- Dobra, dzieciaku - Warknęła. - Co ty, do jasnej cholery robiłeś z Marchewką? O jakich ona mówi kociętach, na Klan Gwiazdy?! Nie można zostawić cię w spokoju na kilka minut! Odpierdolisz coś, a potem znikąd ta ruda idiotka obściskuje cię jak zabaweczkę! Było ją trzasnąć raz a porządnie w łeb, a nie udawać jakiegoś zakochanego pierdolca!
Zastanawiał się jak wytłumaczyć pójście z rudą do krzaka pod wpływem kocimiętki i zmajstrowanie dzieci?
Milczał siedząc zgarbiony niczym wygięty słup, szukając odpowiednich słów.
- Słucham, bo mi kurwa nie odpowiadasz! - warknęła. Nie kryła wściekłości. Nie mogła. A on nie mógłby skłamać.
- C-cóż... Marchewka spodziewa się kociąt. Moich. Przez przypadek.
Błądził wzrokiem po źdźbłach trawy, po prostu nie chcąc patrzeć na furię czarnej. Wszystko zaczęło go przerastać.
- JAKIM JEBANYM PRAWEM SIĘ PRZELIZAŁEŚ Z RUDĄ PIZDĄ PRZEZ PRZYPADEK?!
Wystarczyło jedno słowo, by całą sytuację wyjaśnić.
- Kocimiętka!
- Naćpała cię?!
- Jakoś tak.. wyszło.
Zbladł mu pysk, który szybko oblizał. Orlikowa Łapa wyglądał na zakłopotanego. Kamień miała zawiedzioną minę.
- Kałowek, nie mam zielonego pojęcia i nie chce go mieć o tej sytuacji, ale ja ci bachorów pilnować nie będę! Jak ty jej jeszcze nie wyjebałeś? Jakim walonym prawem tak się dajesz pomiatać i to jeszcze przez jakiegoś rudego?! - podeszła i syknęła mu wprost do mordy.
- Jest matką m-moich dzieci. Nie mogę pozwolić by się wychowywały bez ojca. Same. W takim świecie. Zostaną wychowane na potwory pokroju Żara i Piaskowego Ścieku! I są moje! - syknął, kręcąc głową.
Cóż mam zrobić? - spytał sam siebie wojownik. Bał się tego, co wyjdzie z łona Marchewkowego Grzbietu.
Jednak.. było z jego zrobione.
Więc musiało być zajebiste, niczym on.
<Kamienna Agonio? Ja ci będę braci pilnować, a ty mi dzieci, mamy rozejm wiem że nie?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz