Westchnęła ciężko i przejechała pazurami po jednym z płaskich pni, na których siedziała. Aktualnie, o dziwo, nie było tutaj żadnych dwunożnych. Łezka czasami obserwowała ich z terenów mokradeł, próbując zrozumieć, co takiego mają oni w głowach, wszelkie te próby były jednak bezowocne. Czasami, siedząc tak i śledząc perypetię tych osobników, podstawiała w myślach im słowom "własne", tworząc tym samym zabawne dialogi. Och, to była istna komedia, gdy dwunogi się na siebie denerwowały, albo kiedy ich kocięta zaczynały rzucać w siebie pokarmem i ciągnąć się za włosy! Teraz wpatrywała się w pozostawiony przez siebie ślad, czując niedosyt. Była po prostu przerażona prędkością zmian, jakie zachodzą wokół niej, a owo przerażenie budziło frustrację. W jej oczach zebrały się łzy, gdy po raz kolejny "zaatakowała" kawał drewna. I jeszcze raz. I jeszcze jeden. Nie zdawała sobie sprawy, że sama jest obserwowana, dopóty nie usłyszała spokojnego głosu obcego kocura.
— Co zrobił ci ten płaski pień, że tak się na nim pastwisz? — Zapłakana koteczka natychmiast odwróciła wzrok, a jej uszy stanęły dęba. Przed nią stał całkiem przystojny, młody kocur o przenikliwym spojrzeniu pomarańczowych oczu i wyrazie pyszczka, który nie wyrażał chociażby cienia jakiejkolwiek znanej jej emocji. Zupełnie tak, jakby wcale go tutaj nie było. Łzawy Taniec nie wiele myśląc skoczyła na zdziwionego kocura, przygniatając go do ziemi. W końcu, to mógł być każdy! Mógł chcieć ją zgwałcić i zabić, lub okaleczyć! Nie mogła dać mu sposobności do zrobienia pierwszego ruchu! Pochyliła się nad nim i jej niebieskie oczy spojrzały wprost w jego, dalej nie wyrażające za wiele, chociaż teraz lekko podirytowane. Tylko delikatnie.
— Jako wojowniczka Klanu Nocy rozkazuję ci n a t y c h m i a s t gadać, kim jesteś i co tutaj robisz, bo inaczej... — zagroziła ostrym tonem głosu, mając nadzieję, że go wystraszy. Na marne. Nadal nic go to nie obchodziło.
— Bo inaczej co? — zapytał spokojnie. Łzawy Taniec poczuła, jak jej futerko jeży się pod wpływem złości. Bo cóż to! W ogóle nie przestraszyła go je p o w a ż n a groźba?
— Bo inaczej zobaczysz, co! No dalej, gadaj! — krzyknęła z irytacją, nawet nie zdając sobie sprawy, za jak żałosną uznał ją teraz rozmówca. Kocur westchnął tylko, nadal niewzruszony całą sytuacją. Pojedyncza łza, ostatek po płaczu kotki upadł na jego pysk, ale powstrzymał kichnięcie.
— Najpierw ze mnie zejdź. Gnieciesz moje futro. — Ostatnie zdanie mruknął z cieniem rozgoryczenia, co trochę, ale tylko troszeczkę, rozbawiło wojowniczkę. Szybko jednak powróciła do groźnej miny wielkiej i silnej wojowniczki Klanu Nocy. Chociaż w jej wydaniu, to raczej wysokiej i zwinnej, ale takie szczegóły możemy pominąć. Przejdźmy zaś do złości, która wciąż jej nie opuściła. Bo jak ON śmiał mówić JEJ co ma robić, kiedy to ONA stała nad NIM?
— Chyba ci się rolę pomyliły! To ja tutaj mówię, co masz robić i mówię ci, abyś odpowiadał na moje pytania w trybie natychmiastowym, ale to już! — Gdyby nie przyszpilała go teraz do suchej od wiecznie ciepłej pogody trawy, pewnie tupnęłaby nogą niczym mały, rozpieszczony kociak. Niebieski nadal nic sobie nie robił z jej gadania, co tylko bardziej ją wkurzało.
— Tak, tak, oczywiście. Zatem czy mogłabyś proszę zejść ze mnie i przestać krzyczeć mi nad uchem, a ja grzecznie zrobię, co mi każesz? To strasznie uciążliwe, gdy tak nade mną wisisz — nadal en stoicki spokój. Łezka prychnęła gniewnie i zlazła z kocura, bo co niby miała mu zrobić? Darcie się na niego w ogóle nie skutkowało, a do najsilniejszych, to ona nie należała. Nieznajomy wstał i zaczął starannie wylizywać swoje futro i ogon, co sprawiło, że Łzawa poczuła jeszcze większą złość.
— Co ty wyprawiasz?! Miałeś odpowiedzieć na moje pytania! — żachnęła się, czując się bezsilna. Czyżby on nie miał za grosz szacunku do kotki z poważną rangą w ogromnym i silnym, leśnym klanie? Ten spojrzał na nią krótko.
— Poczekaj sekundkę — oznajmił i wrócił do czyszczenia się, a kiedy już przywrócił swojemu futru piękno sprzed ataku kotki, w końcu przeniósł swoją uwagę na nią. — Nazywam się Horyzont i jestem uczniem Klanu Lisa. Wyszedłem tutaj na spacer, to neutralny teren, więc chyba nie robię nic złego.
Łzawy Taniec otworzyła szeroko oczy. Klan Lisa? A co to znowóż za wymysł i czemu nigdy o nim nie słyszała? A może kłamał i w istocie chciał ją zgwałcić, zabić, bądź okaleczyć, jak początkowo zakładała?
— Klan Lisa? Niby gdzie to jest? — prychnęła, siadając na miejscu, jednak pazury miała nadal w gotowości, w razie ewentualnego ataku. Kocur poruszył ogonem, nadal mało zainteresowany jej osobą.
— Znajduje się on tutaj nieopodal, na bagnach. Część z was, kotów z leśnych klanów pewnie nawet o nas nie słyszała, ale nasza liderka troszczy się o to, abyśmy wzrastali w siłę. Skoro jednak podałem ci moje imię, to może ty zdradzisz mi swoje? — zakończył wyjaśnienia grzeczną propozycją. Łzawa była szczerze zdumiona. Nie wiedziała, że w pobliżu terytorium Klanu Nocy osiedlił się jakiś nowy, piąty klan i teraz była troszkę zaintrygowana. Ciekawe, jak wygląda życie w tamtym miejscu. W końcu, skoro nie chodzą na zebrania, to raczej nie wierzą w gwiezdnych, prawda? Najbardziej jednak ucieszyła ją chęć poznania jej imienia. Nareszcie, trochę uwagi w jej stronę!
— Nazywam się Łzawy Taniec. Miło mi cię poznać, Horyzoncie — oświadczyła, już spokojniejsza, niż wcześniej, chociaż nadal czujna. W końcu, licho wie, co może ją czekać ze strony tego kocura. Może ten cały "Klan Lisa", to banda zdziczałych bandziorów, czekających na fałszywy ruch członków innych klanów? Och, jeśli ktoś z nich podniesie łapę na Deszczyka, lub Gołębia to... Ale nie ważne. Na razie kocur nie wydawał się agresywny, więc można z nim porozmawiać. Nie należał do Klanu Nocy, a takiego rozmówcy teraz potrzebowała.
— Mi również miło cię poznać, Łzawy Tańcu, chociaż byłoby mi o wiele milej, gdybyś nie potargała mi futra na dzień dobry — stwierdził, a Łezka zaśmiała się, słysząc to. Naprawdę, był dość zabawny, chociaż nie wydawał się zapatrzonym w siebie bufonem, jak Srebrne Poroże.
— Dbałam o własne bezpieczeństwo — powiedziała bez ogródkowo, aby następnie uśmiechnąć się przyjaźnie. — Opowiesz mi coś, o Klanie Lisa? Nigdy o nim nie słyszałam. Różni się czymś od innych leśnych klanów? — pytała z zaciekawieniem, które to trochę zainteresowało kocura. Nie widział jeszcze, aby ktoś zadawał przyjazne pytania z takim błyskiem ekscytacji w oczach, gdy jeszcze chwilę temu krzyczał nań, aby się przedstawił. Właściwie, nic złego się nie stanie, gdy tylko z nią porozmawia, prawda?
— Chętnie opowiedziałbym ci o różnicy między życiem w moim klanie, a twoim, gdyby nie mały problem... Nie mam pojęcia, jak żyje się w twoim klanie — zauważył mądrze. Łezka pokiwała z wolna głową. No tak, o tym nie pomyślała. Zaraz jednak uśmiechnęła się szeroko.
— Ale to przecież nie problem. Ja opowiem ci o Klanie Nocy, a ty w zamian powiesz mi o Klanie Lisa, zgoda? To może być ciekawe!
I tym sposobem, przegadali jeszcze długi czas, wymieniając się zwykłymi czynnościami i ideami, jakie to reprezentowały ich klany. Łezka powiedziała Horyzontowi o pysznych rybach i wrednym medyku, u którego krótko się uczyła, a Horyzont podzielił się z nią poprzednim życiem w stodole i historią wyczekiwanego przeniesienia się na bagna. Wbrew pierwszym kilku słowom, jakie do siebie rzucili, całkiem się polubili i postanowili spotkać ponownie, za parę wschodów słońca. Tym sposobem Łzawy Taniec zyskała przyjaciela, żyjącego po przeciwnej stronie ulicy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz