powódź część 1
Aroniowy Podmuch przeciągnął się leniwie w legowisku wojowników. Nie chciało mu się dziś wstawać. Zdecydowanie nie. Na dworze nadal było zimno i ciemno, a ziemia z każdym dniem stawała się coraz mokra. Wyjrzał niechętnie z krzewu kolcolistu. Zimy dreszcz przeszedł mu po grzbiecie, ale i tak niezlękniony wystawił łapę na zewnątrz i powoli wyszedł z krzaka. Dziś był jego pierwszy dzień jako mentora, więc musiał pokazać tej kupie futra, że z nim nie ma żartów. Widząc już czekającą na niego Ćmią Łapę, zaczął iść wolnym krokiem w jej stronę, przyglądając się koteczce uważnie. Z jednej strony niby się cieszył, że jego naturalny talent oraz wdzięk został doceniony i w końcu dostał ucznia. Ale za to jakie ucznia. Nie dość, że była kotką, co już wystarczająco kuło jego męskie ego, to na dodatek szylkretka była jednym z tych gówniaków Pstrągowego Pyska. Aronia już poznał jednego z nich i dotychczas jakoś nie miał zamiaru poznawać reszty. Jednak los najwyraźniej chciał inaczej i teraz musiał nauczać tego wyrośniętego, rozlazłego ślimaka.
— Zaspałaś mysi bobku — mruknął, posyłając kotce karcący wzrok. — Mam nadzieję, że takiego następnego razu już nie będzie — warknął ostrzegawczo, unosząc dumnie ogon do góry.
Na pysku Ćmy pojawiło się niemałe zdziwienie, które w uderzenie serca zastąpiło się w lekkie podenerwowanie.
— Ja zaspałam? — spytała ku zaskoczeniu kocura opanowanym głosem, zupełnie jakby starała się być dla niego miła.
Aronii prawie cofnęła się wczorajsza kolacja, słysząc to. Czy ta istotka na pewno miała coś wspólnego ze Pstrągowym Pyskiem? Przecież tamta szybciej by się udławiła niż odpowiedziała w taki sposób mu.
— To ty się spóźniłeś, Szczupacza Łapa już dawno jest na treningu — odparła, starając się jakoś ładnie ubrać w to słowa, by nie brzmieć oskarżycielsko.
Kocur puścił mimo uszu tą uwagę i ruszył przed siebie.
— A Lśniąca Łapa? Chyba mi nie powiesz, że byłem później niż Bobrza Kłoda? — spytał z przekąsem i widząc, że koteczka nie zaprzecza, uśmiechnął się zwycięsko. — No nie wlecz się tak, nie mamy całego dnia — dodał po chwili, poganiając Ćmią Łapę.
Skierowali się w stronę Błotnistej Zatoczki, by następnie obejść granicę z Klanem Klifu, a później z Wilka i Burzy. Maszerowali w ciszy, czasem wojownik rzucił jakąś zgryźliwą uwagę czy jakieś informacje dotyczące ich szlaku. Dochodzili powoli do pierwszego celu swojej wyprawy, gdy Aronia z niepokojem zauważył, że go nie ma. Zamiast bajorka stała przed nimi wypełniona wodą zatoczka, zdecydowanie nie nadająca się do treningów.
— No więc gdzie ta cała Błotnista Zatoczka? — spytała podekscytowania koteczka, rozglądając się dookoła uważnie.
— Masz ją przed nosem mysi móżdżku, tylko coś się zepsuło — mruknął lekko zdziwiony stanem bajora.
To że poziom wody się podniósł nie było żadną tajemnicą, już chyba wszystkie koty to zauważyły. Lecz chyba nikt nie zdawał sobie sprawy, że w ostatnich dniach aż tyle jej przybyło. Zaniepokojony tym, postanowił sprawdzić stan rzeki jeszcze w paru innych miejscach, a potem zdać raport Deszczowej Gwieździe.
— Idziemy dalej, mamy jesz... — urwał, nie widząc za sobą rudo-burej kupy futra. — Ćmia Łapo! — wrzasnął zdenerwowany, nie mogąc zlokalizować kotki.
Nawet nie chciał myśleć co z niego zostanie, gdy Pstrągowy Pysk przerobi go na strawę dla wron, dowiedziawszy się o zaginięciu córki.
— Jestem tutaj — odpowiedział mu zadowolony z siebie głosik. — Myślisz, że uda mi się upolować rybę?
Jego oczom ukazała się radosna kotka taplająca się w wodzie w najlepsze. Uczennica nie zdawała sobie sprawy jak zdradliwe może być podłoże w rzece, a prądy silne. Dlatego też Aroniowy Podmuch widząc głupotę swej wychowanki, nie zamierzał zachować spokoju.
— Czy tobie już kompletnie pająki zasnuły mózg mysi bobku?! — wrzasnął na szylkretkę, ignorując jej pytanie. — Wyłaź z tej wody tępa kupo futra! Albo wyciągnę cię stamtąd siłą! — zagroził, widząc zdziwioną minę kotki.
Ćmia Łapa znieruchomiała na uderzenie serca, po czym położyła uszy i podeszła grzecznie do brzegu. Nieco niezgrabnie wyczłapała się z zatoczki i stanęła przed zdenerwowanym mentorem.
— Przepraszam Aroniowy Podmuchu — mruknęła uczennica, strzepując nadmiar wody z futra. — Nie chciałam cię zdenerwować.
— No to coś ci nie wyszło, głupia babo — warknął. — A teraz marsz za mną i nie waż się nawet zboczyć z trasy — rozkazał, ruszając przed siebie.
Nie mógł uwierzyć, że trafiła mu się aż tak durna uczennica. Przy niej nawet Lipowa Gałązka wydawała się być w miarę inteligenta. Mamrocząc jedynie przed nosem, szedł w ciszy, uważnie obserwując poziom wody. Czasem obejrzał się za siebie, by sprawdzić czy temu mysiemu móżdżkowi znów nie wpadł jakiś debilny pomysł do głowy.
* * *
Księżyc już dawno wisiał na niebie, lecz Aroniowy Podmuch nie mógł zasnąć. Porywisty wiatr szarpał krzewami kolcolistu, a zbłąkane krople deszczu uderzały o pysk bicolora, wybudzając go co uderzenie serca ze snu. Błędem było wybranie legowiska blisko wyjścia, ale kto by się spodziewał tak mokrej Pory Suchych Liści? Przynajmniej inni smacznie sobie spali, pochrapując w najlepsze, czego najlepszym przykładem był Bobrza Kłoda, którego zdawało się nic nie ruszać. Nawet panująca na zewnątrz zawierucha. Aronia miał wrażenie, że deszcz nasila się z każdym uderzeniem serca, lecz nikt prócz jego jakoś nie zdawał się być tym zaniepokojony. Dopiero gdy nagły huk rozległ się po okolicy, parę wojowników zerwało się na nogi. Kaczy Pląs jeszcze lekko zaspany spojrzał z niepokojem na ojca, który pomimo już nie najmłodszego wieku, nadal sprawował obowiązki wojownika.
— Spokojnie — mruknął do syna Rozżarzony Ogon. — To tylko burza, trochę pogrzmi i zaraz minie.
— Nie wydaje mi się — wtrąciła się Oblodzona Sadzawka. — Zapowiada się na dłuższą ulewę, więc nie ma co czekać na jej koniec — dodała, kładąc łeb na łapach.
Aronia pomimo słów dawnej mentorki podszedł do wyjścia z kolcolistu i wychylił łeb na zewnątrz. Na dworze panowała zamieć. Krople deszczu wściekle biły o ziemię tworząc coraz większe kałuże, przez co z obozowiska powoli robiły się mokradła, a woda stopniowo zbliżała się do legowiska wojowników. Aronia skrzywił się na myśl o tym co zaraz może się stać. W końcu wizja mokrego posłania nie brzmiała zbyt kusząco, lecz czy miał jakieś inne wyjście? Wczłapał się z powrotem do krzewu kolcolistu i niechętnie położył się na lekko przemoczonym mchu. Już miał zamykać oczy, by chociaż spróbować zasnąć, gdy do legowiska zdyszany wpadł Niedźwiedzie Futro.
— Rze-eka! — krzyknął, próbując złapać powietrze. — Rzeka się wylewa! — oznajmił głośno, stawiając pół legowiska na nogi.
Aroniowy Podmuch słysząc te słowa, rozbudził się automatycznie. Spojrzał rudemu wojownikowi prosto w oczy, mając nadzieję, że to jakiś nieśmieszny żart. Przerażenie w zielonych ślipiach upewniło go, że kocur jest absolutnie poważny. Serce Aronii na samą myśl o zalewającej obóz rzece zaczęło łomotać w piersi jak szalone, a krew szybciej pulsować. Zerwał się z legowiska, by wybiec na dwór, lecz ze zdziwieniem stanął z zamoczonymi łapami w wodzie. Co prawda zaledwie opuszkami, ale jednak.
— Leć do Deszczowej Gwiazdy, powiedz mu co się dzieje — rozkazał mu Niedźwiedzie Futro, popychając go ku wyjściu. — Ja obudzę resztę.
Aroniowy Podmuch wybiegł na zewnątrz. Ściana deszczu uniemożliwiała zobaczenie praktycznie czegokolwiek. Z każdym krokiem miał wrażenie, że jego łapy zanurzają się coraz głębiej w lodowatej wodzie, lecz pomimo tego parł do przodu.
— Deszczowa Gwiazdo! — wrzasnął głośno. — Deszczowa Gwiazdo! — próbował odnaleźć srebrnego kocura, błądząc po obozie.
Silny wiatr targał przemoknięte futro kocura, a łapy zatapiały się w mokrej mazi, która powstała z wysuszonych liści i ziemi. Czasem wpadał na spanikowane koty, próbujące odnaleźć swoich najbliższych. Cisze pomiędzy kolejnymi grzmotami wypełniały wrzaski i krzyki kotów nie mogących odnaleźć siebie na wzajem. Nieład i chaos jaki zapanował w obozie zdawał się Aroniowemu Podmuchowi nie do opanowania.
— Cisza! — rozległ się głośny ryk, przekrzykujący wszystkie inne.
Wszelkie wrzaski i nawoływania ucichły, a koty skierowały wzrok w stronę właściciela ów rozkazu. Na powalonym pniu stał przemoczony Deszczowa Gwiazda wraz z rodziną, wpatrujący się z powagą na swój klan.
— Wiem, że sytuacja wydaje się być przerażająca, ale musimy zachować spokój — kontynuował poważnym głosem, starając się ukryć swoje poddenerwowanie tą sytuacją. — Jagodowa Skórka, Oszroniony Płatek oraz Szakłakowy Cień poprowadzą was do Wielkiego Drzewa, tam woda nie powinna stanowić zagrożenia. Rozżarzony Popiół, Gawronie Piórko, Wierzbowy Brzeg i Kaczy Pląs sprawdzą, czy nikt nie został w legowiskach. Żmijowy Język, Pstrągowy Pysk i ja wyjdziemy ostatni z obozu, by upewnić się, czy wszyscy bezpiecznie go opuścili — zakończył swą wypowiedź i zeskoczył z powalonego drzewa.
— Klanie Nocy za mną! — rozkazała Jagodowa Skórka, kierując się do wyjścia z obozu.
Pomimo słów lidera w obozowisku nadal panował popłoch, a powietrze przepełniał strach. Przemoczone koty próbowały podążać równym krokiem za zastępczynią, lecz łapy zatapiały im się w wodzie, spowalniając ruchy. Porywisty wiatr nie ułatwiał im tego zadania, szamocąc i łamiąc młode gałęzie dookoła, powodował dodatkową panikę. Aroniowy Podmuch jakby mógł pierwszy pobiegłby do Wielkiego Drzewa i wtuliłby się w ciepłe futra pobratymców, by zasnąć, lecz utknął. Łapy ugrzęzły mu w błocie i za żadne skarby nie mógł ich z niego wyciągnąć. Majdał się, szarpał, ale nic nie pomagało. Wiedział, że mógłby zawołać kogoś do pomocy, ale co by był z niego za wojownik, jeśli sam nie umiałby poradzić sobie z błotem?
