Ze żłobka wydał się głośny jęk.
Jałowy Pyle, to czas by zostać prawdziwym kocurem. To ta chwila. Ta której (nie)wyczekiwałeś musiała nadejść.
Twoja samica cię potrzebuje.
Musisz pokazać, że ci zależy, chociaż tak nie jest. Musisz się zachować jakbyś miał jaja.
W końcu taki miałeś być, prawda?
Prawda! - wykrzyczał w myślach.
Prawda! - wykrzyczał w myślach.
Więc teraz idź i czyń swoją powinność!
Wszedł do żłobka z drżącymi jak galareta łapami i zobaczył zwijającą się z bólu Marchew, w towarzystwie zezującej na niej Splotki.
- Co się lampisz walony obiboku?! - warknęła Marchew znów wykrzywiając się w grymasie. - Biegnij po tych mysiomózgich medyków!
O mój boże, ona na prawdę rodzi.
To o wiele bardziej stresujące niż myślał.
Łapy mu zgalaretniały, biegł jak upity ślimak pomiędzy zaspanymi członkami Klanu Burzy.
Miałeś być taki pewny siebie i co?!
- J-j-jeżoowy??? - miauknął wchodząc do legowiska medyków, gdzie znalazł dwójkę budzących się uzdrowicieli.
- Ta-
Rozległ się kolejny marchewkowy krzyk po obozie.
- Marchew rodzi! - krzyknął, a łapy chciały zacząć skakać i pośpieszać medyków.
- Wiśnia, bierz.. - i tak rozpoczęło się ich zbieranie.
Wyskoczył z legowiska medyków trzęsąc się niczym trusia i usiadł.
***
Czekanie było uciążliwe. Bił w ziemię ogonem wysłuchując agonalnych wrzasków swej partnerki. Ileż to rodzenie może trwać?
- Jałowy Pyle, możesz wejść.
- Jałowy Pyle, możesz wejść.
I była tam. Była tam Marchewa z trzema małymi zwiniątkami, które instynktownie próbowały dostać się do brzucha matki.
- I jak. Piękne maluchy, nieprawda-?
Padł nieprzytomny.
To.. było za dużo.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz