Bury kocurek pomachał ogonkiem i podszedł do nich. Schyleniem łba przywitał się z Korową Skórą, by okazać jej szacunek. Ciernistej Łodydze pokazał język, tak, jak ona mu, a do zaciekawionej szylkretki odezwał się tymi słowami:
- Cześć. Jestem Burzowa Łapa, uczeń Gradowej Mordki. A ty jesteś jednym z kociaków Rdzawego Ogona, prawda?
- Plawda! Jestem Migotka - przedstawiła się, dumnie wypinając pierś. - I ty tes jestes podobny do tatusia! - dodała.
- Ponieważ jestem jego młodszym bratem. - Uśmiechnął się.
- Cyli moim wujkiem!
- Yhm.
Migotka zamruczała na te wieści. Cóź, nieprawdziwe wieści... Ale w końcu ani ona, ani Burzowa Łapa, ani ktokolwiek z klanu poza samym Rdzawym Ogonem nie miał pojęcia, kim jest prawdziwy ojciec większości jej kociąt. W każdym razie, wymienili ze sobą jeszcze parę słów, gdy nagle z legowiska medyka rozległo się wołanie, a po chwili wyłonił się niebieski arlekin.
- To Gradowej Mordka mnie woła, muszę iść - mruknął. - Do zobaczenia!
- Do zobacenia! - pisnęła.
- My też już musimy się zbierać. Skra, Ziółko, Migotko, Światełko, Trzepotek, chodźcie do mamusi.
Szylkretka prychnęła na te wieści, lecz wystarczyło kilka następujących słów od Ciernistej Łodygi, by pobiegła do kociarni:
- Musisz iść, mała. Jeśli tego nie zrobisz, to przestanę was już odwiedzać!
*po zgromadzeniu*
Tej nocy koty wybrane przez Lamparcią Gwiazdę wyruszyły na zgromadzenie czterech Klanów. Migotka bardzo chciała na nie iść. Wiedziała jednak, że jeszcze nie może. Próbowała sprytem podążyć za innymi, ale bardzo szybko, jeszcze przed wyruszeniem jeden z wojowników ją zauważył i odprowadził do żłobka, czym narobiła sobie dużo wstydu.
Gdy jednak w końcu wrócili, było inaczej, niż sobie wyobrażała. (Oczywiście nie spała tej nocy, by przywitać przybyłych) Szalała wichura, deszcz lał jak z cebra, ciągle było słychać grzmoty, a norkę co jakiś czas oświetlały błyskawice. Wszystkie kociaki nie spały, były zbyt przerażone. Nigdy nie widziały takiego kataklizmu. Rdzawy Ogon otuliła je wszystkie ogonem i przytulała do siebie mocno, szepcząc im do ucha kojące słowa. Mimo to, sama pachniała strachem. Choć kocięta zbyt tego nie pojmowały, był tylko jeden logiczny powód takiej nawałnicy - na zgromadzeniu musiało wydarzyć się coś naprawdę złego, coś będącego wbrew pokoju panującego tej nocy. Nie trzeba było jednak długo czekać, by w obozie pojawili się wystraszeni Wojownicy Klanu Burzy. Migotka podeszła ostrożnie bliżej wyjścia. Nikt nie miał teraz głowy do zajmowania się karmicielką i kociakami. Udało jej się zobaczyć Sztormowe Niebo trzymającego mniejszego, rudego... kota! Kto to był? Za nim biegli medycy oraz Ciernista Łodyga. Wyglądała na zmartwioną i przestarszoną, co zmartwiło również szylkretową. A może... A może to był jednak kot z Klanu Burzy? Tak... chyba widziała kiedyś takiego wychodzącego z legowiska uczniów. Może to był bliski przyjaciel burej? Ale czy on żył? Co mu się stało? Była jednak zbyt zmęczona i musiała odłożyć te pytania na rano.
Następnego dnia, koło południa Migotka cały czas stojąca 'na straży' w wejściu do kociarni ujrzała drobną, burą wojowniczkę. Z ekscytacją zawołała ją. Ciernista obejrzała się i podeszła do młodej, lecz bez większego entuzjazmu, co mocno przygnębiło kociaka.
- Cio się stało na zglomadzeniu? Cos złego, plawda?
Ciernista Łodygo? (Wena mnie opuszcza...)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz