Jakiś czas temu
Gąbczasta Łapa właśnie zajadała się wiewiórką, gdy podszedł do niej młody kocurek z Klanu Wilka. W pysku niósł dorodnego rudzika, którego po chwili położył przed swoimi łapami. Ciekawe, czego od niej chciał.
— Hejka, jestem Dąbek, jak tam wrażenie w Klanie Wilka? — spytał, uśmiechając się delikatnie. — Podobno jesteś z innego klanu, zostajesz tu na długo?
A więc o to mu chodziło – był po prostu ciekawskim kociakiem, który chciał dowiedzieć się czegoś o nowym przybyszu. Gąbczasta Łapa schyliła się, wzięła kęs wiewiórki, po czym oblizała pyszczek i zastanowiła się chwilę nad odpowiedzią. Nie zauważyła, że Dąbek spoglądał na nią z lekkim niezadowoleniem, jakby właśnie sprzątnęła mu coś ważnego sprzed nosa.
— Tak, jestem z innego klanu! — odparła wesoło. — Nazywam się Gąbczasta Łapa, miło cię poznać, Dąbku. — Owinęła ogon wokół łap i uśmiechnęła się szerzej. Srebrny kocurek patrzył na nią spod lekko przymrużonych oczu. — A jeśli chodzi o Klan Wilka… nie jest źle, ale wciąż wolę swój klan – Klan Nocy. Nie, żeby tutaj było coś nie tak, po prostu jeszcze nie przywykłam do tutejszych zwyczajów. U nas wszystko wygląda trochę inaczej. No i… jestem medyczką. Przybyłam tu, żeby nauczyć się czegoś o walce.
Dąbek, który wcześniej wyglądał na trochę naburmuszonego, teraz nieco się ożywił.
— Och! Ja nigdy nie zostałbym medykiem, zanudziłbym się na śmierć! — zaśmiał się, ukazując swoje białe ząbki. Gąbczasta Łapa chciała mu przerwać, by wytłumaczyć, że bycie medykiem wcale nie jest nudne, ale Dąbek mówił dalej:
— Ja wolę zostać wojownikiem! Chcę walczyć, biegać, cały czas być w ruchu!
Czarnofutra wzruszyła ramionami. Sama nie wiedziała, czy wojownicze życie to coś, co naprawdę by jej odpowiadało. Na razie treningi z Gąsiorkowym Trzepotem były spokojne; polowania, nauka granic, wspinanie się na drzewa. Nie miała jeszcze okazji się bić, ale przecież wszystko przed nią.
— Fajnie. Ja też lubię się szkolić na wojowniczkę! — przyznała z uśmiechem. — Czuję, że w końcu nabieram trochę siły. Wiesz, w Klanie Nocy mieliśmy powódź. Nie byłam wtedy zbyt silna i prawie bym utonęła! Na szczęście moi Klanowicze mnie uratowali. Jesteśmy bardzo zgraną społecznością! — Zamyśliła się na moment, po czym dodała z błyskiem w oku:
— To właśnie wtedy postanowiłam się szkolić. Jak kiedyś znów przyjdzie jakiś żywioł, to go pokonam jednym skinieniem palca!
Dąbek przytaknął głową.
— No tak, na pewno by ci się udało! — mruknął. Gąbczasta nie była jednak pewna, czy mówił to szczerze, czy tylko próbował być miły. Mimo to wyszczerzyła zęby w uśmiechu.
— A poza tym mamy sojusz — dodała. — Moja mentorka w Klanie Nocy mówiła, że ostatnio była u was Muszlowa Łapa, żeby umowa między naszymi klanami była bardziej oficjalna... ale zaginęła, więc… musiały pojawić się nowe kocięta. Tak właśnie przyszłyśmy na świat ja i moja siostra – Mątwie Marzenie! Mój tata powinien być gdzieś tutaj, a mama żyje w Klanie Nocy. Czy nie brzmi to fajnie? — zaśmiała się cicho. — A twoi rodzice są z Klanu Wilka?
Dąbek szybko skinął głową.
— Tak! Miodowa Kora i Iskrząca Nadzieja są Wilczakami z krwi i kości! — oznajmił z dumą. W tej chwili ze strony kociarni rozległ się głos:
— Dąbku! Wracaj już do żłobka!
Młody obejrzał się przez ramię, po czym jeszcze raz spojrzał na Gąbczastą Łapę. Przez chwilę milczał, a potem nagle uniósł łapę i wskazał coś za nią.
— Patrz! Sowa leci! — krzyknął. Gąbczasta Łapa odwróciła się szybko, ale nie zobaczyła niczego. No tak, był przecież środek dnia! Zmarszczyła brwi i odwróciła głowę z powrotem, jednak Dąbka już nie było. Za to zniknęła też jej wiewiórka. Na ziemi leżał tylko rudzik, którego wcześniej przyniósł kociak.
— Co za sprytny dzieciak… — mruknęła pod nosem, przysuwając ptaka do siebie. — No nic, jak się nie ma, co się lubi, to się lubi, co się ma — westchnęła i zaczęła oskubywać rudzika z piór.
***
Teraźniejszość
Jaki jest najlepszy sposób, by porozmawiać z innymi kotami i nie wyjść przy tym na głupka? Patrol? Tak, patrol! Gąbczasta Łapa właśnie została wybrana, by wziąć w jednym udział. Niby nic szczególnego – często przecież chodziła pilnować granic czy polować dla Klanu Wilka. Ten patrol też mógłby być zwyczajny, gdyby nie jego skład: Lodowa Sałata, Dębowa Łapa i… Syczkowy Szept. Ten ostatni był jej ojcem – przynajmniej w teorii – z którym jeszcze nigdy nie miała okazji porozmawiać. Złoty kocur rzadko pojawiał się w jej pobliżu… a może specjalnie jej unikał? Trudno powiedzieć. Teraz jednak nie miał wyboru – musiał iść razem z nią.
Gąbka uznała to za świetną okazję do rozmowy. Była podekscytowana i pozytywnie nastawiona do tego patrolu! W końcu będzie mogła lepiej poznać swojego ojca i może wreszcie zrozumieć coś więcej o swojej rodzinie. Nie stresowała się ani trochę – wręcz przeciwnie, nie mogła się doczekać. Dlatego pojawiła się przy wyjściu z obozu jako pierwsza. Dopiero po chwili przyszli Dębowa Łapa i Lodowa Sałata. Wszyscy troje stali w ciszy, od czasu do czasu poruszając się ze zniecierpliwienia. Syczkowy Szept zjawił się jako ostatni. Miał rozczochrane futro, zmęczony wzrok i dziwnie zmartwioną minę. Zerkał na Gąbkę nerwowo, ale ani razu nie spojrzał jej prosto w oczy.
Czarnofutrą to trochę zdziwiło, ale nie zniechęciło. Gdy patrol ruszył, trzymała się bardzo blisko złotego wojownika, uważnie powtarzając jego ruchy, jak gdyby był jej mentorem. Choć Syczkowy Szept wyraźnie próbował się od niej odsunąć, a jego ogon nerwowo smagał powietrze, Gąbka nie dawała za wygraną. W końcu, gdy milczenie trwało już zbyt długo, postanowiła się odezwać:
— Hej! Ty jesteś Syczkowy Szmer, prawda? — zapytała z szerokim uśmiechem. Dębowa Łapa i Lodowa Sałata zajęci byli rozmową o czymś innym, więc teraz Gąbka miała całą uwagę kocura. Złoty spojrzał na nią kątem oka i zastrzygł uchem. Przez chwilę milczał, po czym odparł cicho:
— C… chyba.
“Chyba? Co to znaczy? Nie wie, jak się nazywa?” – pomyślała zdziwiona, ale nie dała się zbić z tropu. Postanowiła kontynuować:
— To świetnie! Właśnie chciałam z tobą porozmawiać. Jestem Gąbczasta Łapa, twoja córka! Algowa Struga to moja mama — powiedziała z entuzjazmem. Zanim jednak zdążyła dokończyć, Syczkowy Szept nagle się zatrzymał. W jego oczach pojawiło się coś pomiędzy zaskoczeniem a przerażeniem. Gąbka zwolniła i spojrzała na niego z troską.
— Czy coś się stało, tato? — zapytała. Na to słowo kocur drgnął, jakby ktoś wylał na niego lodowatą wodę.
— Nie — odparł krótko, po czym westchnął i ruszył dalej. Gąbka miała nadzieję, że rozmowa potoczy się dalej, ale nic z tego. Syczkowy Szept milczał, unikając jej wzroku.
— Cieszy mnie to! — mruknęła wesoło po jakimś czasie. — Nie chciałabym, żeby coś ci się stało. Wiesz, tak się zastanawiałam, jak ci się tu żyje. Na pewno mamy ze sobą dużo wspólnego! Może odziedziczyłam po tobie jakieś cechy, co? — zachichotała, uśmiechając się ciepło. Złoty położył po sobie uszy, a w jego oczach błysnął cień żalu.
— Mhm — wymamrotał.
Gąbka zamrugała kilkakrotnie. Tylko tyle? To miała być ich pierwsza prawdziwa rozmowa, a on nawet nie próbował? Już chciała coś dodać, gdy Syczkowy Szept nagle przyspieszył.
— Chyba czuję zwierzynę! Pójdę poszukać! — rzucił i zniknął między krzakami.
Czarnofutra westchnęła. To była jego najdłuższa wypowiedź dzisiaj… Szkoda, że uciekł, zanim zdążyła odpowiedzieć. Wzruszyła ramionami i podeszła do Dębowej Łapy, z którym kiedyś już rozmawiała, jeszcze, gdy był małym kociakiem.
— Cześć, Dąbku! Wreszcie zostałeś uczniem! — zagaiła z uśmiechem. — Pamiętam, jak kiedyś rozmawialiśmy. Wtedy byłeś jeszcze pod opieką swojej mamy, która zawołała cię z powrotem do żłobka, nim skończyliśmy rozmawiać!
Srebrny uczeń podniósł na nią wzrok, a Gąbce nagle przypomniała się pewna sytuacja z tamtego dnia.
— Pamiętasz, co wtedy stało się z moją wiewiórką? Odwróciłam się na chwilę, a ona nagle… zniknęła! — zapytała, udając zdziwienie. Spodziewała się, że to on ją wtedy zwinął, ale była ciekawa, czy się przyzna.
<Dębowa Łapo?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz