Rozglądał się po otoczeniu, próbując wyczuć najmniejszy ruch w okolicy. Nie przepadał za tym treningiem, bowiem zwykle kończył się tym, że przeżywał zawał serca. Ciężko było ukryć się tak, aby nie zostać wykrytym przez doskonały zmysł mistrza. Wymagano jednak od niego, by nabył tą umiejętność. Mijały wszak księżyce, czas nie był mu na łapę. Niedługo stanie się na tyle dorosły, że zmuszony będzie brać udział w akcjach.
Dziwił się, że udało mu się przeżyć tak długo. Poligon nie był idealnym miejscem na dorastanie. Ten cały złom piętrzący się w okolicy, był niczym nieustanne zagrożenie. Wielkie maszyny Wyprostowanych raz po raz dorzucały nowe ilości metali, a góry rosły i rosły, a także powstawały nowe. Krajobraz szybko tu ulegał zmianie. Dostosował się jednak do tych trudnych warunków. Jego zmysł słuchu wyostrzył się, bowiem najdrobniejszy zgrzyt zwiastował lawinę, która mogła go przysypać. Wtedy nie mógł liczyć na pomoc. W tym świecie trzeba było być samowystarczającym, aby przetrwać.
Cichy dźwięk kroków rozległ się po jego prawej. Zmrużył oczy i głębiej schował się w rurze. Jeżeli go znajdzie, drugim etapem była ucieczka. Wyjście miał za sobą jak na łapie. Zbadał teren dokładnie. Miał plan jak biec, by go zgubić. Mimo to napięcie powodowało, że jego serce biło coraz szybciej.
— Wiem, że tu jesteś... Czuję twój strach — rozległ się głos.
Prychnął pod nosem, zaraz dając sobie mentalnie w pysk. Usłyszał go? Zaczął ostrożnie się się cofać, wciąż patrząc na plamę światła. On tu był... Gdzieś w pobliżu. Adrenalina szumiała mu w uszach, a czas jakby zwolnił. Niczego nie słyszał, tak jakby jego prześladowca zniknął. Nie mógł jednak na to się nabrać. Wiedział, że gdzieś tam był. Czaił się i próbował go wytropić.
W końcu postanowił, że lepiej będzie zmienić swoją kryjówkę. Nawet jeśli ten nie zauważył, że tu się krył, ten teren był już spisany na straty.
Wycofał się do końca rury, a następnie wyszedł na światło dzienne. I wtedy poczuł jak coś ciężkiego na nim ląduje. Niech to! Samotnik spadł na niego niczym z nieba!
— Jak...? — wystękał pod jego łapami, próbując zrozumieć w jaki sposób go przechytrzył.
— Siedziałem na rurze i czekałem aż wyjdziesz — wytłumaczył jak gdyby była to najzwyklejsza rzecz pod słońcem. Ah! Czyli jednak usłyszał jego prychnięcie? Wspaniale... — Bardzo łatwo cię sprowokować — kontynuował, mierząc go wzrokiem. — Wciąż jesteś wadliwy. Nasze szkolenie musi najwidoczniej pójść w inną stronę.
— Ha! Jasne... Sądzisz, że będę taki jak ty i cała reszta tych kotów bez własnych myśli? Nigdy! Nie zostanę bezrozumną maszyną!
Spojrzał w górę, a przerażający uśmiech mistrza wskazywał, że miał co do tego inne zdanie.
— Zobaczymy — wyszeptał mu do ucha, a następnie go puścił.
Było w nim coś niepokojącego. Nie zamierzał jednak teraz z nim się kłócić. Poderwał się na łapy i uciekł z powrotem do obozu.
[452 słów]
[Przyznano 9%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz