Mimo różnorakich pomniejszych obrażeń Świetlisty Potok utrzymywała szybkie tempo i do stodoły było już niedaleko. Kiedy dzieliło ją od nich ledwie kilka kroków, tuż przed posiniaczoną dwójką znienacka zmaterializowała się czarno-biała liderka Klanu Lisa. Jej widok przypomniał szylkretce o tym, że oddanie kociaka wcale nie musi być proste - żyjąca w stodole grupka pewnie jest całkiem pokaźna, co wymusza kontakt z wieloma różnymi kotami. A co, jeśli powie coś nie tak? Jakoś ich obrazi? Co, jeśli przez jakąś gafę wybuchnie wojna między ich klanami i cały las spłynie krwią niewinnych…
A, niech to licho weźmie. Była zbyt zmęczona, żeby się przejmować.
- To wasz kociak, prawda? - spytała, odłożywszy Owcę na ziemię. Szczęśliwie tym razem kocurek nie próbował już uciekać; nie była pewna, czy dałaby radę go znowu złapać, gdyby czmychnął wystarczająco szybko.
- Owca! - wykrzyknęła zdumiona Czereśnia. Zanim jednak zdążyła powiedzieć cokolwiek innego, z wnętrza stodoły dobiegł odgłos szybkich kroków i po chwili na zewnątrz wybiegła zdenerwowana srebrzysta kotka.
- Ktoś coś mówił o Owcy? Znaleźliście go? - Dostrzeżenie kulki czarnego kręconego futra nie zajęło jej wiele czasu. - Owca! Gdzieś ty poszedł?! Nie wiesz nawet, jak się martwiliśmy z tatą i Puchem! Chodź tu!
Nie czekając na reakcję kociaka, złapała go sprawnie za kark, posadziła go przed sobą i zaczęła gwałtownie wylizywać jego zmierzwione futerko. Cisza trwała jednak bardzo krótko - tak, że znów nikt nie zdążył wtrącić choćby słowa.
- Jesteś cały poobijany! Co ci się stało? - zapytała znów zaniepokojonym głosem, po czym odwróciła głowę i zamrugała, jakby dopiero teraz zauważyła stojącą tuż obok Świetlisty Potok. - Albo: co wam się stało? To ty znalazłaś mojego synka? Kto was tak poturbował?
- Myślę, że naszemu gościowi wystarczy na razie pytań - odezwała się liderka, przerywając nareszcie nerwowy słowotok matki niesfornego kocurka. Calico, która w obliczu gęstniejącego tłumu (niespodziewane zdarzenie przyciągnęło uwagę kilku kolejnych kotów z Klanu Lisa) poczuła się dość nieprzyjemnie, posłała jej wdzięczne spojrzenie. - Mucho, lepiej idź już do środka i zajmij się Owcą. Na pewno jest zmęczony po takiej długiej nieobecności, a już prawie noc. Ja porozmawiam sobie z nim jutro.
Muszka skinęła głową i prędko zniknęła wraz z kociakiem. Widać było, że ulżyło jej po odnalezieniu dziecka, ale chyba żadna matka nie puściłaby dziecku dwudniowej ucieczki płazem i gdyby Świetlisty Potok była bardziej wypoczęta, współczułaby Owcy tego nieco złowieszczego “zajmowania się”.
- Wreszcie. - Na pysku biało-czarnej zamajaczył uśmiech. - Jestem Czereśnia, przywódczyni Klanu Lisa. - Szylkretka pochyliła głowę w geście respektu. Zdążyła odgadnąć, że kotka pełni tu jakąś ważną rolę, ale nie spodziewała się spotkać samej liderki tuż przy wejściu do stodoły. - Dziękuję ci bardzo za przyprowadzenie naszego kociaka. Czy mogę wiedzieć, jak się nazywasz? I czy możemy coś dla ciebie zrobić?
- Świetlisty Potok, z Klanu Burzy - przedstawiła się, prostując się nieco. - I prawdę mówiąc… to tak. Czy mógłby mi ktoś wskazać drogę do terytoriów leśnych klanów? Straciłam orientację, próbując tu dotrzeć z Owcą.
Stwierdziła, że zabrzmiało to dosyć głupio, ale raz powiedzianego słowa nie można cofnąć.
- Oczywiście - odpowiedziała Czereśnia. - Wystarczy, że pójdziesz…
Przez następną chwilę starsza kotka udzielała burzowiczce wskazówek, podczas gdy ona starała się wmusić mózgowi jakiekolwiek informacje. Ostatecznie podziękowała za pomoc i otrząsnęła się, by ruszyć w drogę do swojego obozu. Skręty to w lewo, to w prawo dwoiły i troiły jej się w myślach, ale pragnienie powrotu do domu było silniejsze.
Ledwie rzuciła kilka - uprzejmych - słów na pożegnanie i zrobiła kilka kroków, przywódczyni Klanu Lisa osadziła ją w miejscu.
- To nie w tę stronę. - Ignorując rozbawioną nutkę w głosie kotki, Świetlista odwróciła się z zamiarem kontynuowania wędrówki, ale znów została powstrzymana. - Nigdzie w ten sposób nie dojdziesz.
- Dziękuję, dam sobie radę - odparła szylkretka, powstrzymując ziewnięcie.
- Przecież ledwie stoisz na łapach. Chodź i prześpij się w stodole, a rano wrócisz do siebie.
Uniosła głowę na tę hojną propozycję.
- Nie mogę… Nie będę robić kłopotu…
- Bez ciebie Owca mógłby nie wrócić do domu; nie wybaczyłabym sobie, gdyby teraz coś zjadło cię po drodze. Możliwość odpoczynku to i tak niewiele, jak na podziękowanie za to, co musiałaś przejść. - Córka Rdzawego Ogona nie była pewna, czy miała na myśli znoszenie temperamentu kocurka, czy to, co spowodowało siniaki i zadrapania, którymi była wręcz obsypana. Coś jej głowie bardzo nie chciało nocować w obozie innego klanu, ale zmęczenie przeważyło. Starając się nie zasnąć na stojąco, podążyła za Czereśnią do wnętrza stodoły.
Miejsce sprawiało całkiem przytulne wrażenie. W różnych kątach i na kupkach siana porozkładali się członkowie klanu, którzy unieśli głowy, kiedy weszły - była to jedna z niewielu rzeczy, które Świetlista zdołała zarejestrować spod półprzymnkniętych powiek.
Za zachętą liderki skierowała się ku najbliższej ścianie i zwinęła w kłębek, starając się zajmować jak najmniej miejsca. Kiedy tylko rozluźniła obolałe mięśnie, fala ulgi dała jej do zrozumienia, że tak naprawdę wcale nie tęskniła do domu, tylko do snu.
Zamknęła oczy. Miała szczęście, że tak ciepło ją tu przyjęto, i to niemal bez żadnych pytań. Już jutro wróci do Klanu Burzy... Czy na pewno tak bardzo chce tam wracać? Współklanowicze pewnie okropnie się zamartwiają. Jeżeli choć przez chwilę współczuła Owcy - którego zresztą nie widziała, od kiedy matka nie wciągnęła go ze sobą do środka, nie dając powiedzieć choćby słowa - to teraz ten cień współczucia zniknął. To, co ją czekało, mogło być nawet gorsze od reprymendy, która dostanie się kociakowi...
Skoro już o nim pomyślała, to przez głowę przemknęło jej niespodziewane pytanie: czy nie będzie jej brakować tego niesfornego kocurka?
Zanim zdążyła sobie odpowiedzieć, odpłynęła w krainę snów.
<Owca?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz