— Mama? — spytał niepewnie, wystawiając łebek z krzaka.
Widząc tak dobrze znaną sylwetkę wyskoczył pewnie z jeżyn i podbiegł wesoło do rodzicielki. Pomimo licznych humorków mamy nadal bardzo ją kochał i starał się być oparciem dla niej, pomimo tego, że kotka nie zdawała się być tym zachwycona. Po chwili spostrzegł, że nie są sami. Na lisią długość od nich stał wyłysiały kocur wpatrujący się w nich zaniepokojony. Kociak czując od niego nieznaną mu woń, skoczył przestraszony za Sroczy Żar, licząc, że ta obroni go przed tym straszliwym kotem.
— Mamo, kto to? — wydusił z siebie, przyglądając się pilnie obcemu. — I czemu ma takie dziwne futerko?
Widząc sarkastyczny uśmiech kocura mało co nie schował się pod ogonem rodzicielki. Nieznajomy miał coś w sobie co niesamowicie przerażało kociaka. A może to przez te liczne blizny i podejrzane futro? Żywica nie wiedział, czy chce odkrywać co bardziej go niepokoiło w wyglądzie kota.
— Borsuk mnie dopadł — odpowiedział wyłysiały.
Kociak wyobrażając sobie mimowolnie tą scenę, pisnął i schował się pod ogonem mamy. Borsuki były straszne, a liczne blizny na ciele obcego wskazywały na to, że to właśnie on wygrał ten pojedynek. Czyli musiał być bardziej przerażający niż jaźwiec.
— Straszne z niego mysie serce — szepnęła mama i podnosiła ogon, zabierając mu jego jedyną kryjówkę przed pogromcą borsuków.
Posłał rodzicielce pełne żalu spojrzenie, która zareagowała na nie jedynie westchnieniem. Zawiedziony jej reakcją spuścił łebek.
— Żywiczna Łapo! — usłyszał krzyk cioci, którego tak bardzo się obawiał. Automatycznie zjeżył sierść przestraszony myślą o surowej karze od tej.
Kotka wyszła za drzewa, jednak jeszcze nie zauważyła kociaka.
— Jeśli zaraz nie wyjdziesz, obiecuję ci, że jutro będziemy... — przerwała pointka, widząc całe zgromadzenie.
— Kto to? — wysyczała, pusząc się gniewnie i odgradzając swoją rodzinę od obcego. — Twój kolejny kochaś? — Żywice bardzo zaciekawiły ostatnie słowa cioci.
— Kto to? — wysyczała, pusząc się gniewnie i odgradzając swoją rodzinę od obcego. — Twój kolejny kochaś? — Żywice bardzo zaciekawiły ostatnie słowa cioci.
Jak to kochaś, zastanawiał się przyglądając się tej całej scenie, mama kochała tego wyłysiałego kota?
Dorośli zaczęli się kłócić, sycząc i prychając na siebie, a Żywiczna Łapa patrzył na to wszystko przerażony. Jeszcze nigdy nie widział, by mama i ciocia były na siebie takie złe i mówiły sobie tyle niemiłych rzeczy. Próbował się jakoś orientować w rozmowie jednak była zbyt szybka dla niego.
— Ciekawe jak. Robiąc jej kolejne dzieciaki? Daruj… — miauknęła ciocia, zwracając uwagę Żywicy.
Ale tak to?
To te kocur już zrobił jej mamie jakieś kociaki?
Żywiczna Łapa nie przypominał sobie, żeby mama miała jakieś inne potomstwo niż go, Jarzębinkę i Bluszczyka, więc czy oznaczało to, że jest ich tatą?
Kociak spojrzał zdziwiony na wyłysiałego kocura, który podobno chciał dołączyć do ich klanu. Nie byli do siebie w ogóle podobni, ale z resztą Żywica do Sroczego Żaru też nie był za bardzo.
Więc czy było to możliwe, by on faktycznie był jego tatą?
— Mamo, o co chodzi cioci? — spytał w końcu kociak, mając nadzieję, że chociaż rodzicielka my wyjaśni tą pogmatwaną sytuację.Więc czy było to możliwe, by on faktycznie był jego tatą?
— O nic — warknęła zła Sroczy Żar, przez co Żywica o mało co się nie zjeżył ze strachu. — Zjeżdżaj do obozu i pod żadnym pozorem nikomu nic nie mów — rozkazała mu stanowczo.
Żywica spojrzał z przerażeniem w oczach na to całe towarzystwo i ruszył pędem w stronę obozu. Odbiegł kawałek, jednak pełne nienawiści wrzaski przykuły jego uwagę. Zatrzymał się niepewny co powinien zrobić. Mama kazała mu wracać do obozu, ale chyba nic się nie stanie jeśli podejrzy co tam się dzieje? Po cichu zakradł się z powrotem i ukrywszy się w krzakach, przyglądał się całemu wydarzeniu. Dorośli nadal się sprzeczali. Teraz jeszcze bardziej agresywnie. Słowa przerodziły się w czyny i ku lekkiemu zdziwieniu malca obie kotki spuszczały kocurowi niezłe manto, prychając i sycząc z nienawiścią. Najdziwniejsze jednak dla Żywicy było to, że ten nawet nie próbował się bronić. Jakby pogodził się ze swoim losem. W końcu padł na ziemie niczym martwy. Zimorodkowa Pieśń, widząc, że ten nie reaguje już na jej ataki, splunęła na poharatane ciało kocura. Mama natomiast nie przestała wyżywać się na wyłysiałym kocie, krzycząc bardzo brzydkie słowa w jego stronę. Pewnie nadal by kiereszowała obcego, gdyby nie dwie bure kotki, które zdawały pojawić się znikąd. Wściekle sycząc, rzuciły się na mamę, strącając ją z kocura. Zimorodkowa Pieśń od razu rzuciła się na pomoc siostrze, jednak przeszkodziła jej w tym płowa, wysoka koteczka uczepiając się jej ogona. Rudy kocur, który pędem wybiegł z pobliskich krzaków, chwycił za kark poharatanego kota i ruszył w głąb lasu, a za nim reszta tajemniczej ekipy. Żywica patrzył na tą scenę nie mając najmniejszego pojęcia co tu się. Z otwartym pyszczkiem próbował jakkolwiek logicznie wytłumaczyć tą sytuację, jednak przechodziła ona jego pojęcie.
***
Pomimo, że minęło już parę wschodów słońca od tej sytuacji, kociak nadal miał w głowie tą całą akcję. Czuł się wręcz jakby to wszystko zdarzyło się wczoraj. Kłótnia mamy i cioci, dziwna bandę kotów, która porwała tego dziwnego, półmartwego kocura, który być może był jego ojcem. Sroczy Żar także nadal przeżywała tamte wydarzenia. Zdawała się być jeszcze smutniejsza i nerwowa niż kiedykolwiek wcześniej oraz zlewała ciągle ciocię, puszczając jej prośby i wyjaśnienia mimo uszu. Niespodziewana śmierć Lśniącego Słońca na pewno też jej nie pomogła w tym trudnym okresie, wręcz dobiła kotkę podobnie jak resztę rodziny. Liliowy miał nadzieję, że niedługo jej się poprawi i znowu będzie trochę bardziej mniej zła na cały świat niż zwykle, bo sam też potrzebował jej wsparcia. Chciał bardzo z kimś porozmawiać o tym wszystkim, jednak każdy zdawał się mu nie odpowiedni. Mama zbyt smutna teraz, ciocia od zawsze obojętna na jego problemy, a Jarzębinka i Berberys nawet nie wiedziały o tej całej sytuacji. Dlatego też snuł się w samotności po obozie, aż łapki zaprowadziły go do starszczyzny. Stanął niepewnie przed wyjściem, nie wiedząc czy rozmowa z babcią o tym wszystkim była na pewno dobrym pomysłem.— Coś się stało kochanie? — spytała kotka, zauważywszy stojącego w progu wnuka. — No podejść, na pewno na coś zaradzimy — zachęcała Żywicę do zwierzenia się.
Kociak wszedł do skalnej szczeliny i podszedł prędko do babci, by po chwili wtulić się w miękkie futerko kotki. Poplamione Piórko nieco zaskoczona reakcją wnuka uśmiechnęła się i otuliła go ogonem.
— No więc? — dopytywała starsza. — Jakieś problemy miłosne? — zażartowała, próbując rozładować atmosferę.
Żywiczna Łapa pokręcił łebkiem i spojrzał na nią niepewnie.
— Babciu, a t-ty wiesz kto jest naszym t-tatą? — spytał, lekko obawiając się reakcji Poplamionego Piórka.
Kotka westchnęła ciężko.
— Twoja mama nigdy nie chciała tego zdradzić — zaczęła kocica, nie wiedząc jak wytłumaczyć to malcowi. — Kiedyś coś mówiła o jakimś samotniku, ale naprawdę nie wiem kochanie — mruknęła zmartwionym głosem.
Żywica wpatrywał się w babcię zawiedziony. Liczył, że chociaż ona będzie znała odpowiedź na męczące go od niedawna pytanie. Sam nie wiedział co o tym wszystkim myśleć. Nie rozumiał czemu mama nie chciała powiedzieć nikomu kim jest tata i nie był pewny czy tamten wyłysiały kocur mógłby nim być. Wyglądał na samotnika, ale czy był tym, o którym Sroczy Żar wspominała starszej kocicy? Tego Żywiczna Łapa nie mógł być pewny.
***
Kociak stał samotnie na polanie. Pokryta najróżniejszymi kwiatami łąka wyglądała bajecznie, lecz pomimo to Żywica odczuwał lekki niepokój. Nie wiedział gdzie jest. Nie znał tego miejsca. Nie pamiętał co robił wcześniej. Niepewnie stawiając łapy, przemieszczał się powoli do przodu, przyglądając się uważnie otoczeniu. Panująca dookoła cisza wydawała się wręcz nienaturalna. Przez zdającą się ciągnąć w nieskończoność polane zawiał delikatny podmuch wprawiający kielichy kwiatów w ruch. Do nozdrzy kociaka wpadł budzący w nim niepokój zapach. Odwrócił się gwałtownie i ujrzał Go. Jedynego znanego mu kandydata na jego biologicznego ojca. Wyłysiały kocur stał smutny, wpatrując się w niego. Żywiczna Łapa pisnął przestraszony niespodziewanym widokiem "kochasia" mamy, jednak nie uciekł. Podszedł nieco niepewnie do niego, cały czas zachowując czujność.
— P-przepraszam-m, a-ale co t-tu robisz? — spytał zlęknionym głosem.
— Przyszedłem się z tobą zobaczyć Żywico — odpowiedział mu kocur, patrząc na niego z powagą. Jego zachrypnięty głos dodawał mu tajemniczości. — Sroczy Żar mnóstwo mi o was opowiadała — dodał z uśmiechem.
Kociak przekręcił łebek nie rozumiejąc do końca do czego tamten dąży. Wojownik widząc zdezorientowaną minę, zaśmiał się cicho.
— Jestem twoim tatą Żywico — poinformował go, targając delikatnie futro na łebku liliowego. — I mam nadzieję, że się poznamy bliżej
Żywiczna Łapa poczuł jak nieznana mu ciepła fala zalewa jego ciało, wprawiając je w przyjemne drgawki. Miał tatę, miał tatę, miał tatę! Szczęście jakie teraz odczuwał było nie do opisania. Miał wrażenie jakby odnalazł brakujący kawałek w jego sercu. Jakby w końcu odkrył coś czego zawsze w życiu mu brakowało.
— Żywiczna Łapo! Żywiczna Łapo! — rozległ się krzyk zdecydowanie niepochodzący od domniemanego taty. — No wstawaj, bo się spóźnimy — piskliwy głosik wydawał się być coraz wyraźniejszy.
Z rozpaczą spojrzał na tatę. Nie chciał tak szybko go opuszczać. Pragnął lepiej go poznać, zaprzyjaźnić się, wspólnie spędzić czas... jednak próbująca go obudzić siostra skutecznie temu zapobiegała. Wyłysiały kocur z uśmiechem pomachał mu na pożegnanie i skierował się w głąb kwiecistej polany, znikając powoli z pola widzenia.
Żywica otworzył niechętnie oczy i spojrzał z wyrzutem na Jarzębinkę. Ta z uśmiechem liznęła go w czoło.
— Witaj śpiochu — powitała go z uśmiechem, przypominającym mu teraz tak łudząco uśmiech wyłysiałego kocura. — Co ci się śniło, że aż tak nie chciałeś się obudzić? — zapytała, szturchając go wesoło.
Kociak spojrzał z lekką obawą na siostrę nie będąc pewny, czy może opowiedzieć o tym arlekince. Ale czy ona nie zasługiwała także na prawdę?
— Śni-ił mi się nasz t-tata — miauknął cicho, odwracając łepek od niej.
— Przyszedłem się z tobą zobaczyć Żywico — odpowiedział mu kocur, patrząc na niego z powagą. Jego zachrypnięty głos dodawał mu tajemniczości. — Sroczy Żar mnóstwo mi o was opowiadała — dodał z uśmiechem.
Kociak przekręcił łebek nie rozumiejąc do końca do czego tamten dąży. Wojownik widząc zdezorientowaną minę, zaśmiał się cicho.
— Jestem twoim tatą Żywico — poinformował go, targając delikatnie futro na łebku liliowego. — I mam nadzieję, że się poznamy bliżej
Żywiczna Łapa poczuł jak nieznana mu ciepła fala zalewa jego ciało, wprawiając je w przyjemne drgawki. Miał tatę, miał tatę, miał tatę! Szczęście jakie teraz odczuwał było nie do opisania. Miał wrażenie jakby odnalazł brakujący kawałek w jego sercu. Jakby w końcu odkrył coś czego zawsze w życiu mu brakowało.
— Żywiczna Łapo! Żywiczna Łapo! — rozległ się krzyk zdecydowanie niepochodzący od domniemanego taty. — No wstawaj, bo się spóźnimy — piskliwy głosik wydawał się być coraz wyraźniejszy.
Z rozpaczą spojrzał na tatę. Nie chciał tak szybko go opuszczać. Pragnął lepiej go poznać, zaprzyjaźnić się, wspólnie spędzić czas... jednak próbująca go obudzić siostra skutecznie temu zapobiegała. Wyłysiały kocur z uśmiechem pomachał mu na pożegnanie i skierował się w głąb kwiecistej polany, znikając powoli z pola widzenia.
Żywica otworzył niechętnie oczy i spojrzał z wyrzutem na Jarzębinkę. Ta z uśmiechem liznęła go w czoło.
— Witaj śpiochu — powitała go z uśmiechem, przypominającym mu teraz tak łudząco uśmiech wyłysiałego kocura. — Co ci się śniło, że aż tak nie chciałeś się obudzić? — zapytała, szturchając go wesoło.
Kociak spojrzał z lekką obawą na siostrę nie będąc pewny, czy może opowiedzieć o tym arlekince. Ale czy ona nie zasługiwała także na prawdę?
— Śni-ił mi się nasz t-tata — miauknął cicho, odwracając łepek od niej.
<Wilcze Serce?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz