I oczywiście, jak każde kocię, potrzebowała się wyszaleć.
Jednak gdy widziała współtowarzyszy w żłobku, którzy swawolnie i niezbyt ostrożnie biegali, szarpali się czy krzyczeli, miała ochotę tylko przewrócić oczami.
Co nie zmienia faktu, że czasem do nich dołączała. Ale tylko czasem!
Pragmatyczna osobowość nie pozwalała jej na ryzykowne zabawy. Nie przepadała za momentami, gdy dostawała solidną nagonkę w podzięce za nieostrożność i potencjalne szkody, które może wyrządzić kociak w niewinnych zabawach. Od czasu do czasu lubiła podokuczać rodzeństwu, ukraść komuś mysz czy zakraść się w trawie i skoczyć na kogoś z zasadzki, ale przy rodzicach zawsze była grzecznym aniołkiem. No... może przy mamie pozwalała sobie na odrobinę więcej. Jednak przy ojcu... Cóż, w nielicznych momentach, gdy postanawiał odwiedzić żłobek (co zawsze zwiastowało ostre i nieprzyjemne kłótnie z mamą), korzystała z momentu, by zacząć badać jego granice. Badać to, na ile kotka może sobie przy nim pozwolić.
Tego dnia nie miała humoru na zabawy. Choć zazwyczaj była bardzo ciekawska, może nawet wścibska, a dużo starszych wojowników chwaliło ją za zainteresowanie światem, za wypytywanie o klanowe historie, za próby zwiedzania nowych zakamarków (choć niektórzy byli nieco zirytowani faktem czarno-białej kotki, która pałętała im się pod łapami, pytając o kwestię wiary czy historię klanu), tak dziś, być może ze względu na ponurą, deszczową pogodę, nie miała ochoty wychylać nosa ze żłobka. Zresztą, podejrzewała, że mama nie zaaprobowałaby tak chętnie prób wymknięcia się z kociarni.
Jak się jednak okazało, nawet nie musiała tego sprawdzać. Brat zrobił to za nią.
Podczas gdy ona bywała czasem nazbyt ostrożna w swoich działaniach, brat zdawał się nazbyt odważny - Chociaż mogłaby polemizować, czy odwaga to aby na pewno właściwe słowo, bo nazwałaby to prędzej "głupotą", "nadmierną śmiałością", czy "brakiem przewidywania konsekwencji swoich czynów". Kotka miała tendencję do krytykowania poczynań swojego rodzeństwa, choć sama niekiedy robiła to samo. Nie zmieniało to jednak faktu, że nie potrafiła zrozumieć, dlaczego brat uparcie pcha się na zewnątrz... Niewiele zdziałałby bez towarzystwa jakiegoś dorosłego kota. W mgnieniu oka ktoś by go zauważył i zaprowadził znów do kociarni. Kocięta nie poruszają się tak szybko, jak dorośli.
Oczywiście sama próbowała już wykradania się ze żłobka, gdy mama spała, ale kończyło się to niepowodzeniem. Zawsze jakiś wojownik zauważał jej białe futro, które pośród zielonego krajobrazu bardzo się wyróżniało i było łatwe do dostrzeżenia. Więc po czasie przestała próbować, a przynajmniej nie próbowała w ten sam sposób, ucząc się na swoich błędach. Zamiast próbować zwiedzać obóz na własną łapę, wykradała się od tyłu, przeciskając przez krzewy. To w gęstych zaroślach się kryła, usiłując zwiedzać i poznawać obóz.
Dlatego, gdy nierozsądna misja brata zakończyła się niepowodzeniem, a mama przyprowadziła go za kark do ciepłego żłobka, kotka nie mogła powstrzymać śmiechu. Jej wąsy zadrgały z rozbawienia, gdy brat po przaśnej i niezbyt miłej odpowiedzi uciekł gdzieś w kąt. Lód uniosła jedną brew, przyglądając się mu z politowaniem.
— Próbowałeś wykraść się ze żłobka... Głównym wyjściem? — parsknęła, kręcąc głową. Ledwo powstrzymała się od tego, by powiedzieć, że myślenie nie jest jego mocną stroną. Lubiła droczyć się z bratem, ale wolała, żeby mama tego nie słyszała. — Śmierdzisz jak zdechła wiewiórka...
<Bracie?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz