Udawał, że nie widzi, jak go pilnują. Wizyty Wróblowego Śpiewu stały się dużo częstsze, spędzała w legowisku medyczek prawie cały swój wolny czas. Gdy jej nie było, wystarczyło że głośniej odetchnął, a w polu widzenia pojawiała się Turkawie Skrzydło. Parę razy miał wrażenie, że przy wejściu mignął paskudny pysk Błotnistej Gwiazdy, wizytę (bardziej otwarcie niż lider) złożył mu też były mentor, Płomienisty Świt. Niby mimochodem, pytając o jakieś zioła… ,,Turkawkę" odwiedzała też Cętka, zawsze rzucając mu ukradkowe spojrzenia. Wszyscy byli tak obrzydliwie radośni, beztroscy do porzygu.
Nie mogli po prostu dać mu spokoju?
Wiedział, że to pytanie retoryczne, bo z jakiegoś powodu uparli się, że Wilcze Serce powinien żyć. I zaczynał rozumieć, że nic nie jest z tym faktem w stanie zrobić.
Leżał, gapiąc się w sufit, a po jego łbie krążyły różne myśli. Jedne bardziej optymistyczne (,,kiedyś o nim zapomną i dadzą sobie spokój”), inne mniej (,,będę żył. Kolejny wschód słońca, kolejny i kolejny”). Odetchnął głębiej. Chwila minęła zanim uświadomił sobie, że coś jest nie tak. Inaczej.
Ból. Nie poczuł go. Nie miał wrażenia, że żebra przebijają płuca, skóra nie paliła żywym ogniem przy ruchu mięśni, zabliźnione rany nie ciągnęły nieznośnie.
Będzie żył.
Zaraz pojawiła się inna refleksja. Leży w królestwie medyczek, dokładnie przed ich nosami. A jeśli wyzdrowieje? Nie będą w stanie go tu trzymać, a nawet jeśli spróbują, to gdy tylko odzyska siły… Słaby uśmiech wykwitł na połowie jego pyska, pierwszy raz od dawna, bardzo dawna. Tak. Mógłby uciec. A wtedy nikt go nie powstrzyma…
Zamknął oczy i zapadł w sen, nie dręczony przez żadne koszmary.
- Cześć wam. - Jego świadomość wróciła do ciała, prowokując je do drgnięcia. Otworzył oczy. Ciągnący się przez legowisko cień sugerował, że ktoś stoi w wejściu.
- To dla was. - Tym kimś okazała się być dawna uczennica Cętki. Kotka podsunęła mu pod nos piszczkę, drugą dostrzegł przed Turkawką.
Tylko westchnął, znowu zamykając oczy. Dlaczego nie mogli dać mu spokoju? Dlaczego?
- Dziękujemy - usłyszał głos Turkawiego Skrzydła. Uśmiechała się.
Miał ochotę rzucić coś o tym, że on wcale nie dziękuje, że ma to wszystko głęboko pod ogonem i chce, żeby wszystkie kulturalnie się od niego odpierdzieliły, ale nie wydobył z siebie głosu. Po co? Czy jego słowa mają jakiekolwiek znaczenie?
Czuł, że czekają na jego reakcję, ale nie miał zamiaru niczego robić.
<Miedź? Opieprzysz go czy nie? :P>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz