— Dobra robota, Aroniowa Łapo — mruknęła cicho Oblodzona Sadzawka, a kocurek zastrzygł uszami zdziwiony, że ta użyła jego starego imienia.
Skinął jedynie głową w podzięce, by nie zapeszyć. Chwyciwszy jedną z upolowanych ryb, poszedł w stronę legowiska uczniów, by poprzechwalać się siostrze swoim udanym polowaniem.
***
Nie w sposób było opisać szczęście i dumę Aronii, gdy Żwirowa Gwiazda wezwała go do po powalonego drzewa i mianowała na wojownika. Chyba bardziej niż zostanie wojownikiem radowało go jedynie to, że został nim przed siostrą. Co prawda ta skomentowała to jedynie cichym prychnięciem, lecz Aronia był święcie przekonany, że w środku zżera ją zazdrość i z dumą obnosił się nową pozycją przy niej przy każdym możliwym razie. Od teraz był najwspanialszym wojownikiem Klanu Nocy, a fakt, że drugi człon jego imienia nawiązywał do jego dziadka, który zdaniem kocura zdecydowanie był wzorem do naśladowania, jedynie napawał go jeszcze większym zachwytem. Każdego kto śmiał nazwać go Klifową Łapą zabijał spojrzeniem. I pomimo że cieszył się z nowego stanowiska, nie był do końca gotowy na przypływ nowych obowiązków. Miał zdecydowanie za mało czasu na prowadzanie w życie swojego tajnego planu odzyskania kociąt Oszronionego Płatka. Westchnął na myśl o tym mysim sercu. Nie widział Łabędziej Łapy już prawie cały księżyc i nie raz kusiło go, by odwiedzić tą mysią strawę. Lecz nowy dość napięty grafik skutecznie mu to uniemożliwiał. Rano patrol, potem w porę szczytowanie słońca kolejny, później polowanie i znając jego szczęście znów patrol. Czasem okazjonalnie był zmuszony do towarzyszenia Słodkiemu Językowi w szukaniu jakiś ziółek i innych chwastów. Na dodatek jego mama ciągle zaczepiała go do rozmów i pogaduszek, których szczerze powoli zaczynał mieć dość. Starał się wytrzymywać gadulstwo tej, tłumacząc sobie, że ta po śmierci ojca czuła się samotna, lecz ciągle mielenie jęzorem Ognistego Kroku działo mu na nerwy. Próbował ją gubić, wkręcając w rozmowę Guzowatą Łapę, a potem porzucając ją na pastwę mamie, jednak ta przez swoje treningi nie zawsze była pod łapą.
Dni przemijały podobnie zmieniając się w powoli nudną rutynę, która irytowała z lekka Aronię. Podobnie jak fakt, że liderka nadal nie zrobiła nic z związku z uprowadzonymi przez Klan Klifu kociętami. Jednak gdy ta w końcu zarządziła wymarsz na Klifiaków w celu odzyskania Dzika i Skały, kocur pierw pomyślał, że się przesłyszał. Lecz Żwirowa Gwiazda faktycznie wreszcie postanowiła coś z tym zrobić i po paru uderzaniach serca grupa wojowników, w tym Aroniowy Podmuch, skierowała się ku Płaczącemu Strażnikowi, a następnie w głąb terytorium tych krabojadów. Kocur nie ukrywał, że był podekscytowany pierwszą swoją bitwą na nowym stanowisku. Teraz gdy był wojownikiem w końcu mógł sprać parę Klifowych zadów. Co prawda nie mógł się doczekać walki, by w końcu pomścić ojca i złoić dupę tym lisim bobkom, jednak coś w głębi go męczyło.
Co jeśli podczas walki będzie musiał się zmierzyć z tą mysią strawą Łabędzią Łapą?
Przecież ten nieudacznik nie miał najmniejszych szans w walce z nim, a Aroniowy Podmuch, z niezrozumiałych dla siebie powodów, nie chciałby point opuszczał ten świat przedwcześnie. Pokręcił łbem, odrzucając te myśli i skupił się na podążaniu za ogonem Żółwiego Blasku. Kiedy ten zatrzymał się gwałtownie, powodując wpadniecie bicolora na niego, Aronia już miał unosić się z pretensjami, gdy zauważył, że cały pochód dziwnie ucichł. Przepchnął się na początek, by zobaczyć co ich zatrzymało. Przed nimi stały dwie stare kocice w towarzyskie jakiś kociąt.
— Tata! — zapiszczała radośnie kupa futra, która najwidoczniej była jednym z zaginionym dzieci Szron.
Nieznana mu pointka wypuściła kocie z pyska, a to pognało do Deszczowego Futra niemal z prędkością światła. Drugi kociak także skierował się w stronę rodziciela, trochę spokojniejszym krokiem. Większość kotów odetchnęła z ulgą, widząc, że kociaki Oszronionego Płatka są całe i zdrowe. Żwirowa Gwiazda ogłosiła odwrót, a jej zastępca podziękował starszym kocicom za zwrócenie kociąt. Po powrocie praktycznie cały klan świętował powrót Dzika i Skały, ciesząc się wraz z ich rodzicami. Jedynie Aroniowy Podmuch siedział w legowisku wojowników, przyglądając się temu wszystkiemu. Nie mógł skłamać, że nie radowała go myśl, iż Oszroniony Płatek w końcu przestanie ryczeć po nocach, jednak nie podzielał entuzjazmu współklanowiczów. Coś go w środku gryzło, sprawiając, że nie mógł się w pełni delektować chwilami bez beczenia szylkretowej karmicielki. Zastanawiał się, czy to przez to, iż nie mógł się wykazać w bitwie, ale odrzucił tą myśl, odkrywając, że to zdecydowanie nie to.
Może przez fakt, że to nie on uratował te durne kocięta?
To w sumie chyba nawet brzmiało sensownie, stwierdził, ugniatając legowisko, by przyszykować się do snu. Gdy mech wydawał się idealnie ubity, zwinął się w kłębek i zamknął oczy. Przed oczami ukazał się mu obraz ucznia z Klanu Klifu, jednak Aroniowy Podmuch odrzucił szybko tą myśl, wmawiając sobie, że stracenie powodu do widywania się z tym mysim sercem na pewno nie jest sprawcą dziwnego uczucia. Przecież nawet nie byli prawdziwymi przyjaciółmi, nie mogło mu na nim jakkolwiek zależeć, zmawiał sobie, próbując zasnąć.
***
Aroniowy Podmuch wyrwał się z obozu pod pretekstem polowania, by chociaż na chwilę odpocząć od gadulstwa mamy. Co prawda ta chciała mu towarzyszyć, lecz na całe szczęście udało mu się ją zgrabnie zmyć, informując Ognisty Krok, że niedługo Porzeczka wróci z treningu. Gdy tylko wybiegł z obozu, skierował się w okolice Błotnistej Zatoczki. Jednak nie natrafiwszy tam na żadną zwierzynę, łapy skierowały go do Płaczącego Strażnika. Poczuł dziwne zmieszanie, gdy spojrzał na tereny należące do Klifiaków. Jeszcze nie tak dawno pewnie bez zastanowienia by tam wskoczył, by wkradać się w łaski Łabędziej Łapy, ale teraz musiał coś upolować, aby mama nie odkryła jego ściemy. Dlatego też otworzył pysk i zaczął krążyć po niewielkim lasku. Zamiast zwierzyny do paszczy wleciała mu woń soli i sosen.
Czyżby Klan Klifu miał zamiar znów w nich uderzyć?
Zaniepokojony i zarazem podekscytowany tą myślą podążył za zapachem. Jeśli dobrze to rozegra może sam zniszczy siły wroga, przynosząc chwałę i posłuch swojemu klanowi. Zachwycony tą myślą, skrył się w krzakach by ocenić liczebność Klifiaków. Ku jego oczom ukazał się spacerujący jak gdyby nigdy nic Łabędzia Łapa. Aroniowy Podmuch na widok pointa poczuł przypływ frustracji i jeszcze nieznanego mu uczucia, którego nie miał zamiaru zgłębiać. Wyskoczył z krzaków i lądując na niczego nieświadomym Klifiaku, powali go na ziemie. Widząc jak ten próbuję nieumiejętnie się uwolnić zirytował się bezmyślnością kocura. Jeśli już zamierza sobie paradować po cudzym terytorium to niech chociaż nauczy się bronić.
— Wiedziałem, że jesteś skończonym idiotą, ale żeby tak po prostu wchodzić w głąb terenów Klanu Nocy?!— C-co? — wyszeptał leżący pod nim kocur, nerwowo otwierając ślepia. Aronia widząc jak ten rozgląda się zdezorientowany, machnął ogonem. Czy ta mysia strawa nawet sobie nie zdawała sprawy, że paradowała po jego terytorium?! — P-przepraszam — wydukał. — N-nie za-zauważyłem, że n-nie je-jestem u s-siebie.
Aroniowy Podmuch prychnął, słysząc wytłumaczenie tamtego. Mysi móżdżek, miał szczęście, że trafił na niego, taka Pstrągowy Pysk już dawno by go przerobiła na karmę dla wron. Spojrzał na przerażonego tą sytuacją pointa i zszedł z niego. Ten chyba zaskoczony jego reakcją posłał mu pytające spojrzenie.
— Chyba Klan Gwiazd nad tobą czuwa Łabędzia Łapo skoro trafiłeś na mnie — mruknął Aronia cicho, by ten jeszcze nie uznał przypadkiem, że cieszy się na jego widok. — Ale wie...
— J-już n-nie jes-stem Ła-abędzią-ą Ła-apą — wydukał point nieśmiało, przerywając mu.
Mina syna Ognistego Kroku najwidoczniej nie była zbyt przyjazna, gdyż Klifiak od razu skulił się, sprawiając wrażenie, że żałuję swojej decyzji przerwania mu wypowiedzi. I słusznie. Czarno-białemu od razu wysunęły się pazury, a na pysku zawitał grymas. Jakim prawem w ogóle on śmie mu przerywać? Pierw wchodzi na jego terytorium jak gdyby nigdy nic, jąka tą swoją marną wymówkę, a teraz jeszcze ma odwagę mu przerywać? Oh, tego było zbyt wiele dla Aroniowego Podmuchu.
— Oh tak panie wojowniku? — mruknął sarkastycznie kocur, a jego kiwający się na wszystkie strony ogon zaniepokoił z lekka intruza. — Ja także zostałem wojownikiem, więc może zmierzymy się po przyjacielsku? — zaproponował, kładąc duży nacisk na ostatnie słowo.
Point spoglądał na niego z niepokojem, powoli wycofując się do tyły.
— N-no n-nie wiem — odpowiedział cicho, lecz jego oczy zdradzały zdecydowanie, że nie jest zachwycony tym pomysłem.
Aroniowy Podmuch widząc to, podszedł do niego, drastycznie zmiejszając odległość pomiędzy nimi.
— Nalegam — syknął, wpatrując się w niebieskie ślipia wojownika.
<Łabędzi Plusku?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz