Jakże wspaniale było spędzać czas z przyjaciółmi. Uczono ich nie przywiązywać się do nikogo, bowiem śmierć czekała na nich wszystkich. Uczono, że relacje były niczym innym jak problemem, a wzajemne wsparcie głupotą. Oczywiście... mogli im tak wmawiać, ale on był innego zdania. Można rzec, że specjalnie robił mistrzowi na przekór, buntując się przed światem, który mu przedstawiał. Dlaczego wszak miał go słuchać? Jedyne co samotnik sobą prezentował to strach. O tak, mistrz potrafił nieźle wystraszyć. Był nieczuły i pozbawiony emocji jak maszyna. Dziwiło go to, że aż tak pragnął, by każdy stał się taki jak on. Najwidoczniej miał nieszczęśliwe dzieciństwo... Tak sobie przynajmniej wmawiał.
Ale wracając... świetnie się bawił. Gdy nie chodziło o jedzenie inne koty były dla niego kompanami. Sytuacja ulegała zmianie, gdy głód zmieniał każdego we wroga, który kierował się egoistycznym pragnieniem zaspokojenia burczącego brzucha.
— ...No i ja do niego mówię żeby tak się nie wymądrzał, bo inaczej pożałuje — przechwalał się przed kolegami.
Ci wyglądali na wstrząśniętych jego opowieścią. No tak... Tylko on miał taką odwagę, a raczej głupotę, by igrać z mistrzem w ten sposób. Oczywiście te słowa, które do nich wypowiadał nie były prawdą. Nieco naginał rzeczywistość, chociaż owszem, gdyby samotnik go wkurzył, na pewno byłby zdolny tak do niego powiedzieć.
— I nic ci nie zrobił? — sapnął młodszy kocur z szeroko rozdziawionym pyskiem.
— A widzisz bym był martwy? — Uśmiechnął się do nich zadowolony z efektu jaki na nich wywarł.
— Tsa... Wierzycie mu? — prychnął Parapet, jeden z tych kotów, który sceptycznie podchodził do jego historii. — Jak mistrz się zbliża Myszka jest pierwszym, który szuka ucieczki przed jego wzrokiem. Wątpię, że sam na sam ma taką odwagę, by odzywać się do niego w ten sposób.
Myszołów spojrzał na niego morderczym wzrokiem. Nie cierpiał jak skracał jego imię do tej obraźliwej formy. Nie był żadną myszą! Podszedł do niego wyzywająco, stykając się z nim głową.
— Ah, tak? Chcesz się przekonać? — Siłował się z nim chwilę, wywierając nacisk na jego czoło. Kocur nie zamierzał się poddać, bowiem odpowiedział na to i chwile walczyli o to, kto pierwszy odsunie głowę.
— No dawaj, jestem ciekaw czy nie stchórzysz, Myszko.
Warknął na niego, po czym cofnął głowę i popchnął go łapą tak, że upadł. Parapet nie był zadowolony, że skończył na ziemi, ale go to nie obchodziło. Rzucił mu wyzwanie. Teraz liczyło się to, aby udowodnić im, że nie był tchórzem i nie bał się mistrza. Zrobi to jak tylko do nich przyjdzie. Był zdeterminowany, aby koledzy rzeczywiście uwierzyli mu, że miał odwagę by to zrobić.
[413 słów]
[Przyznano 8%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz