Liliowy kot zamrugał kilka razy i spojrzał w stronę legowiska medyków. Wzięło średniej wielkości mysz ze stosu i ruszyło w stronę wyjścia z obozu. Miało ochotę na poranny posiłek z daleka od szmerów budzących się już o tej porze klanowiczów. Nucąc cicho pod nosem jakąś dziwnie wesołą piosenkę, szło przez las, gdy nagle jeno nos wyczuł okropny zapach. Zjeżyło swoje futro i powąchało powietrze po raz kolejny, aby po chwili zorientować się, że zapach roznoszący się po okolicy to zapach kociej krwi. Koper zdenerwowane szło w tym kierunku, mając nadzieję, że tym razem jeno słabowity węch nie zawiedzie. I nie zawiódł. Po kilkunastu długościach lisa odnalazło rozszarpane ciało kotki. Roztargniony Koperek odsunęło się, krzywiąc się lekko z niesmakiem. Przyglądało się jeszcze chwilę ciału kotki, która wyglądała na byłą pieszczoszkę, aby mogło stwierdzić, że…coś było nie tak. Krew była dosyć świeża. A to znaczy, że stworzenie, które ją zaatakowało, musiało być blisko. Mimo to zapach, który jeno otaczał, nic nie mówił. Drugą rzeczą, którą zauważyło Koper to jej brzuch. Wyglądała tak, jakby jakiś czas temu urodziła kocięta… Cętkowany zmarszczył brwi zdenerwowany. Sytuacja była coraz mniej naturalna, co sprawiało, że Koper chciało uciec w popłochu. Miało zjeść swoją zwierzynę i poszukać ziół, a zamiast tego zwierzyna zakopało pod drzewem, a ziół dalej nie miało. Uznało jednak, że zrozumienie nowej dla jeno sytuacji jest w tej chwili ważniejsze. Odchodząc kawałek od ciała kotki, zorientowało się, że zapach krwi przykrywała jeszcze bardziej okrutna woń.
“Lis…? Czy nie powinnom wrócić do obozu i powiadomić o tym klanu?” pomyślało.
— Chyba lepiej po prostu nie robić sobie problemów…? Samo nie wiem — mruczało cicho.
Jeno myśli po chwili wróciły na miejsce.
“Kotka! Musiała mieć kocięta. Gdzie mogą być? Była pieszczoszką? O tym świadczyłaby to okropne coś na jej szyi…” myślało, patrząc jeszcze przez chwilę na martwą kotkę.
— Przepraszam. Postaram się odnaleźć twoje kocięta i się nimi zająć — szepnęło cicho, przykładając swój pyszczek do najmniej zakrwawionego czoła trupa.
Chwilę jeszcze nad tym myślało, aż postanowiło ruszyć w stronę… Drogi Grzmotu.
“Była wygłodzona, prawdopodobnie bardzo długo nie jadła. Być może, nawet jeśli udało się jej coś złapać, to zaraz oddawała to maluchom. Skoro była tak chuda, to zapewne nigdy nie polowała i po prostu ją wyrzucili… A skoro tak, to kocięta muszą być tam, gdzie myślę” uśmiechnęło się lekko, mając nadzieję, że odnajdzie kuleczki. Idąc już przez teren Opuszczonego Obozowiska, usłyszało osłabione piski, które zdawały się dochodzić z krzaków znajdujących się nieopodal. Podeszło w stronę hałasu, aby po chwili ujrzeć dziwny brązowy przedmiot. Przechyliło głowę, a następnie lekko pacnęło napotkaną rzecz. Piski stały się jeszcze głośniejsze, przez co Koper lekko się zjeżyło, odsuwając się nieznacznie.
“Czy to coś zjadło kocięta?” mruknęło w myślach, a następnie po wzięciu kilku pełniejszych oddechów postanowiło zajrzeć do środka tego dziwnego stwora. W środku tworzywa faktycznie znajdowały się kocięta. Sięgnęło, aby dotknąć łapą jednego z nich, a potwór jeno nie pożarł.
“Może jestem niesmaczny…? Chociaż w sumie to coś nie oddycha. Może to coś w rodzaju drewna… Nie żyje?” zmarszczyło brwi i dotknęło łapą podłoża.
— To wasze legowisko? Na to wygląda… — mruknęło, a następnie ostrożnie wzięło w zęby dziwny materiał i zawinęło w nim kociaki. W ten sposób zaniosło, jak się okazało dwie kotki do obozu Klanu Wilka, a po rozmowie z Nikłą Gwiazdą o kociętach i lisie, postanowiło przyjąć tę dwójkę pod swoje skrzydła. Miało tylko nadzieję, że karmicielki ze żłobka nie będą miały nic przeciwko dodatkowym kulkom w obozie… Miało jednak nadzieję, że klan da radę wykarmić dwa dodatkowe pyszczki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz