A później pojawił się ten zapach. Nie wiedział, czy wszystkie koty go czują, bo był podobny do niepokojącego kształtu na granicy wzroku, cienia poruszającego się w oddali między drzewami, szelestu zbyt cichego, bo go usłyszeć, ale jeżącego sierść na karku.
A później w legowisku medyka pojawił się nowy lokator.
Wilczy znał go z widzenia, a później dowiedział się, że kocur nazywał się Nagietkowy Pył. Widział, jak Turkawie Skrzydło krząta się przy nim, jak jej wzrok matowieje za każdym razem, gdy na niego spojrzy. Niebieski starał się zachowywać jak gdyby nigdy nic, ale powietrze w legowisku zdawało się ważyć dużo więcej z każdym wschodem słońca, niewidzialnym ciężarem uciskając klatkę piersiową mieszkańców.
Któregoś wschodu słońca kocur zaczął pluć krwią.
Turkawie Skrzydło przeprowadziła wtedy poważną rozmowę z Wilczym Sercem. Dla swojego własnego dobra miał wrócić do legowiska wojowników, bo jego rany (przynajmniej te fizyczne) praktycznie się zagoiły. Medyczka obiecała codziennie do niego zaglądać. W jej oczach czaiły się przerażające domysły, niewypowiedziane myśli, których wstydziła się przed samą sobą. Odprowadzony (czy raczej zawleczony, nie pamiętał, kiedy ostatni raz chociażby siedział, a co dopiero stał) przez Płomienisty Świt i Turkawie Skrzydło, kocur trafił z powrotem do legowiska wojowników.
Nie wszyscy klanowicze zobaczyli kolejny wschód słońca. W oczach medyczki mieszkała zimna rozpacz, gdy do niego przyszła. Nagietkowy Pył odszedł. W legowisku medyka pojawiły się kolejne koty.
Wilcze Serce przeżył szok. Myślał o śmierci tak długo, że stała się dla niego czymś abstrakcyjnym, a teraz jej czarny ogon mignął mu przed samym nosem.
Jeszcze wschód temu leżał obok tamtego kocura. Niebieski bezskutecznie próbował go zagadywać, doczekawszy się tylko zirytowanego warknięcia.
Ja żyję. On nie.
Nie tak miało być. Zupełnie nie tak. Słyszał, że kocur uwielbiał życie, że był radosny, zawsze dobry dla tych, których kochał.
Nie żył. Jego zimne truchło zabrali i zakopali. Truchło, które nie zdążyło jeszcze wystygnąć. Czy ktokolwiek spodziewał się, że dziś już go nie będzie?
Czy to oznaczało, że ci, którzy spali z nim w legowisku w każdym uderzeniu serca mogą zniknąć? Zgasnąć i już nie wrócić?
Czy on naprawdę chciał zniknąć na zawsze? Chciał spokoju, błagał o wybaczenie win, ale czy chciał śmierci?
Pokręcił głową. Nie chciał umierać. Po prostu nie potrafił już żyć.
Gdy przyszła do niego kolejnym razem, chciał pokazać, że zrozumiał. I że doskonale wie, przez co ona teraz przechodzi. Nie potrafiła im pomóc, przyglądała się jak odchodzą, zupełnie bezsilna. Zapach śmierci otulał ją jak szczelny kokon, sprawiał, że wojownicy w legowisku podświadomie się od niej odsuwali.
Jeszcze lepiej ją zrozumiał, gdy się pokłócili. Pogarda, która błysnęła w jej oczach… Tak, nienawidzili słabości równie mocno.
Wraz z każdym wschodem słońca, w legowisku medyka pojawiały się nowe koty. A stamtąd droga była tylko jedna.
Nagietkowy Pył, Srebrny Deszcz, Jaskółczy Śpiew, Szepczący Wiatr, Goździkowa Rosa, Rycząca Burza, Krucze Pióro, Pochmurny Poranek, Nocna Burza, Borsuczy Kieł, a nawet stara medyczka, która pomogła opatrywać jego zranioną w wypadku łapę, Burzowe Futro. Odeszli. Czerwony kaszel zebrał obfite żniwo. W starszyźnie zostały tylko Złocista Rzeka i Wróblowy Śpiew. Do kocura powoli zaczęło docierać, jak stara jest szylkretka i jak cienka granica przebiega między życiem i śmiercią...
<Klan Wilka? Ktoś chce nawiązać do pojawienia się Wilczego w legowisku?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz