Mała kotka leżała u brzucha swej matki, cicho popiskując raz po raz. Kopała pazurkami w ziemi nie wiedząc gdzie ziemia a gdzie niebo. Była malutkim zbitkiem sierści z krótkimi nóżkami i zamkniętymi oczkami. Kopnęła swojego brata, który pisnął nie wiedząc kto go atakuje.
Była po prostu malutkim kocięciem. Nie miała co robić prócz noworodkowania. Poczuła jakiś język na karku i zakwiliła. Po prostu. Czego się spodziewać po maluchu?
***
Wstała... Tak, wstała! I upadła spowrotem na ziemię. Warknęła, co zabrzmiało jak pluszowy wilczek. Dlaczego nie może iść? Dlaczego jej łapki są takie koślawe? Dlaczego takie gupie?
- upie. - syknęła jak wąż na helu. Chciała zacząć po prostu iść i stąpać po świecie na swoich łapkach. Co z tego że była małym, ślepym i głuchym obibokiem. Inni chodzili więc ona też będzie umieć! Mama chodziła! Inni w żłobku chodzili! Czemu akurat ona nie umie?
***
Srebrne ciałko powstało. Na tych samych, nieco mniej koślawych nogach. Wyglądała teraz akceptowalnie. Czas na.. trening.
W żłobku Klanu Klifu znajdowało się niewielkie piórko. Było idealnym celem dla młodej, wyrastającej wojowniczki.
Podeszła do niego jak do zwierzyny, wysunęła pazury.
- Ty jaszczembiu! - warknęła, rzucając się na pióro. Chwyciła w swe sidła, gryzła ile popadło, kopała trafiając powietrze. Cięła pazurami wszystko co było w jej okolicy poza ofiarą.
Puszysty kłębek wywinął jej się z łap. Nie zamierzała puszczać płazem takiej zniewagi biednego, maltretowanego pióra. Skoczyła na nie, wywijając prawie jakiegoś fikołka i zaczepiła szponkami. Ugryzła i wypluła to co jej zostało na języku.
- Fu! Głupie! A masz! A maaaaasz! - miauczała, siejąc zamęt w żłobku, ganiając za uciekającym "jastrzębiem". W końcu miała zadać mu ostateczny cios.
Wgryzła się w stosinę, aż ją kły zapiekły. Pióro się złamało. Na tym nie poprzestała - zaczęła walić łapkami w nie, aż się kompletnie rozleciało. Popatrzyła na swoje dzieło, a później na zgromadzonych w żłobku, czyli Jelonka, mamę i kilka innych karmicielek. Liczyła na zmasowany atak pochwał, okrzyków i zadziwienia. Otrzymała tylko ziewnięcie Zgubionej Duszy i kichnięcie jej córki, Cichej. Prychnęła z niezadowoleniem. Nikt nie może jej docenić. Pf!
Na szczęście w wejściu do żłobka znalazł się jeszcze jeden delikwent, który mógłby ją podziwiać. Tylko hm... co zrobić? Już wiem!
- Hej ty, rudy! - zamiauczała, a uczeń rzeczywiście zwrócił na nią uwagę.
- Cześć, yyyy, Rysiu.
- Pobawimy się? Pobawmy się! - powiedziała wyskakując na kocurka. - Może w biegi? Albo w chowanego! Zobaczymy kto wygra! - powiedziała na koniec, czekając na odpowiedź. Wiedziała co z nim zrobi jak powie nie. Powie mamie.
<Wschodząca Łapo?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz