Patrzyłem niepewnie na Ucznia Śnieżną Łapę… Nie jestem pewien co on do mnie mówi, ani czy w ogóle coś mówi. Od wczoraj rana czułem się bardzo dziwnie… Najpierw obudziłem się sam, w legowisku. Niby nic nowego. Gdy otwierałem oczy, to tak średnio widział na to lewe…w sumie, to wcale. No cóż. Potem zobaczyłem na ziemi kilka plamek krwi. To już trochę dziwne. Następnie zdałem sobie sprawę, że to jego krew, a na oku mam ranę i dlatego nie widzę. To było…ciekawe doświadczenie. Resztę dnia spędziłem leżąc na ziemi, w bezruchu. Nie byłem pewien dlaczego, ale…nie mogłem się ruszyć. Wieczorem matka nie wróciła. Tego ranka obudziłem się, znowu sam, znowu te same przeżycia, analizy i doświadczenia…i wtedy zdałem sobie sprawę, że…i tu znowu nie jestem pewien z czego, ale…przypomniałem sobie o Uczniu Śnieżnej Łapie. Jak przez mgłę pamiętam, że wstałem, a teraz…nagle stoją przed białym kocurem i nie wiem co się dzieje. Nie czuję się najlepiej
Wtedy zobaczyłem, że Uczeń Śnieżna Łapa przestał mówić – czyli jednak mówił… - i patrzy na mnie. Oczekuje ode mnie jakiejś reakcji? Zadał jakieś pytanie? A może…
- Jesteś rozmazany. – stwierdziłem.
Rzeczywiście. Widziałem tylko białą plamę, na tle…wielkiej białej plamy. Ale TĄ białą plamę poznałbym wszędzie… Może to kwestia tego, że inne białe plany do mnie nie mówią…znaczy większość. Albo nie…
Biały kocur wydał się zmartwiony…to znaczy tak podejrzewam, bo nie widzę. Ale już mniej więcej rozróżniam emocje. To jest plus.
- Szczypiorku… Potrzebujesz pomocy, teraz. – oznajmił stanowczo. – Zajmę się tym, nie przejmuj się. Zobaczysz, wszystko będzie dobrze…
- Chyba nie zobaczę. – miałknołem. No bo…jak mówiłem, nie widzę.
Biały kocur zamrugał. Chyba. Bo jak już mówiłem…
- Nie mów tak. Poczekaj, muszę tylko… - zawahał się. Zauważyłem, że ma wyciągnięte pazury. Tak, bo to akurat zauważyłem.
- Co robisz?
- Mówiłem… Kunia Norka nie pomoże… - zaczął Uczeń Śnieżna Łapa. - …tobie. Ale mi…
- Nie potrzebuję pomocy.
Biały kocur spojrzał na mnie z niedowierzaniem.
- Szczypiorku… Ty dosłownie nie widzisz.
- Skąd wiesz?
- A ile kamieni widzisz? – spytał, odwracając się prawdopodobnie w stronę domniemanych kamieni. To jakiś podstęp. Testuje mnie. Ale ja się nie dam.
- A sam nie widzisz? Najwyraźniej to ty potrzebujesz pomocy, nie ja.
- Szczypiorku…
- Jest tu…wystarczająco dużo kamieni.
- Szczypiorku.
- Od dwóch, do siedmiu.
- Szczypiorku! – Uczeń Śnieżna Łapa podszedł do mnie. Znaczy prawdopodobnie, bo nagle zobaczyłem go wyraźniej. Zmierzyłem go wzrokiem, nie cofnąłem się.
- Tu nie ma żadnych kamieni… - stwierdził biały.
Zamrugałem. Muszę jakoś odwrócić tą potyczkę słowną na moją korzyść…
- Mówiłem od trzech do siedmiu.
- Ale tu nie ma ich wcale!
Zawahałem się. Uczeń Śnieżna Łapa najwyraźniej potrafi lepiej posługiwać się środkami retorycznymi i manipulacją słowną… Nie będzie tak łatwo, jak myślałem. Nie chcę pomocy. Nie potrzebuję pomocy. Po co komu pomoc? Przecież pomoc to tylko takie…taki… Co to jest „pomoc”?
- To tylko twoje zdanie.
Biały kocur warknął z irytacji.
- Dobrze, zrobimy tak. – zaczął. – Ty tu zaczekaj, nie oddalaj się, a ja…się tym zajmę, dobrze?
Patrzyłem mu chwilę w oczy.
- Nie.
- Świetnie. Zaraz wrócę.
I zanim zdążyłem cokolwiek powiedzieć – zniknął między…innymi białymi plamami. Nie jestem pewien co on planuje. Mam nieodparte wrażenie że ta cała „pomoc” to synonim czegoś złego…
<Uczniu Śnieżna Łapo…?>
[520 słów]
[Przyznano 10%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz