w kij dawno temu
Kotka z obrzydzeniem patrzyła na egzekucję Muszego Lotu. Na taką śmierć nawet najgorszy morderca nie zasługiwał. Zdecydowanie straciła szacunek do Piaskowej Gwiazdy, po tym, co widziała. Wciąż miała resztki uprzejmości do liderki, była w końcu przywódczynią, a jednak to bestialstwo sprawiało, że budziła się w niej odraza. Ze skrzywieniem grzebała we flakach trupa, czując, że nie jest to coś, co powinien robić ktokolwiek. Nawet medyk. Martwe ciała powinno się szanować! Klan Gwiazdy tak przykazał.
**
teraz
Ostatnio morderca nierudych w ogóle nie atakował. Już od dawna nie było żadnej ofiary, przez co kotka nieco się uspokoiła. W obozie panowała niepokojąca cisza. Większość nierudych już dawno poszła polować, a w obozie odpoczywały jedynie rude koty. Uczennica medyka podeszła do swojej matki. Rzadko miała czas, by się z nią spotykać. Zioła wymagały dobrej pamięci. Nie mogła się rozpraszać. Może to był jej błąd, ale była perfekcjonistką. Nie mogłaby ot tak się obijać. Musiała być idealna w fachu, który trenowała, inaczej chyba by zwariowała.
- Cześć. - Powiedziała krótko, z zimnym głosem.
- Cześć, Wisienko - Miauknęła Borówka miłym głosikiem. Wiśniowa Łapa nie lubiła, jak mama zdrabniała jej imię, ale wyjątkowo nie wydała z siebie żadnego pomruku niezadowolenia. - Słyszałaś, że...
- Nie chcę słyszeć o żadnych plotkach, mamo - Mruknęła, nieco poirytowana. - Nie możesz opowiadać historii wyssanych z palca. Potem inni w to wierzą i tworzy się chaos.
- Nie no, skądże - Odparła optymistycznie kotka, chociaż nieważne, jak bardzo przyjemnie była nastawiona do życia, w jej oku i tak można było dostrzec zdezorientowanie ostatnimi sytuacjami. - Na pewno zaciekawi cię wieść, że Marchewkowy Grzbiet niedługo będzie rodzić kocięta, prawda?
Wiśniowa Łapa westchnęła, mierząc matkę zimnym spojrzeniem.
- Przecież jestem uczennicą medyka. Sama byłam przy tym, jak Jeżowa Ścieżka oświadczał, że jest w ciąży. Cóż, pozostaje się tylko cieszyć nowymi kociętami.
- Na pewno będą wspaniałymi wojownikami! - Miauknęła Borówkowa Mordka. - A ty jesteś wspaniałą medyczką!
- Jeszcze nie - Mruknęła tortie. - Staram się nią być. Czerpać wiedzę od mentora i otaczającego mnie świata. Bycie uczennicą medyka jest trudniejsze, niż myślałam.
- Oj tam, dasz radę! - Powiedziała z otuchą Borówkowa Mordka, uśmiechając się szeroko. - Moja córcia jest naprawdę uzdolniona!
Wiśniowa Łapa kiwnęła głową, i odwróciła się z zimnym wzrokiem i wysoko postawioną brodą. Naprawdę kochała Borówkę, ale nie lubiła wiecznego optymizmu matki. Potrzebowała kota, który powiedziałby jej, że jeśli będzie się starać, to sobie poradzi. Że jeśli zapamięta konkretne zioła i będzie wierna przodkom, zostanie świetną medyczką. Matka zawsze była tylko optymistyczna! Nigdy nie myślała jak prawdziwy realista, i to drażniło szylkretkę, jednak nie zamierzała mówić jej tego wprost. Pomaszerowała z powrotem do legowiska medyka.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz