― P-przepraszam za spóźnienie ― powiedział Sokół z olbrzymią skruchą. Z wielkim smutkiem pochylił głowę. Gdy Puch westchnęła i odwróciła się, nakazując tym samym aby patrol za nią podążał, Sokół zrobił głupkowatą minę za jej plecami. To wszystko zgrabnie podsumowało.
― Pójdziemy w kierunku rzeki ― zadecydowała szylkretka po krótkiej chwili milczenia.
Był zbyt zajęty, żeby zwrócić na nią uwagę. Zamiast tego skupił się na odgłosach lasu. Mróz nadal trzymał, rzeka pewnie była skuta lodem. Nawet teraz, gdy szedł, zimne resztki śniegu podstępnie kleiły się do jego łap. Uch. Idealny dzień na patrol.
Nie mógł pozbyć się wrażenia, że jest śledzony. To znaczy, wiedział, że wszyscy pobratymcy spoglądają na niego ze złością, ale to było coś innego. Raz czy dwa zdawało mu się nawet, że mignęła mu przed oczami para niebieskich ślepi. To pewnie przez to, że tak wcześnie wstałem, pomyślał. Mózg mu pewnie nie wypoczął wystarczająco albo coś w ten deseń. Będzie musiał zgłosić Płomykówce przepracowanie.
Zatrzymał się i poczekał, aż pobratymcy go wyprzedzą. Nie, teraz na pewno CZUŁ zapach Klanu Klifu. To nie złudzenie. Naprawdę byli śledzeni.
Rozejrzał się nerwowo.
― Eee… Chyba słyszałem mysz ― mruknął do Puchu. Szylkretowa wojowniczka spojrzała na niego ze zmęczeniem ― Może uda mi się ją jeszcze złapać.
Puch zmrużyła oczy, ale chyba miała go dość, bo tylko skinęła głową.
Odbiegł kilka metrów i znów poniuchał. Wbił spojrzenie w krzaki, które lekko się poruszyły, zrzucając warstwę śniegu na ziemię. I wtedy wyszedł z nich masywny kocurek o grubych łapkach i czarnej sierści. W jego niebieskich oczętach lśniło strapienie. Węch Sokoła był nieomylny ― malec śmierdział Klanem Klifu.
Przez chwilę stali przed sobą, z półotwartymi pyskami i lekkim zażenowaniem. Sokoła strasznie ciekawiło, co dzieciak tu robił sam. Może Lisia Gwiazda wysłał go na przeszpiegi? Albo sam poszedł? Albo po prostu się zgubił? Albo uciekł? Sokół spojrzał na niego niechętnie. Powinien zawołać patrol, żeby się z nim rozprawił. Naruszanie granic to rzecz niewybaczalna. Ale nie miał na to ochoty. Nie bardzo chciał ranić młodego ucznia. Co nie znaczyło, że mu bezgranicznie ufał.
Kocurek zrobił kilka kroków, ale poślizgnął się na mokrym śniegu. Sokół w ostatniej chwili go przytrzymał i jęknął cicho. Uczeń ważył naprawdę sporo.
― Co ty tu robisz? ― spytał bezgłośnie. ― Szpiegujesz mój klan?
<Barwinkowa Łapo? Przepraszam za jakość tej notki, ale weny brak :V>
Myślałam że Barwinek na pysk padnieXD
OdpowiedzUsuń