— A ty co? Czekasz na zaproszenie? — spytała Porzeczka obojętnym głosem, lustrując brata wzrokiem.
Kocur już chciał jej jakoś odburknąć, gdy uświadomił sobie swoją sytuację. Uwięziony w powoli zatapiającym się obozie. Nie brzmiało to jak godna śmierć dla tak wspaniałego wojownika jak on.
— Utknąłem — wyznał niechętnie. — Weź mi pomóż mi wyjść, co — rozkazał siostrze.
Ta jedynie westchnęła i przewróciła oczami, po czym złapała kocura kark i próbowała go wykaraskać z błotnistej mazi. Pomimo że wyciągnięcie Aronii na początku wydawało się być łatwym zadaniem, w praktyce okazało się wręcz przeciwnie. Gdy w końcu udało jej się uwolnić brata, rodzeństwo popędziło przed siebie próbując dogonić resztę grupy. Usiłowali podążać za wonią współklanowiczów, lecz rozmywający zapachy deszcz nie ułatwiał im tego zadania. Jednym pocieszeniem dla rodzeństwa był fakt, że im głębiej wchodzili w las, poziom wody zdawał się być niższy. Choć i tak nadal sięgał im do brzucha. Aroniowy Podmuch jedyne o czym marzył to znaleźć się już przy Wielkim Drzewie. Miał dość tej całej powodzi, stresu i strachu jaki spowodowała. Z każdą kroplą deszczu uderzającą w jego pysk jego cierpliwość zmniejszała się drastycznie, wprawiając ogon kocura w ruch. Zmarznięte i zmęczone łapy nie raz odmawiały mu posłuszeństwa, ale i tak parł na przód trzymając się myślą ogromnego, powalonego dębu. Jego siostra także zdawała się nie być zachwycona tą sytuacją, jednak nic nie mówiła, jedynie szła przed siebie w ciszy, nie zdradzając swojego niezadowolenia.
— Pomocy — rozległ się nagle głos po lesie.
Aroniowy Podmuch zastrzygł uszami i spojrzał pytająco na siostrę, aby sprawdzić czy się nie przesłyszał przypadkiem.
— Lepiej to sprawdzimy — stwierdziła liliowa kotka, ruszając w stronę wzywającego pomocy głosu.
Kocur niechętnie poszedł za nią, niezadowolony z tego, że zbaczają z trasy. Bo co jeśli tylko im się przesłyszało i teraz bezsensownie tracą czas? Aronii z każdym krokiem coraz bardziej chodziły takie pytania po łbie. Sam bicolor obiecał sobie, że jeśli jego przypuszczenia okażą się prawdziwe zażąda zadośćuczynienia od siostry. Po paru uderzeniach serca kilka lisich długości od nich dostrzegli kocią sylwetkę nachyloną nad czymś. Wojownik miał co do tego złe przeczucia i modlił się do Klanu Gwiazd, byle ów kotem nie była jego durnowata uczennica. Jednakże z każdym krokiem, coraz lepiej dostrzegając szczegóły figury sierściucha, jedynie tracił nadzieję. Będąc już święcie przekonany, że ów kotem jest nie kto inny jak jego ulubiona Ćmia Łapa, podbiegł do niej ze zjeżoną sierścią.
— Co ty tu robisz?! — syknął do niej wściekły. — Nie słyszałaś co mówił Deszczowej Gwiazdy?! Jak wielkim mysim móżdżkiem się jeszcze okażesz?! — krzyczał na kotkę, wyładowując całą swoją dzisiejszą frustracje.
— Spokojnie — mruknął do syna Rozżarzony Ogon. — To tylko burza, trochę pogrzmi i zaraz minie.
— Nie wydaje mi się — wtrąciła się Oblodzona Sadzawka. — Zapowiada się na dłuższą ulewę, więc nie ma co czekać na jej koniec — dodała, kładąc łeb na łapach.
Aronia pomimo słów dawnej mentorki podszedł do wyjścia z kolcolistu i wychylił łeb na zewnątrz. Na dworze panowała zamieć. Krople deszczu wściekle biły o ziemię tworząc coraz większe kałuże, przez co z obozowiska powoli robiły się mokradła, a woda stopniowo zbliżała się do legowiska wojowników. Aronia skrzywił się na myśl o tym co zaraz może się stać. W końcu wizja mokrego posłania nie brzmiała zbyt kusząco, lecz czy miał jakieś inne wyjście? Wczłapał się z powrotem do krzewu kolcolistu i niechętnie położył się na lekko przemoczonym mchu. Już miał zamykać oczy, by chociaż spróbować zasnąć, gdy do legowiska zdyszany wpadł Niedźwiedzie Futro.
— Rze-eka! — krzyknął, próbując złapać powietrze. — Rzeka się wylewa! — oznajmił głośno, stawiając pół legowiska na nogi.
Aroniowy Podmuch słysząc te słowa, rozbudził się automatycznie. Spojrzał rudemu wojownikowi prosto w oczy, mając nadzieję, że to jakiś nieśmieszny żart. Przerażenie w zielonych ślipiach upewniło go, że kocur jest absolutnie poważny. Serce Aronii na samą myśl o zalewającej obóz rzece zaczęło łomotać w piersi jak szalone, a krew szybciej pulsować. Zerwał się z legowiska, by wybiec na dwór, lecz ze zdziwieniem stanął z zamoczonymi łapami w wodzie. Co prawda zaledwie opuszkami, ale jednak.
— Leć do Deszczowej Gwiazdy, powiedz mu co się dzieje — rozkazał mu Niedźwiedzie Futro, popychając go ku wyjściu. — Ja obudzę resztę.
Aroniowy Podmuch wybiegł na zewnątrz. Ściana deszczu uniemożliwiała zobaczenie praktycznie czegokolwiek. Z każdym krokiem miał wrażenie, że jego łapy zanurzają się coraz głębiej w lodowatej wodzie, lecz pomimo tego parł do przodu.
— Deszczowa Gwiazdo! — wrzasnął głośno. — Deszczowa Gwiazdo! — próbował odnaleźć srebrnego kocura, błądząc po obozie.
Silny wiatr targał przemoknięte futro kocura, a łapy zatapiały się w mokrej mazi, która powstała z wysuszonych liści i ziemi. Czasem wpadał na spanikowane koty, próbujące odnaleźć swoich najbliższych. Cisze pomiędzy kolejnymi grzmotami wypełniały wrzaski i krzyki kotów nie mogących odnaleźć siebie na wzajem. Nieład i chaos jaki zapanował w obozie zdawał się Aroniowemu Podmuchowi nie do opanowania.
— Cisza! — rozległ się głośny ryk, przekrzykujący wszystkie inne.
Wszelkie wrzaski i nawoływania ucichły, a koty skierowały wzrok w stronę właściciela ów rozkazu. Na powalonym pniu stał przemoczony Deszczowa Gwiazda wraz z rodziną, wpatrujący się z powagą na swój klan.
— Wiem, że sytuacja wydaje się być przerażająca, ale musimy zachować spokój — kontynuował poważnym głosem, starając się ukryć swoje poddenerwowanie tą sytuacją. — Jagodowa Skórka, Oszroniony Płatek oraz Szakłakowy Cień poprowadzą was do Wielkiego Drzewa, tam woda nie powinna stanowić zagrożenia. Rozżarzony Popiół, Gawronie Piórko, Wierzbowy Brzeg i Kaczy Pląs sprawdzą, czy nikt nie został w legowiskach. Żmijowy Język, Pstrągowy Pysk i ja wyjdziemy ostatni z obozu, by upewnić się, czy wszyscy bezpiecznie go opuścili — zakończył swą wypowiedź i zeskoczył z powalonego drzewa.
— Klanie Nocy za mną! — rozkazała Jagodowa Skórka, kierując się do wyjścia z obozu.
Pomimo słów lidera w obozowisku nadal panował popłoch, a powietrze przepełniał strach. Przemoczone koty próbowały podążać równym krokiem za zastępczynią, lecz łapy zatapiały im się w wodzie, spowalniając ruchy. Porywisty wiatr nie ułatwiał im tego zadania, szamocąc i łamiąc młode gałęzie dookoła, powodował dodatkową panikę. Aroniowy Podmuch jakby mógł pierwszy pobiegłby do Wielkiego Drzewa i wtuliłby się w ciepłe futra pobratymców, by zasnąć, lecz utknął. Łapy ugrzęzły mu w błocie i za żadne skarby nie mógł ich z niego wyciągnąć. Majdał się, szarpał, ale nic nie pomagało. Wiedział, że mógłby zawołać kogoś do pomocy, ale co by był z niego za wojownik, jeśli sam nie umiałby poradzić sobie z błotem?
— A ty co? Czekasz na zaproszenie? — spytała Porzeczka obojętnym głosem, lustrując brata wzrokiem.
Kocur już chciał jej jakoś odburknąć, gdy uświadomił sobie swoją sytuację. Uwięziony w powoli zatapiającym się obozie. Nie brzmiało to jak godna śmierć dla tak wspaniałego wojownika jak on.
— Utknąłem — wyznał niechętnie. — Weź mi pomóż mi wyjść, co — rozkazał siostrze.
Ta jedynie westchnęła i przewróciła oczami, po czym złapała kocura kark i próbowała go wykaraskać z błotnistej mazi. Pomimo że wyciągnięcie Aronii na początku wydawało się być łatwym zadaniem, w praktyce okazało się wręcz przeciwnie. Gdy w końcu udało jej się uwolnić brata, rodzeństwo popędziło przed siebie próbując dogonić resztę grupy. Usiłowali podążać za wonią współklanowiczów, lecz rozmywający zapachy deszcz nie ułatwiał im tego zadania. Jednym pocieszeniem dla rodzeństwa był fakt, że im głębiej wchodzili w las, poziom wody zdawał się być niższy. Choć i tak nadal sięgał im do brzucha. Aroniowy Podmuch jedyne o czym marzył to znaleźć się już przy Wielkim Drzewie. Miał dość tej całej powodzi, stresu i strachu jaki spowodowała. Z każdą kroplą deszczu uderzającą w jego pysk jego cierpliwość zmniejszała się drastycznie, wprawiając ogon kocura w ruch. Zmarznięte i zmęczone łapy nie raz odmawiały mu posłuszeństwa, ale i tak parł na przód trzymając się myślą ogromnego, powalonego dębu. Jego siostra także zdawała się nie być zachwycona tą sytuacją, jednak nic nie mówiła, jedynie szła przed siebie w ciszy, nie zdradzając swojego niezadowolenia.
— Pomocy — rozległ się nagle głos po lesie.
Aroniowy Podmuch zastrzygł uszami i spojrzał pytająco na siostrę, aby sprawdzić czy się nie przesłyszał przypadkiem.
— Lepiej to sprawdzimy — stwierdziła liliowa kotka, ruszając w stronę wzywającego pomocy głosu.
Kocur niechętnie poszedł za nią, niezadowolony z tego, że zbaczają z trasy. Bo co jeśli tylko im się przesłyszało i teraz bezsensownie tracą czas? Aronii z każdym krokiem coraz bardziej chodziły takie pytania po łbie. Sam bicolor obiecał sobie, że jeśli jego przypuszczenia okażą się prawdziwe zażąda zadośćuczynienia od siostry. Po paru uderzeniach serca kilka lisich długości od nich dostrzegli kocią sylwetkę nachyloną nad czymś. Wojownik miał co do tego złe przeczucia i modlił się do Klanu Gwiazd, byle ów kotem nie była jego durnowata uczennica. Jednakże z każdym krokiem, coraz lepiej dostrzegając szczegóły figury sierściucha, jedynie tracił nadzieję. Będąc już święcie przekonany, że ów kotem jest nie kto inny jak jego ulubiona Ćmia Łapa, podbiegł do niej ze zjeżoną sierścią.
— Co ty tu robisz?! — syknął do niej wściekły. — Nie słyszałaś co mówił Deszczowej Gwiazdy?! Jak wielkim mysim móżdżkiem się jeszcze okażesz?! — krzyczał na kotkę, wyładowując całą swoją dzisiejszą frustracje.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz