Powietrze pachniało orzeźwiającym deszczem, który spadł jeszcze chwilę temu. Po lesie niósł się cichy śmiech i trzaskanie uschniętych liści, gdy Wschodząca Fala pędziła przez leśną ścieżkę. Za nią nieco wolniej podążał czarny wojownik w podeszłym wieku, który zipał cicho, próbując nie zgubić córki na zakrętach.
Zatrzymała się z lekkim poślizgiem na mokrej ziemi, by kilka uderzeń serca później zgrabnie skakać z kamienia na kamień w dół niewysokiego zbocza.
- Wyszedłeś z wprawy tato? - zawołała ruda szylkretka, zauważając, że Borsuczy Cień dotarł na skraj - Dasz radę?
Kocur mruknął coś pod nosem, po czym naprężył się i zwinnie zeskoczył w dół. Wschodząca Fala przystanęła zdumiona, po chwili uśmiechając się szelmowsko, widząc, że jej słowa zadziałały na ambitnego wojownika.
- Coś mówiłaś Wschodku? - miauknął spokojnym głosem, prostując się dumnie.
On nie da rady? Pff, wolne żarty.
Postanowiła spędzić dziś nieco czasu z Borsuczym Cieniem, który z dnia na dzień wydawał się coraz smutniejszy. Myślała, że może to dlatego, że kocur nie jest już pierwszej młodości, ale teraz jakoś nie było tego widać.
Uśmiechał się, znów stąpał raźno po leśnym poszyciu. Raz nawet skoczył wesoło w kierunku jednego ze spadających liści, łapiąc go w smukłe łapy.
Może Borsuczy Cień po prostu tęsknił za takim spędzaniem czasu jak teraz?
Wschodząca Fala zamruczała zadowolona, obserwując szczęśliwego wojownika, który czujnie rozglądał się dookoła.
- Coraz mniej zwierzyny - mruknął z westchnięciem - W tę porę nagich drzew może nie być za wesoło...
Szylkretka stuliła uszy, słysząc słowa ojca. Nie, nie może być tak okropnej pory, jak kilka księżyców temu, gdy kilka kotów z klanu zmarło na ten okropny kaszel.
- Nie bądźmy złej myśli - miauknęła siląc się na wesołość - Musimy prosić Klan Gwiazd o spokojną zimę... Będziemy przecież mieli maluchy do wykarm-
Gdzieś niedaleko poniósł się głos wołający o pomoc. Oboje nastawili czujnie uszu, zwracając szybko swoje pyski w kierunku źródła krzyku. Szylkretka spojrzała wyczekująco na Borsuczego Cienia, nie czekając długo na odpowiedź.
- Chodźmy - miauknął pewnie czarny wojownik, ruszając nagle.
Wschodząca Fala otworzyła szeroko oczy, widząc zryw energii towarzyszący Borsuczemu Cieniu. Pomyślała, że ojciec mógłby jeszcze nie jednego kota sprać na kwaśne jabłko. Niech nie zwiedzie ich jego stary wygląd!
Kotka, co Wschodząca wywnioskowała z barwy głosu, nie była raczej atakowana. Czuła tylko jeden niewyraźny zapach strachu i bólu. Zresztą, słyszeliby odgłosy walki. Razem wspinali się po klifie, dysząc cicho z wysiłku. Kilka ptaków uciekło im sprzed pyska, jednak nie zwracali teraz na nie większej uwagi. Prowadzi ich Kodeks Wojownika, a mówi on wyraźnie, by nie zostawiać nikogo w potrzebie!
Gdy dotarli na szczyt klifu, Wschodząca Fala zauważyła świeżo naderwaną ziemię przy jego końcu. Przypomniała jej się nagle Mglista Łapa, która zginęła, spadając z takiego urwiska w dół. Zaczęła podchodzić powoli do zakończenia, po czym położyła się całym ciałem na ziemi, by rozłożyć swój ciężar.
- Uważaj Wschodku - mruknął kocur zdenerwowany tym, że to jego córka, a nie on zrobiła to pierwsza.
Kotka pokiwała głową w zrozumieniu i złapała się przednimi łapami o skraj. Przyciągnęła się delikatnie na tyle, by zobaczyć, co jest w dole.
Ze zdziwieniem zauważyła, że wzniesienie nie było ani za wysokie, ani za strome, co pewnie zaważyło na tym, że kotka w dole jeszcze żyje. Leżała skulona w kłębek, z jedną łapą wyciągniętą do przodu. Szylkretka zauważyła, że samotniczka jest dopiero w wieku terminatorskim. Przyglądała się jeszcze chwilę jej długiemu, czarnemu futerku w kolorze smoły. Była zabłocona, co nie zdziwiło kotki. Przecież padało całkiem niedawno, a ta w dole spadła ze skarpy.
- Hej, wszystko gra? - zawołała do niej Wschodząca, przy akompaniamencie cichego ostrzegawczego syku ojca.
Po co miałaby uważać, skoro ten kociak nic jej praktycznie by nie zrobił?
Kotka drgnęła i podniosła odruchowo głowę w górę. Skrzywiła się lekko przestraszona, ale pokiwała głową na tak. W jej oczach zgromadziły się łzy, po czym płaczliwym głosem miauknęła:
- Tak, ale... - pociągnęła nosem - Utknęłam!
Wschodząca Fala nie czekała dłużej na żadną inną odpowiedź. Zerknęła w bok, szukając najdogodniejszej drogi w dół, po czym skoczyła w dół, ślizgając się na kamieniach i błocie.
- Wschodząca Falo! - krzyknął Borsuczy Cień, powstrzymując się, by nie skoczyć na oślep za nią.
Szylkretka zjechała pewnie w dół, przy końcu wskakując na wielki kamień, który wyrósł przed nią.
Skok był dobry, jednak niezbyt dobrze wymierzony. Poślizgnęła się, nie znajdując oparcia, po czym spadła na pysk tuż obok samotniczki.
Czarna kotka podskoczyła z cichym piskiem, otwierając szeroko oczy, które skierowała na leżącą.
- Nic ci nie jest?! - zawołała przejęta, wyczekując odpowiedzi.
Szylkretka machnęła w jej stronę ogonem, powoli podnosząc się na łapach.
- Wschodku! - miauknął zaniepokojony wojownik, ześlizgując się mniej brawurowo od córki - Coś ty sobie myślała?!
Szylkretka tylko uśmiechnęła się speszona, wypluwając z pyszczka nabraną ziemię. Pomachała chwilę łapami, sprawdzając, czy żadnej nie uszkodziła.
- Właśnie nic - powiedziała wesoło, jak gdyby nic się nie stało.
Z nosa skapnęło jej trochę krwi, przez to, że rozkwasiła sobie go przy uderzeniu. Pociągnęła nim, pogodnie spoglądając na utkniętą kotkę. W środku jednak piszczała z boleści, nie chciała jednak tego pokazywać. Później pójdzie do Różanego Kwiatu i poprosi o opatrunek.
- Witaj! - zawołała ciepło, kładąc się na ziemi, skierowana w jej stronę.
- Jak się tu znalazłaś? - zapytał czarny wojownik, podchodząc powoli do samotniczki - I jak masz na imię?
Koteczka skuliła uszy, nieśmiało zerkając to na jednego, to na drugiego kota.
- S-spadłam, bo n-nie zauważyłam s-skarpy... jak b-biegłam - miauknęła cicho, a Wschodząca Fala miała wrażenie, że mała zaraz się rozpłacze - Je-estem Kiki...
- Kiki? - zapytała zdezorientowana szylkretka, wcześniej nie słysząc takiego czegoś - Co to za imię?
Dostała po chwili ogonem po głowie od ojca, który pokiwał głową zdegustowany. Ona tylko potrząsnęła głową i spojrzała na ojca zdezorientowana. Co zrobiła źle? Tylko się zapytała!
- Ja je lubię - miauknęła głośno czarna, naburmuszając się trochę.
- O widzisz i teraz słyszę cię wyraźnie - zawołała szylkretka, podchodząc do kotki - Nie mówię, że go nie lubię. Po prostu nigdy takiego nie słyszałam - powiedziała wesoło.
Samotniczka speszyła się momentalnie, chowając pyszczek pod wolną łapą. Wojowniczka skierowała po chwili wzrok na stertę kamieni, pod którą znajdowała się łapa kotki.
- Tatku, jak ją wyciągniemy? - zapytała, odwracając głowę w stronę czarnego wojownika, który stał za nią niewzruszony.
- Spróbujemy zdjąć kamień po kamieniu... - mruknął nieprzekonany, jednak był to jedyny plan, jaki mogli wykonać.
Mogliby podkopać trochę ziemię, jednak kamienie lubią się przemieścić po takiej akcji i będzie po łapie. Wojowniczka podeszła bliżej, oglądając kupkę gruzu z każdej strony. Nie zwracała już uwagi na kotkę, bardziej skupiała się na wykonaniu zadania. Nos szczypał ją okropnie, co próbowała zignorować od dłuższego czasu.
Razem z Borsuczym Cieniem przesuwali je delikatnie, starając się, by żaden nie spadł na kotkę.
- Tooo - miauknęła szylkretka, którą przejmująca cisza i ciągły szczęk kamieni bardzo denerwowały - Skąd jesteś?
Kiki siedziała przez krótki moment cicho i Wschodząca już myślała, że powiedziała coś nie tak.
- Nie wiem - miauknęła nieśmiało, na co szylkretka westchnęła zawiedziona odpowiedzią - Chodziliśmy wszędzie, więc w-wszystko jest moim d-domem.
Wojowniczka kiwnęła głową w skupieniu, pod czujnym spojrzeniem Borsuczego Cienia.
Wiedział, że jego córka coś kombinuje i domyślał się już co i jak.
- Mówiłaś, że chodziliście - miauknęła spokojnie, nie przerywając pracy.
- N-no tak... - czarna spojrzała na nią z zaciekawieniem.
- Liczba mnoga? Z kim chodziłaś, z mamą? - zapytała kotka prosto z mostu.
- N-nie...
- To tatą?
Kamieni było coraz mniej, co szylkretka zauważyła z uśmiechem. Dopiero po kilku uderzeniach serca zorientowała się, że Kiki nie odezwała się już więcej. Wschód spojrzała na samotniczkę, by przestraszyć się z lekka. Czarna kotka płakała bezgłośnie. Łzy płynęły jej ciurkiem po pyszczku, który był wykrzywiony z bólu.
- O jejku - miauknęła szylkretka przejęta, przerywając na moment pracę. Przeskoczyła nad gruzem, pojawiając się tuż obok niej. Otarła jej łzy puszystym ogonem, po czym dotknęła ją lekko nosem w bok.
Domyśliła się już, co mogło się stać, dlatego siedziała cicho, mrucząc uspokajająco.
Borsuczy Cień spojrzał na córkę z uśmiechem, nie przerywając ciszy, wrócił do pracy.
Chwilę później lekko roztrzęsiona Kiki siedziała przy wojownikach Klanu Klifu, sprawdzając, czy z łapą jest wszystko w porządku.
- To... d-dziękuję, to ja już pójdę... - mruknęła cicho, powoli się odwracając.
- Chcesz dołączyć do Klanu Klifu? - zapytała głośno, na co Borsuczy Cień westchnął z uśmiechem.
Chciała zadać to pytanie wcześniej, jednak nie było jak, gdy kotka płakała. W nosie miała to, że Spadający Liść prawdopodobnie znów będzie z tego niezadowolony. Kiki jest bez domu, a sama sobie raczej nie poradzi.
Szylkretka spoglądała wyczekująco na kotkę, oczekując jej odpowiedzi.
<Kiki?>
Kk nie obrażam się ^^
OdpowiedzUsuń-Flightmareł