W przeciwieństwie do Barwinkowego Podmuchu, liliowy kocurek aż tak bardzo nie pragnął go bić. Oczywiście wojownik powinien dostać nauczkę, że znowu nie rozumie wielkości Szczawika, jednak na porządną zemstę przyjdzie jeszcze pora. Zaczął się zastanawiać, czy przypadkiem Barwinek nie jest po prostu ślepy, a po prostu udaję, bo jak to możliwe, że przez tyle księżyców jeszcze wątpi w piękno syna Berberys?
— To już nie boisz się mojej matki? — wywrócił oczami, zanim szyderczo się uśmiechnął.
Widział tą obawę w oczach czarnego kocura, gdy tylko wspomniał o zastępczyni Klanu Klifu. Nie było wątpliwości, że nie chciał z nią zadzierać. Szczawiowa Łapa nie musiał obawiać się Berberysowej Bryzy, była otóż jego kochaną mamusią, która dla potomstwa zrobiłaby wszystko. Łącznie z kolejnym pobiciem wojownika, jeśli ten ośmieliłby się zrobić krzywdę jej dziecku. Oj tak, może nawet skończyłoby się wygnaniem. Ta myśl sprawiła, że Szczawik uśmiechnął się jeszcze szerzej.
— Berberys nie musi o niczym wiedzieć. — miauknął kocur, widocznie ukrywając swój strach przed kolejną karą od partnerki Żywicy. — Cykasz się? No tak, przecież jesteś tylko malutkim kociakiem.
Dla upewnienia swoich słów, poklepał Szczawika po głowie. Uczeń Łabędziego Plusku zirytował się tym gestem. Przecież opuścił już żłobek!
— Nie jestem kociakiem, mysi bobku! Jestem najpiękniejszym uczniem w całym lesie!
— Nie widzę.
— Bo jesteś ślepy ze starości! — syknął, uderzając ogonem o ziemię.
Wpatrywał się wyzywająco w Barwinkowego Podmucha. Wciąż pamiętał ich wielką, tajemniczą misję. Miejsce, w którym obserwował walkę z lisem, pozostało w jego pamięci na tyle, że był pewny, iż z łatwością je odnajdzie, jeśli kiedyś uzna to za odpowiednie.
— Dobra. — uniósł wysoko głowę z dumą. — Gdy tylko zostanę wojownikiem, wyzywam cię na pojedynek. Oberwiesz tak mocno, że wylądujesz u medyków.
Dla potwierdzenia swych słów, ogonem wskazał na Szybującą Mewę, wracającego właśnie ze zbierania ziół. Oj, będzie się działo.
<Barwinku kochany?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz