Szakala Gwiazda, świeża liderka o wiecznie sprawnym umyśle, zaśmiała się cicho, wiedząc już co ma na myśli jej ukochany mentor. Nigdy nie był inny, po tylu księżycach nie zmienił się nawet o wąs. Zawsze, ale to zawsze w tym psychopatycznym łbie kreował plany na tortury, które żwawo wykorzystywał; między innymi na niej samej. Zza czasów uczniowskich straciła ząb, kiedy próbowała grać nieustraszonego buntownika i to ją nauczyło prawa "silniejszego". Całe szczęście, że tylko wypadł mleczny kieł; w przeciwnym razie nie wiedziałaby, czy by przeżyła z widoczną dziurą podczas przemówień.
— Owszem, orientuję się. — wymruczała i odwróciła się do ściany, by ujrzeć świeże kreski zrobione za pomocą kamieni; autorskie obrazki przedstawiające dawnych liderów Mrocznej Puszczy. — Ale jesteś pewien decyzji, mój drogi? Czy przypadkiem jeszcze kilkanaście księżyców temu nie jęczałeś o to, jak to się kisisz w legowisku medyka? Że chcesz wolności, bo się udusisz?
Liliowy parsknął. No tak - cały on. Złotawy ogon okręcił się wokół przyjaciela, który jeszcze dawniej był jej niby-wrogiem. Kochała go na swój sposób miłością platoniczną. A czy to działało w obie strony? Możliwe, że tak, ale kocur nie pokazywał tego po sobie.
— Przyznaję, że rzeczywiście narzekałem, ale zależy mi też na kwestii naszego pierdolonego klanu. Kunia Norka dostaje na łeb ciesząc się główną posadą i dupsko grzeje na mchu niczym królowa przenajświętsza. Aż mnie dusi od środka, gdy spotykam się z jej bananową mordą. — Wyjął pazury. Przejechał szponami po miękkiej ziemi, żeby pokazać dosadnie kotłującą się furię. — Mam ją ochotę rozdrapać, byleby została szkarłatna dziura w miejscu słodziutkich pici-pici oczu i zębów tej zasranej, jebanej gwiazdeczki. Po prostu wszystko, ażeby cierpiała nieskończone katusze aż po czasy drugiego życia.
Przywódczyni podniosła lekko wibrysy w zamyśleniu - gdzieś w jego słowach tkwiła prawda. Odkąd nie było drugiego medyka, choroby sypały się na Klan Wilka niczym plagi egipskie - już nie mówiąc o tym, że dzięki zawirowaniu burej w czasoprzestrzeni Zapomniany Pocałunek straciła ogon, chociaż mogła tego uniknąć. Miała w końcu tyle księżyców, by ogarnąć jedno uszkodzenie; drobne i nieszkodliwe.
— Dobra, przemyślę to. — wyszeptała do rozerwanego ucha, by uspokoić jego rozszarpane nerwy. Za bardzo przeklinał, kiedy się wkurzał. — Dam ci znać o decyzji za kilka wschodów słońca, a ty tymczasem dobrze sobie przemyśl, czy na pewno pragniesz zmiany posady.
— Oh, o to się nie martw. — zamruczał gardłowo, wymijając Szakalą Gwiazdę w jej własnej norze — Będę mógł w spokoju dopełniać obowiązków medyka i dodatkowo przyjmować mojego Chłoda, ciesząc się prywatnością jak wąchaniem kocimiętki. Nie myśl sobie, że ja tylko pragnę większej sterty przymusów. Liczy się również luksus.
Gęsi Wrzask odszedł na bok, wpatrując się morskimi oczami w dzieła wykonane na ścianach mieszkania przywódczyni. Czarno-biały kształt w swojej wielkości przyćmiewał sylwetkę kultysty, przypominając o swojej obecności. On odszedł, każdy wiedział, lecz w sercach poddanych tkwił wiecznie; jak bożek który dokonał czegoś niemożliwego. Niepomalowane, niebieskie ślepia patrzyły wrogo na tych, co nieproszeni wchodzili wśród mchu i kociej skóry do najwyższej z najwyższych, jeżąc włos na gładkiej skórze.
Szakala Gwiazda cichymi krokami podeszła do swojego niemal antycznego mentora, by usiąść gdzieś obok; nie przeszkadzała w dumaniu. Wraz z nim tęskniła, cholernie płakała za Mroczną Gwiazdą, który opuścił stare, spróchniałe ciało. Teraz ona musiała sprzątać chaos i radzić sobie z przybywającymi problemami, piętrzącymi się aż do nieskończonej czerni. Wierzyła jednak, że ich zbawca kiedyś się odezwie, by rozwiązać pytanie gryzące każdego wyznawcę Mrocznej Puszczy - kto zabił?
— Niezłe, choć zabrałaś się za trochę... dziecinne zajęcie. — skomentował i rzucił okiem na przywódczynię. — Sama to zrobiłaś?
— Tak. Uznałam, że ich pamięć nie może zaginąć. Kolejni liderzy powinni wiedzieć, kto doprowadził Klan Wilka do świetności. Czyż nie zgadzasz się? Jeszcze muszę dokończyć Jastrzębią Gwiazdę, bo to on założył kult.
Liliowy skinął głową.
— Zgadzam się. — prychnął — Nie potrafię uwierzyć, że nasz "prawdziwy" morderca bezkarnie uciekł. Samotnicy za bardzo boją się, by bez zachęty wbić w głąb naszych terenów i z tego, a nie innego powodu wyczuwam nieodkryty spisek. Niech pan lub pani zagadka lepiej zapierdala na drugi koniec świata, bo jak odkryję szanowną tożsamość, to zrobię z głupca najpiękniejszy dywanik, który zastąpi to coś. — Wskazał na futro rudego kota leżącego w kącie. — Serio, weź się pozbądź bałaganu, bo zaraz rzygnę.
***
Złość? Nie... mało powiedziane. Szał - oj tak, to on gościł w ciele liderki wracającej ze zgromadzenia, kiedy myślała o czynach wykonanych przez Nocną Łapę; małego gnojka o ego wywalonym wyżej niż cały wszechświat razem wzięty. Zakpiła sobie z autorytetu, zaatakowała bez krzty przemyślenia matkę - jej własną matkę! - myśląc że nie dotkną jej konsekwencje; i srogo się myliła. Szakal już wiedziała, jak najskuteczniej zadźgać serce tej wroniej strawie. Co wprowadzić, by naprawdę odczuła skutki własnych popierniczonych działań.
Bez "dzień dobry" weszła nad ranem do krzewu cuchnącego potem, który należał do wojowników. Nikt tam już nie spał prócz Jadowitej Żmii i Gęsiego Wrzasku, wcześniej posłanych wraz z czarną uczennicą w ramach wymierzonej kary. Liderka zabrała im zabawę związaną ze spotkaniem klanów, bo jakiś dupek nie został należycie wychowany. Naprawdę musiała im to wynagrodzić; nawet wpadła na "kształt" prezentu.
— Wstawajcie. — zasyczała — Mam wam coś do przekazania.
Zielone oczy córki Bieliczego Pióra otworzyły się w oczekiwaniu na rozkaz, a partner Chłodnego Omena rozciągnął się niedbale, obserwując scenę jednym zaspanym ślepiem. Oboje mimo tego byli ciekawi - i to nie bez powodu. Ich liderka wygląda tak, jakby miała zaraz rozpierniczyć obóz własnymi łapami. Ledwo trzymała spokój na wodzy, chodząc wokół zaniedbanych legowisk.
— Nocna Łapa dzisiejszej nocy przesadziła. Myśli, że może podskakiwać jak się jej podoba, ale popełniła ogromny błąd, wkraczając na wykreowaną ścieżkę buntu. — Podczas przemowy przejechała pazurami po gruncie, zostawiając za sobą głębokie bruzdy. To właśnie nimi chciała odbierać życie tym, którzy nie zasługują na oddech. — Gęsi Wrzasku, przenieś się tam, gdzie być powinieneś: do medyka. Od teraz to ty zarządzasz ziołami, a Kunia Norka będzie asystentem na zawołanie. — zawarczała — Ukarana również nie może się z nią spotykać i zaraz rozwydrzeńca o tym powiadomię, jednak jeżeli postanowi złamać kolejne reguły z pełną świadomością, macie ode mnie pozwolenie na zabicie. — Zatrzymała wzrok na zaskoczonej kultystce. — Tak, ty też Jadowita Żmijo. Nie obrażę się, gdy pewnego dnia przyniesiesz mi jej zwłoki. Obserwuj gnojka, doglądaj, a może dostaniesz szansę, ażeby legalnie zatopić kły w tej kupie futra. Przecież wiem, że uwielbiasz mordobicie.
Na pysku mianowanego medyka wykwitł wielki uśmiech ukazujący rzędy kłów głodnych ofiary. Wygrał to, czego chciał i niech korzysta - uznała. Szakala Gwiazda wręcz pragnęła, by morskooki zaprowadził porządek w stylu prawdziwych Wilczaków. Ufała mu niemal jak nikomu innemu i wiedziała, że nigdy nie zawiedzie.
<Gęsi Wrzask? :3>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz