Kilka wschodów słońca od egzekucji Pluskającego Potoku
Stara wdrapała się na miejsce przemówień z dużym trudem. Jej kroki były niepewne, chwiejne, nogi drżały z najmniejszego wysiłku, a lekko widoczne pazury próbowały wczepić się, aby zapewnić ciału lepszą stabilność. Zamglone oczy przebiegły po zgromadzonych na dole kotach. Pysk nie drgnął. Żmijowcowa Wić przyglądał się przywódczyni, której ostatnie wydarzenia zdały się odebrać ostatnie księżyce życia. Była zmęczona, była pogrążona w żałobie, była już jedną łapą po drugiej stronie... Jeśli takowa w ogóle istnieje. Nie ukrywał, że było mu nieco wstyd, kiedy dzisiejszego poranka przybył do jej legowiska, aby przypomnieć jej o zdanej próbie jego uczennicy. Kropiatkowa Łapa uporała się ze sprawdzianem umiejętności już dwa wschody słońca temu, ale atmosfera w klanie była tak napięta, tak niestabilna, że para burych kotów nie miała żadnego problemu, aby przeczekać najgorszy okres i dać Spienionej Gwieździe czas na dojście do siebie po ceremonii pogrzebowej. W końcu jednak musiało dojść do mianowani.
— Ja, Spieniona Gwiazda, przywódczyni Klanu Nocy, wzywam moich walecznych przodków, aby spojrzeli na tę uczennicę. Trenował pilnie, aby poznać wszystkie tajemnice, które kryję mętna woda, gęste korony i wietrzne łąki, a także przyłożyła staranną łapę, aby nauczyć się waszego szlachetnego kodeksu. Polecam wam ją jako pełnoprawną wojowniczkę. — Zrobiła krótką przerwę, aby wziąć głębszy wdech, następnie kontynuowała: — Kropiatkowa Łapo, czy przysięgasz przestrzegać kodeksu wojownika i lojalnie służyć swojemu klanu, nawet za cenę własnego, cennego życia?
— Przysięgam — miauknęła cicho, acz pewnie koteczka. Nigdy owo pytanie nie miało takiej mocy jak teraz, po tych wszystkich wydarzeniach.
— Zatem mocą Klanu Gwiazdy nadaję ci nowe miano. Od teraz będziesz znana jako Kropiatkowa Skórka. Przodkowie, jak i pobratymcy, cenią twoją hart ducha i ciężką pracę, jaką włożyłaś w swój trening. Witamy cię jako nowego wojownika Klanu Nocy — Po tych słowach powoli skierowała się w dół, aby położyć pysk na głowie koteczki. Zawiał silny, wieczorny wiatr, a trzciny zaszumiały.
"To będzie zimna noc..." — pomyślał z nutą smutku w głosie. Nie chciał, żeby jego... dawna uczennica przeziębiła się już pierwszego dnia. Z zamyślenia wyrwało go wołanie nowego imienia. Zdążył dołączyć na ostatni wiwat.
Prędko po tym koty zaczęły kierować się w stronę swoich legowisk. Życie ostatnio było męczące. Nie tylko fizycznie, ale i zwłaszcza psychicznie. Nie ważne ile zwierzyny wpadło ci po łapy, nie można było zapomnieć o widmie tajemniczych samotników, o których mówił stracony już Pluskający Potok. Żmijowcowa Wić dodatkowo miał wrażenie, że nie ważne gdzie pójdzie, nieważne jak głęboko w lesie się skryje, widzi nad sobą cień sokoła, o którym wszyscy zdają się zapominać. Nie mógł tego znieść. Nie mógł myśleć o krótkiej, ale bardzo dynamicznej i rozognionej, wymianie zdań z Mandarynkowym Piórem, która miała miejsce przed wydaniem wyroku. Czuł, że wszystko, co zrobił, wszystko, czego dowiedział sie o zwłokach, o piórze, o samotnikach z obozu matki... że nikt nie próbował nawet go posłuchać. A najgorsze było to, że to sama srebrna zastępczyni kazała mu zebrać ogrodników, aby dokonali sekcji. Po co się fatygował, skoro i tak nic nie miało znaczenia w ostatecznym rozrachunku? Nikt nie brał jego słów na poważnie. Jedyne co go spotkało to jad, którym został opluty przez kotkę, która była dla niego wzorem. Nie miał pojęcia, jak się z tym czuję, ale wiedział, że nie pozwoli temu wszystkiemu odejść w zapomnienie.
"To będzie zimna noc..." — pomyślał z nutą smutku w głosie. Nie chciał, żeby jego... dawna uczennica przeziębiła się już pierwszego dnia. Z zamyślenia wyrwało go wołanie nowego imienia. Zdążył dołączyć na ostatni wiwat.
Prędko po tym koty zaczęły kierować się w stronę swoich legowisk. Życie ostatnio było męczące. Nie tylko fizycznie, ale i zwłaszcza psychicznie. Nie ważne ile zwierzyny wpadło ci po łapy, nie można było zapomnieć o widmie tajemniczych samotników, o których mówił stracony już Pluskający Potok. Żmijowcowa Wić dodatkowo miał wrażenie, że nie ważne gdzie pójdzie, nieważne jak głęboko w lesie się skryje, widzi nad sobą cień sokoła, o którym wszyscy zdają się zapominać. Nie mógł tego znieść. Nie mógł myśleć o krótkiej, ale bardzo dynamicznej i rozognionej, wymianie zdań z Mandarynkowym Piórem, która miała miejsce przed wydaniem wyroku. Czuł, że wszystko, co zrobił, wszystko, czego dowiedział sie o zwłokach, o piórze, o samotnikach z obozu matki... że nikt nie próbował nawet go posłuchać. A najgorsze było to, że to sama srebrna zastępczyni kazała mu zebrać ogrodników, aby dokonali sekcji. Po co się fatygował, skoro i tak nic nie miało znaczenia w ostatecznym rozrachunku? Nikt nie brał jego słów na poważnie. Jedyne co go spotkało to jad, którym został opluty przez kotkę, która była dla niego wzorem. Nie miał pojęcia, jak się z tym czuję, ale wiedział, że nie pozwoli temu wszystkiemu odejść w zapomnienie.
Nawet jeśli samodzielnie miałby przeszukać całe odebrane samotnikom tereny.
Nie był w ogóle skupiony na tym, gdzie szedł. Dopiero uderzenie w bok Mandarynki przywróciło go ponownie na ziemie. Kocica rzuciła mu wrogie spojrzenie; nie wymienili ze sobą słowa od sądu zdrajcy. O patrolach informowali go ci, którzy nimi przewodzili, a testu Kropiatki doglądała Algowa Struga. Żmijowiec stanął całkowicie nieruchomo.
— Uważaj, gdzie idziesz Żmijowcowa Wicio, nie jesteś w obozie sam — warknęła. Próbowała od razu odejść i zająć się czymś innym, ale wojownik prędko odezwał się. Ku jej niezadowoleniu.
— Poczekaj... proszę. — Zrobił jeden krok w jej stronę, aby nie musieć podnosić głosu. Jedna z ciemniejszych brwi zastępczyni powędrowała do góry, a jej wzrok był wyczekujący. — Czy możemy porozmawiać?
— O czym chcesz ze mną mówić? — zapytała sucho.
— Myślę, że wiesz.
— O czym tu mówić? Wydaję mi się, że wystarczająco powiedziałeś przed całym klanem tamtego dnia. Ja również, zdaje się, wyczerpałam temat. — Znów chciała zostawić burego. Nie dał jej. Podbiegł i stanął prosto przed nią. — Tupet!
— Uważaj, gdzie idziesz Żmijowcowa Wicio, nie jesteś w obozie sam — warknęła. Próbowała od razu odejść i zająć się czymś innym, ale wojownik prędko odezwał się. Ku jej niezadowoleniu.
— Poczekaj... proszę. — Zrobił jeden krok w jej stronę, aby nie musieć podnosić głosu. Jedna z ciemniejszych brwi zastępczyni powędrowała do góry, a jej wzrok był wyczekujący. — Czy możemy porozmawiać?
— O czym chcesz ze mną mówić? — zapytała sucho.
— Myślę, że wiesz.
— O czym tu mówić? Wydaję mi się, że wystarczająco powiedziałeś przed całym klanem tamtego dnia. Ja również, zdaje się, wyczerpałam temat. — Znów chciała zostawić burego. Nie dał jej. Podbiegł i stanął prosto przed nią. — Tupet!
— Ja tak nie uważam! — oznajmił, ale prędko wygładził sierść między uszami. Wziął głęboki wdech i kontynuował już spokojniej: — Przepraszam, jeśli moje słowa odebrałaś jako atak. Nie był nim, przysięgam. Przysięgam na Wężynowy Kieł. Po prostu... Sama powiedziałaś mi, że mam zebrać ogrodników, że mamy obejrzeć ciała. Zrobiłem to i znalazłem coś, co nie jet normalne. Dociekałem, pytałem. Proszę, nie każ mnie za to, że próbowałem wykonać twoje polecenie najlepiej, jak umiałem.
<Mamdi?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz