Wraz z swoimi dziećmi wybrała się w okolice Upadłego Potwora, chcąc spędzić z nimi trochę czasu, a tak naprawdę chciała po prostu pociągnąć młodych uczniów za języki na osobności, tak aby nikt im nie przeszkodził w rozmowie. Dlatego też, gdy Piaszczysta Zamieć miał zabrać jej syna na trening, poleciła kremowemu zająć się tym czym już dawno powinien, a ona w tym samym czasie miło spędzi czas ze swoimi pociechami. Dzięki temu, że Margaretka została mianowana na uczennice medyka mogła liczyć na informacje z pierwszej łapy od własnej córki na temat Rumiankowego Zaćmienia i Niknącego Widma. Tak jak sądziła, dymny wciąż nachodził medyka i przeszkadzał mu w pracy. A poza nimi mogła liczyć również na ploteczki dotyczące innych kotów, które udało się młodej kotce słyszeć w legowisku medyka.
— Mam nadzieję, że nie jesteś dla niego miła. — miauknęła spoglądając oceniająco na córkę, która zajmowała się zbieraniem kwiatów, możliwe, że te miały własności lecznicze. Dostrzegła jak mięśnie na pysku szylkretki nieznacznie się napinają na poruszenie tematu jej podejścia do nierudych. — Odkąd pojawił się w klanie, wiele kotów umarło pomimo możliwości ich wyleczenia. W tym sporo naszych krewnych. Nie powinnaś okazywać sympati komuś, kto mógł przyczynić się do ich śmierci.
— Widmo jest dziwny, ale myślę, że nie powinnaś tak mówić mamo, że to on stoi za ich śmiercią. Niektórym nie da się pomóc, nie ważne jak bardzo się staramy... — podjęła niepewnie koteczka, widać było, że wkładała sporo wysiłku w to, aby nie zgodzić się z matką. — Ostatnio pomógł mi przynieść zioła do legowiska, więc ... — Widać, że chciała coś dodać, ale urwała; pewność z siebie z niej wyparowała, gdy tylko spojrzenia kotek się spotkały
— Nie myśl, że zrobił to bezinteresownie — Strzepnęła ogonem. Margaretkowa Łapa była zbyt naiwna, by zauważyć niektóre rzeczy. Może gdyby w pełni jej futro zdobił ognisty rudy kolor, to byłaby cwańsza i bardziej uważana? — Skoro tak dobrze czuje się wśród ziół i chorych, to biedak minął się z powołaniem. Zamiast cię wyręczać w twoich obowiązkach, powinien zająć się zadaniami wojowników. A ty masz się skupić na zadaniach uczennicy medyka, a nie na rozmowach z Króliczą Łapą. — syknęła. Nie mogła zdzierżyć obecności czarnego ucznia przy swojej córce. Już z dwojga złego wolała jak ta spędzała wolny czas z kociakiem Zwięzłego Hiacynta, lecz widać córka wolała ją zawieźć kolejny raz. Czegóż mogła się innego spodziewać po szylkretowej córce — A tobie Nagietku, jak idzie trening z Piaskiem? — zapytała miło
— Wolałbym, abyś to ty mnie uczyła mamo. Bo może i wujek przekazuję mi wiedzę, wczoraj pokazał kilka technik, dzięki którym z łatwością pochwycę zająca, ale... Wujek Piasek czasami dziwnie się zachowuje... — skrzywił mordkę, na co Lew zaintrygowana opinią syna na temat jej brata dała znać poprzez skinienie, aby kontynuował — Sam nie wiem co mu jest. Ale jest dziwny. Może jest chory? — zamyślił się. — Może jakbym poprosił Różaną Przełęcz, to zgodziłaby się, abyś została moją mentorką? Nie masz żadnego ucznia...
— I raczej zbyt szybko go nie dostanę. — rzuciła rozbawiona przerywając kociakowi. Była ciekawa kto się okaże być jej pierwszym uczniem. I w jakim wieku go tak właściwie dostanie. Miała nadzieję, że przyjdzie jej uczyć swoje kocię. Niestety tak się nie stało, lecz czuła ulgę, że żadne z jej dzieci nie trafiło w łapy nierudego. Może sytuacja przez, która musiał przejść Piaszczysta Zamieć dał do myślenia liderce, jak się kończy szkolenie, gdy nierudy nieprzepadający za rudymi zostaje mentorem jednego z nich? Teraz przynajmniej szylkret uczył szylkretkę, a rudy uczył rudego. Tak powinno to wyglądać już od samego początku, jeśli miał panować porządek.
Rozmowa pomiędzy Lwią Paszczą, a jej synem z obaw młodego ucznia względem swojego mentora, dość szybko zmieniła się w naukę teorii, tak aby Nagietkowa Łapa na kolejnym treningu mógł zabłysnąć. Miała nadzieję, że mimo posiadania brudnej krwi, jej syn jej nie zawiedzie i szybko mu się uda zostać wojownikiem. Nie musiało mu się to udawać od razu, jednak miała nadzieję, że trening nie przedłuży się do dwudziestu księżyców, jak w przypadku niedawnej uciekinierki.
— M-mamo... Tam jest jakiś obcy kot i nam się przygląda od kilku minut... — wtrąciła się Margaretkowa Łapa przerywając tym samym rozmowę matki z synem
Nawet jeśli córka zwróciła uwagę na obcego, kotka i tak dostała ochrzan za to, że zwlekała z poinformowaniem matki na temat domniemanego samotnika. Wiedziała, że Różana Przełęcz już raczej żadnego przybłędy nie przyjmie po przeprowadzonej jakiś czas temu z kocicą rozmowy, co było dla niej piękna informacją. Nie chciała widzieć kolejnego obcego pyska w legowisku uczniów czy wojowników.
Zamrugała kilkukrotnie nie dowierzając własnym oczom. Ignorując młodych uczniów poderwała się z trawy i wyszła na przeciw kocurowi.
— M-mamo... — pisnęła Margaretka, lecz Lew była głucha na jej wołanie, nawet nie racząc na nią spojrzeć, pozostawiając w tyle
Dość szybko zmniejszyła odległość między sobą, a nieznajomym, który gdy tylko się do niego zbliżyła na lisią długość przywitał ją uśmiechem.
***
Ciężko było mówić o jakimś większym uczuciu między rudymi kotami. Ot co, rozumieli się i miło spędzali razem czas. Lwia Paszcza z wielką chęcią by chciała, aby Milin zasilił szeregi Klanu Burzy, bo w końcu by klan zasilił kot, który pojmował wyższość rudej sierści nad innymi umaszczeniami. Jednak widziała co na to Różana by powiedziała, gdyby się zdecydowała kocura przyprowadzić przed oblicze liderki. Pewnie by najpierw wyśmiała Lew, że ta jest hipokrytką, bo jeszcze tak niedawno sama wyzywała na samotników, a od kilku dni spędzała część czasu przeznaczonego na patrole w towarzystwie rudego kocura. Mogli tylko od czasu do czasu się spotykać. Dlatego też nie chciała się z nim wiązać na stałe. Mieli po prostu oboje na tym skorzystać, dlatego zawarli ze sobą umowę. Lew miała w końcu doczekać się swoich wymarzonych czysto rudych kociąt, a Milin... no cóż. Też miał na tym skorzystać, prędzej czy też później.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz