musisz mieć energię na jutro.
— Pójdziemy na trening o świcie?
— Dokładnie tak. Nie martw się, zbudzę cię, jak będziemy wyruszali. Jutro poćwiczymy polowanie i tropienie, a później zajmiemy się walką. Coś wymyślę, by trening był ciekawy, okej? Mnie też rozpiera energia.
Lśniąca Łapa uśmiechnął się. Lubił swoją mentorkę. Zdawała się tak pogodna i energiczna, a jednocześnie opanowana, gdy sytuacja tego wymagała.
— Wiesz co? — miauknęła w końcu.
— Co?
— Kiedyś szkoliłam także twoją matkę, Rdzawe Futro. To właściwie zabawne, że teraz szkolę jej syna.
— Naprawdę? — kocurek z zaciekawieniem posłał szylkretce spojrzenie. — Jaką była uczennicą?
— Opanowaną. Czasami może trochę ciekawską. Ale trening z nią był przyjemny. — stwierdziła Kalinka. — Cieszę się, że teraz mogę szkolić ciebie.
— Och, to miłe. — odparł spokojnie albinos. Okrył puchatym ogonem swoje łapy. — A znasz może Niedźwiedziego Pazura? Znam Cętkowany Ryś i... No, wiem, że jesteście razem, ale nie wiem jaki jest Niedźwiedzi Pazur, a Jarzębina jego właśnie dostała jako mentora.
— Jego imię i budowa ciała brzmi groźnie, prawda? — Kalinkowa Łodyga zaśmiała się cicho i spokojnie. — Ale uwierz mi, wcale taki nie jest. To dobry kocur. Nie martw się o swoje siostry. Obie otrzymały znakomitych mentorów.
— Nie wątpię. Ja też dostałem.
Kalinkowa Łodyga uśmiechnęła się do niego.
— Dobry z ciebie uczeń, Lśniąca Łapo. Obiecuję, że wytrenuje cię na porządnego wojownika. — miauknęła w jego stronę, nim powoli podniosła się i przeciągnęła. — Cóż, czas na mnie. Robi się późno, trzeba iść spać. Ty też się wyśpij.
— Racja. Dziękuję jeszcze raz za wsparcie... Kalinkowa Łodygo.
— Proszę.
Obserwował, jak jego mentorka znika w cieniu legowiska wojowników. Sam westchnął, dokończył piszczkę i sam ruszył. Ruszył w kierunku swojego nowego legowiska.
Noc w tym miejscu była dziwna. Nie mógł się przyzwyczaić do zupełnie innych zapachów i innych posłań. A także do obecności zupełnie innych kotów. Zmęczenie jednak szybko zrobiło swoje. Zasnął szczęśliwy. Kalinkowa Łodyga już mu się podobała jako mentorka. Lubił ją. Była tak mądra i tyle wiedziała. Był jej wdzięczny za komplementy, które od niej otrzymał.
Jeśli to ona była jego mentorką, nie miał wątpliwości, że uczniostwo będzie wspaniałym okresem w jego życiu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz