BLOGOWE WIEŚCI

BLOGOWE WIEŚCI





W Klanie Burzy

Po śmierci Różanej Przełęczy, Sójczy Szczyt wybrała się do Księżycowej Sadzawki wraz z Rumiankowym Zaćmieniem. Towarzyszyć im miała również Margaretkowy Zmierzch, która dołączyła do nich po czasie. Jakie więc było zaskoczenie, gdy ta wróciła niezwykle szybko cała zdyszana, próbując skleić jakieś sensowne zdanie. Z całości można było wywnioskować, że kotka widziała, jak Niknące Widmo zabił Sójczy Szczyt oraz Rumiankowe Zaćmienie. W obozie została przygotowana więc zasadzka na dymnego kocura, który nie spodziewał się dziur w swoim planie. Na Widmie miała zostać wykonana egzekucja, jednak kocur korzystając z sytuacji zdołał zabić stojącą nieopodal Iskrzącą Burzę, chwilę potem samemu ginąc z łap Lwiej Paszczy, Szepczącej Pustki oraz Gradowego Sztormu, z czego pierwszą z wymienionych również nieszczęśliwie dosięgły pazury Widma. Klan Burzy uszczuplił się tego dnia o szóstkę kotów.

W Klanie Klifu

Plotki w Klanie Klifu mimo upływu czasu wciąż się rozprzestrzeniają. Srokoszowa Gwiazda stracił zaufanie części swoich wojowników, którzy oskarżają go o zbrodnie przeciwko Klanowi Gwiazdy i bycie powodem rzekomego gniewu przodków. Złość i strach podsycane są przez Judaszowcowy Pocałunek, głoszącego słowo Gwiezdnych, i Czereśniową Gałązkę, która jako pierwsza uznała przywódcę za powód wszystkich spotykających Klan Klifu katastrof. Srokoszowa Gwiazda - być może ze strachu przed dojściem Judaszowca do władzy - zakazał wybierania nowych radnych, skupiając całą władzę w swoich łapach. Dodatkowo w okolicy Złotych Kłosów pojawili się budujący coś Dwunożni, którzy swoimi hałasami odstraszają zwierzynę.

W Klanie Nocy

Świat żywych w końcu opuszcza obarczony klątwą Błotnistej Plamy Czapli Taniec. Po księżycach spędzonych w agonii, której nawet najsilniejsze zioła nie były mu w stanie oszczędzić, ginie z łap własnego męża - Wodnikowego Wzgórza, który został przez niego zaatakowany podczas jednego z napadów agresji. Wojownik staje się przygnębiony, jednak nadal wypełnia swoje obowiązki jako członek Klanu Nocy, a także ojciec dla ich maleńkiego synka - Siwka. Kocurek został im podarowany przez rodzącą na granicy samotniczkę, która w zamian za udzieloną jej pomoc, oddała swego pierworodnego w łapy obcych. W opiece nad nim pomaga Mżawka, młodziutka karmicielka, która nie tak dawno wstąpiła w szeregi Klanu Nocy, wraz z dwójką potomków - Ikrą oraz Kijanką. Po tym wydarzeniu, na Srebrną Skórkę odchodzi także starsza Mrówczy Kopiec i medyczka, Strzyżykowy Promyk, której miejsce w lecznicy zajmuje Różana Woń. W międzyczasie, na prośbę Wieczornej Gwiazdy, nowej liderki Klanu Wilka, Srocza Gwiazda udziela im pomocy, wyznaczając nieduży skrawek terenu na ich nowy obóz, w którym mieszkać mogą do czasu, aż z ich lasu nie znikną kłusownicy. Wyprowadzka następuje jednak dopiero po kilku księżycach, podczas których wielu wojowników zdążyło pokręcić nosem na swoich niewdzięcznych sąsiadów.

W Klanie Wilka

Po terenach zaczynają w dużych ilościach wałęsać się ludzie, którzy wraz ze swoją sforą, coraz pewniej poruszają się po wilczackich lasach. Dochodzi do ataku psów. Ich pierwszą ofiarą padł Wroni Trans, jednak już wkrótce, do grona zgładzonych przez intruzów wojowników, dołącza także sam Błękitna Gwiazda, który został śmiertelnie postrzelony podczas patrolu, w którym towarzyszyła mu Płonąca Dusza i Gronostajowy Taniec. Po przekazaniu wieści klanowi, w obozie panuje chaos. Wojownikom nie pozostaje dużo możliwości. Zgodnie z tradycją, Wieczorna Mara przyjmuje pozycję liderki i zmienia imię na Wieczorną Gwiazdę. Podczas kolejnych prób ustalenia, jak duży problem stanowią panoszący się kłusownicy, giną jeszcze dwa koty - Koszmarny Omen i Zapomniany Pocałunek. Zapada werdykt ostateczny. Po tym, jak grupa wysłanników powróciła z Klanu Nocy, przekazując wieść, iż Srocza Gwiazda zgodziła się udzielić wilczakom pomocy, cały klan przenosi się do małego lasku niedaleko Kolorowej Łąki, który stanowić ma ich nowy obóz. Następne księżyce spędzają na przydzielonym im skrawku terenu, stale wysyłając patrole, mające sprawdzać sytuację na zajętych przez dwunożnych terenach. W międzyczasie umiera najstarsza członkini Klanu Wilka, a jednocześnie była liderka - Stokrotkowa Polana, która zgodnie ze swą prośbą odprowadzona została w okolice grobu jej córki, Szakalej Gwiazdy. W końcu, jeden z patroli wraca z radosną nowiną - wraz z nastaniem Pory Nagich Drzew, dwunożni wynieśli się, pozostawiający po sobie jedynie zniszczone, zwietrzałe obozowisko. Wieczorna Gwiazda zarządza powrót.

W Owocowym Lesie

Społeczność z bólem pożegnała Przebiśniega, który odszedł we śnie. Sytuacja nie wydawała się nadzwyczajna, dopóki rodzina zmarłego nie poszła go pochować. W trakcie kopania nagrobka zostali jednak odciągnięci hałasem z zewnątrz, a kiedy wrócili na miejsce… ciała ukochanego starszego już nie było! Po wszechobecnej panice i nieudanych poszukiwaniach kocura, Daglezjowa Igła zdecydowała się zabrać głos. Liderka ogłosiła, że wyznaczyła dwa patrole, jakie mają za zadanie odnaleźć siedlisko potwora, który dopuścił się kradzieży ciała nieboszczyka. Dowódcy patroli zostali odgórnie wyznaczeni, a reszta kotów zachęcana nagrodami do zgłoszenia się na ochotników członkostwa.
Patrole poszukiwacze cały czas trwają, a ich uczestnicy znajdują coraz to dziwniejsze ślady na swoim terenie…

W Betonowym Świecie

nastąpiła niespodziewana zmiana starego porządku. Białozór dopiął swego, porywając Jafara i tym samym doprowadzając swój plan odwetu do skutku. Wieści o uwięzionym arystokracie szybko rozeszły się po mieście i wzbudziły ogromne zainteresowanie, powodując, że każdego dnia u stóp Kołowrotu zbierają się tłumy, pragnąc zmierzyć się na arenie z miejską legendą lub odpłacić za dawno wyrządzone szkody. Białozór zdołał przekonać samego Entelodona do zawarcia z nim sojuszu, tym samym stając się jego nowym wasalem. Ci, którzy niegdyś stali na czele, teraz są ścigani – za głowy Bastet i Jago wyznaczono wysokie nagrody. Byli członkowie gangu Jafara rozpierzchli się po całym mieście, bezradni bez swojego przywódcy. Dawna potęga podzieliła się na grupy opowiadające się po różnych stronach konfliktu. Teraz nie można ufać nawet dawnym przyjaciołom.

MIOTY

Mioty



Miot w Owocowym Lesie!
(brak wolnych miejsc!)

Miot w Klanie Nocy!
(brak wolnych miejsc!)

Rozpoczęła się kolejna edycja Eventu NPC! Aby wziąć udział, wystarczy zgłosić się pod postem z etykietą „Event”! | Zmiana pory roku już 24 listopada, pamiętajcie, żeby wyleczyć swoje kotki!

21 sierpnia 2023

Od Różanej Przełęczy


Wiosenny dzień jak każdy inny. Śpiewające wesoło ptaki, kwiecie wychodzące po zimie na zewnątrz i pierwsze ciepłe wiatry. Było to coś, czym koty zachwycały się niemal każdego roku i Róża nie miała pojęcia dlaczego. Zamiast tego, jej sztywny krok przemierzał obóz, kiedy to próbowała znaleźć jeszcze jakieś szpary, przez które mogliby wedrzeć się chociażby przeciwnicy. Powoli wszystko ulepszała, wzmacniała granice obozu, zastanawiając się jak jeszcze może go ochronić i wzmocnić tą warstwę, której nie powinno dać się przebić. Kazała nawet sprowadzić cierniowe pędy. Co prawda wolała sama ich nie dotykać i zrzucała to na kogoś bardziej gruboskórnego, jednak powoli tworzyło się coś, co można było nazwać bezpiecznym gniazdem. Teraz tylko ogarnąć wyjścia… Może wąskie tunele-wejścia między krzewami, które łatwo by było zakryć. Tak czy inaczej, na dzisiejszy dzień skończyła. Brązowe oczy powędrowały w stronę nieba, gdzie zachodzące słońce zabierało ze sobą ostatnie jasne promienie, tworząc niebezpieczną szarówkę. Do jej uszu doszło zaraz zniecierpliwione wołanie Powiewu, który widocznie miał dość niedogodnych pytań kociąt. Zastępczyni strzepnęła krótko uchem, po czym spokojnie udała się w stronę żłobka. W końcu na razie nie było się czego obawiać, prawda? Bo kto by się spodziewał, kto zgadywał, że następny ranek będzie niczym pokruszenie się ziemi pod łapami? 
Spała nie za długo, gdyż budzące się z rana kocięta nie pozwalały na dłuższy wypoczynek, jęcząc coś o tym, jak są głodne, jak im niewygodnie, lub też jak to im się chce spać, kiedy to one były pierwszymi którzy wstali. Wszystko to jednak zdawało się nie wzruszać szylkretowej, która zdawała się dziwnie rozbudzona. Miała kolejną rzecz do przedyskutowania, która przyszła jej jakimś cudem z rana do głowy. Nie mogła jednak działać bez wiedzy, ani zgody liderki i to właśnie była przyczyna, dla której zjawiła się w jej legowisku. 
- Tygrysia Gwiazdo? Chciałabym z tobą przedyskutować… - Tu przerwała, zerkając na leżące rude ciało. Spała? Nie zdziwiłaby się, w końcu nikt nie lubił porannego wstawania, jednak w tym przypadku, coś było nie tak. Kotka spięła się lekko, podchodząc ostrożnie do liderki. 
- Tygrys? - Powtarza trochę niepewnie, by szturchnąć zaraz potem liderkę łapą, jakby chcąc się upewnić. Sztywne, twarde ciało sprawiło, że szylkretowa łapa zastygła w bezruchu. 
Wyglądało na to, że sprawa była już całkiem oczywista. 
Nie żyła. 
Calico przymknęła oczy i westchnęła ciężko, siadając w miejscu w którym stała, patrząc trochę pusto na Tygrys, która w tym przypadku wydawała się, jakby po prostu była pogrążona we śnie. Ktoś ją otruł? Czemu tak wcześnie odeszła? Masa myśli przeszła nagle przez ciemną głowę, niczym gwałtowna lawina. Nie czuła do Tygrys żadnych bliższych więzi, jednak nie oznaczało to, że nie czuła teraz żalu z powodu jej odejścia. Polubiła rudą kotkę, jej chęć naprawy stanu rzeczy, niemal naiwną. Dogadywała się z nią i traktowała jak dobrą koleżankę, tyle, że wyższą rangą. Oczywistym więc było, że strata bolała w jakiś sposób. Szczególnie, gdy kotem którego straciła, była jedna z nielicznych postaci, którym córka Wilczej ufała. 
Kotka trwała przez chwilę w milczeniu nad uśpionym ciałem. Nie zmawiała jednak żadnych modlitw, nie starała się nawet wymyślić jakiejś pożegnalnej przemowy, której zmarła i tak nie usłyszy. Po prostu trwała tak w bezruchu, dopiero po chwili wstając ciężko i z opuszczonym ogonem powędrowała dość sztywno w stronę legowiska medyka, by zawołać Wiśniową Iskrę. Chciała się upewnić co do przyczyny śmierci, jak i… po prostu przygotować ciało do pochówku, chociaż naprawdę nie miała ochoty kopać kolejnego grobu. 


‧▪꙳◈◃♦――♜――♦▹◈꙳▪‧


A więc starość. Zwyczajna starość odebrała całkiem żwawego kota. Czemu tak się działo? Czemu niektórzy, co powinni umrzeć spory czas temu nadal grzali swoje dupska w klanie, kiedy młodsze od nich koty umierały? Calico powoli przestała zadawać sobie to pytanie, nie widząc dalszego sensu w przeklinaniu losu. Los sobie z nich kpił. Śmiał im się w twarz, więc i na pysku Róży, przed wystawieniem ciała przywódczyni na środek obozu, wymalował się kpiący uśmiech skierowany w jego stronę. 
Nigdy się nie prosiła na tą posadę. Lubiła wydawać rozkazy, ale jednocześnie działać w cieniu, jako ktoś mało znaczący. Teraz natomiast miała wyjść na otwarte, jasne pole bez możliwości schowania się pod bezpiecznymi koronami anonimowości. 
Oj Tygrys, czy byłaś pewna co do swojego wyboru? 
Zerknęła trochę zmęczona w stronę medyczki, po czym z jej pomocą podniosła Tygrys, aby ostrożnie wynieść ciało z legowiska. Koty już powoli zaczęły się gromadzić, kto pierwszy przez przypadek dostrzegł dziwny ruch, zaraz rozpowiadał innym, przez co pod koniec ponad połowa klanu była zebrana, zanim Różana w ogóle zdołała go zwołać. Ostatni raz posłała wzrok przepełniony żalem na starszą kotkę, po czym zebrała się w sobie, wciągając powietrze w płuca. 
-  Koty Klanu Burzy! …


‧▪꙳◈◃♦――♜――♦▹◈꙳▪‧


Róża wzięła ze sobą więcej, niż jednego kota. Pierwszym z nich oczywiście była zaufana medyczka, która nieustannie trwała w Klanie Burzy. A drugim… drugim był Powiew. Nalegał a Róża szczerze nie miała ani ochoty się ani z nim spierać, ani słuchać jego jojczenia. Poza tym, dobrze by było mieć jakieś oparcie, prawda? Szczególnie, że zdawała się być teraz mocno nieobecna. Wzięłaby ze sobą wszystkie swoje dzieci gdyby mogła, by pokazać im jak wygląda sadzawka, jednak obawiała się co z tego wyjdzie. Już musiała odegnać od siebie chęci wyznaczenia zastępcy wśród kogoś ze swojej rodziny, a i tak wyglądało na to, że nie do końca się to udało. Nie chciała być oskarżona o nepotyzm, a szczerze początkową myślą było obsadzenie na tym stanowisku Czajkowego Zaćmienia. Co prawda siostra zginęła przed tym, w dodatku była w takim samym wieku, a Róży zależało na kimś młodszym. Na kogo więc padło? Na Sójczy Szczyt. Kotka nie miała jeszcze okazji sprawdzić się jako członkini kręgu, jako reprezentujące ,,słowo” i Różana naprawdę nad tym ubolewała, jednak nie widziała innego, lepszego wyboru. Owszem, w jakimś stopniu dzieliły krew, jednak większość kotów miała potwierdzenie w postaci plotek, lub w ogóle się tym nie interesowała albo owej wiedzy nie posiadała. Już nawet nie patrząc na to, że Sójcza była córką dwóch kotów które zostawiły naprawdę spory ślad w Klanie Burzy, to do tego podobało jej się sposób w jaki kotka myślała i to właśnie w jej łapach, jak i trzech starszych wojowników pozostawiła Klan, kiedy sama udała się po odebranie dziewięciu żyć. Nie była wielką zwolenniczką jak i fanką Klanu Gwiazdy. Zamiast pomóc w trudnych sytuacjach oni siedzieli na swoich gwiezdnych dupach i obstawiali kto umrze pierwszy, podczas gdy Mroczna Puszcza szalała jak jej się podobało. Jednakże: Róża nie była jak dziewoja o złotym sercu zbierająca maliny. Calico była chciwa pod pewnymi względami i nie miała ochoty nie skorzystać z okazji, by zdobyć kilka dodatkowych żyć, które pozwolą jej być niemal nietykalną. W końcu byłaby to głupota marnować tak cenny prezent. Chyba, że zginie w podobny sposób do Kamiennej Gwiazdy, a naprawdę nie miała ochoty przechodzić przez tortury związane z umieraniem i zmartwychwstaniem co minutę. Powędrowała w ciemne tunele, prowadzona przez medyczkę. Nie czuła się w nich komfortowo, jednak były czymś, z czym chciała wygrać. To tak, jakby stawiały jej wyzwanie, które musiała podjąć. I być może, miała nadzieję załatwić jeszcze jedną sprawę podczas odbierania żyć. 
Będąc na miejscu, za poleceniem Wiśniowej Iskry, zbliżyła się do zimnej tafli, spoglądając na nią z góry zwężonymi źrenicami, które zarejestrowały odbicie starej kocicy. Już tutaj Róża mogła poczuć dyskomfort i jakiś stres, jakby nie powinna tu być, bo miejsce przesiąknięte jakąś czystością gryzło się z jej naturą, bądź co bądź, dość zepsutą. Skierowała zaraz potem wzrok na sklepienie, a po chwili na Powiewa, który zdawał się być tym wszystkim zafascynowany i jedynie Wiśniowa Iskra utrzymywała lilowego w pionie, by ten nagle nie umyślał sobie wykąpać się w sadzawce albo iść odwiedzić gwiezdnych osobiście by napić się herbatki. Gdy ich oczy się spotkały, na pysku kocura zakwitł promienny uśmiech, który wręcz palił w oczy i calico mogłaby z całą pewnością potwierdzić, że wokół niego widziała latające iskierki i kwiatuszki. Najpewniej gdyby jeszcze mógł, pokazałby kciuka w górze, że wszystko jest i będzie “ok”. Na ten widok na pysku kotki pojawił się lekki uśmiech, a sama wypuściła krótko powietrze nosem. Dobrze było mieć teraz w nim oparcie, w jakiejkolwiek postaci. Zaraz potem przysiadła przy wodzie i dotknęła jej nosem, by zapaść w sen. Niemniej jednak nie spotkała ciemności, lub też znajomych przedziwnych scenariuszy lub koszmarów. Rozejrzała się dookoła. Spokój tu panujący był niemal niezręczny, przez co po grzbiecie kotki przeszedł niespokojny dreszcz. Na początku wydawało się tu być całkiem cicho, jakby przodkowie zapomnieli o jej przybyciu i dopiero po chwili szylkretowa zdała sobie sprawę na czym stoi. Wyglądało to tak, jakby znajdowała się w pustej przestrzeni wypełnionej ze wszystkich stron gwiazdami, stojąc na czymś, co przypominało wodę. Jakąś gwiezdną materię, która jedynie wyglądała i zachowywała się jak woda, dodatkowo można było po niej swobodnie chodzić. Kiedy się jednak lepiej przyjrzeć, wyglądało to bardziej, jakby stała na jeziorze, gdzie brzeg porastała spokojnie poruszająca się trawa, najpewniej porastająca większość polany. Wokół leniwie poruszały się chmury. Mniejsze lub większe, niczym statki powoli zmierzające ku portowi, płynąc w gwiezdnej wodzie. Kotka odwróciła się, to w jedną to w drugą stronę, końcowo podnosząc do góry jedą z przednich łap, jednak płyn który się na niej osadził niemal natychmiastowo zamienił się w kropelki, które lekko poleciały w górę, pozostawiając łapę całkiem suchą. Zastępczyni ze zdziwieniem obserwowała to jakże mało logiczne działanie, przeczące wszelkim prawom fizyki, nie zauważając jak jedna z gwiazd migocze, a po chwili, trochę za nią materializuje się kocia sylwetka. 
- Zeszło ci trochę - Odezwał się jeden z nieznanych jej głosów. Postawiła uszy na sztorc, by zaraz potem odwrócić gwałtownie głowę, a zaraz za nią- całe ciało. Przed nią zmaterializował się pewien kot. Nie miała pojęcia kim był, jednakże zdawał się całkiem młody, zdrowy i… cóż, przede wszystkim martwy. Było widać po futrze, upstrzonym w gwiazdy jak i po tym, że jakimś niewyjaśnionym sposobem, Róża mogła dojrzeć to, co było za nim. Nie był to jednak jedyny kot, jaki się przed nią pojawił, bowiem chwilę potem na niebie coś zamigotało, jak na zawołanie przywołując kolejne, mniej lub bardziej znajome sylwetki. Kot który odezwał się jako pierwszy gdzieś zniknął, a zamiast niego, na przód wystąpiła sylwetka, której nie spodziewała zobaczyć się tak szybko. Tygrysia Gwiazda, która zdawała się być teraz młodsza od niej, ozdobiona była gwiazdami jak i lekkim uśmiechem. Trudno byłoby sobie wyobrazić teraz nieco speszoną minę Róży, która nawet nie specjalnie wiedziała co mogłaby powiedzieć. Trochę jakby odebrało jej mowę, po raz pierwszy od wielu, wielu księżyców. Na szczęście Tygrys zdawała się przejść prosto do swojego zadania, przynajmniej otwarcie reakcją Róży się nie przejmując. 
- Z tym życiem daję ci rozsądek do podejmowania decyzji - zaczęła, podczas gdy szylkretka utkwiła wzrok w podłożu - Niech zawsze będą przemyślane i służyły dla dobra klanu. Nie pozwól, by emocje je zniekształciły. - Tu dotknęła nosem czoła Róży, która niemal natychmiast zagryzła zęby, czując jakby dusza właśnie została z niej siłą wydzierana. Toż to było gorsze od porodu! Musiała najpierw oddać swoje obecne życie, by przyjąć ich dziewięć, tak? Oh, co za głupota, czy naprawdę nie mogli po prostu dodać jej kolejnych ośmiu? Zaraz po bólu przyszło jednak coś gorszego. Mieszanina emocji, która nie pozwalała kotce na swobodne myślenie. ,,To było zdecydowanie gorsze od umierania”, przeszło jej ironicznie przez myśl, zanim znów uniosła trochę rozkojarzony wzrok do góry, gdzie ostatni raz spotkała ciepły pysk Tygrysiej Gwiazdy. - Wierzę, że nie mogłam lepiej wybrać, a Klan Burzy osiągnie o wiele więcej niż pod moją opieką - Dodała jeszcze, jakby odczytując myśli szylkretki. Ruda jednak nie posiedziała zbyt długo w jednym miejscu, robiąc przestrzeń dla następnego kota, którego stety bądź niestety, Róża rozpoznała. Starszy Klanu Burzy, który nieświadomie pozostawił w duszy jeszcze młodej wtedy kotki, dość spory i bolesny ślad. Sasankowy Kielich wystąpił na przód. 
- Świadomość zamiarów drugiego kota - kotka zacisnęła powieki, w przygotowaniu na następny, nadchodzący ból pomieszany z uczuciem zaskoczenia i zdrady, jak i również z powodu zrozumienia darowanego jej teraz życia. Nie dostała dalszej, kończącej części jak to było w przypadku Tygrysiej Gwiazdy. Ten pierwszy kawałek był wystarczający. 
Następnym kotem okazała się być jej mentorka, z którą to miała raczej dobre wspomnienia. Nie było między nimi głębokiej więzi, jednak jej strata podczas ataku Wilczaków zabolała już wtedy zmaltretowaną zastępczynię. 
- Umiejętność przekazywania wiedzy - Mówi, zbliżając nos do białego znaku na czole, a sama obdarowywana musiała się dość mocno nachylić, by mentorka nie musiała się bardzo wysilać - Aby łatwiej było szkolić i uczyć historii następne młode koty - Tu kolejna fala bólu, wymieszana z niezwykłym wrażeniem, że zasób słów jest ograniczony, co skutecznie nie pozwalało na wyszkolenie silnych w przyszłości wojowników, podążających za własną głupotą. I nim się do końca zdążyła otrząsnąć, przeżyła dość mocny szok mentalny, bowiem w jej stronę właśnie zmierzała niedawno stracona siostra. 
- Daję ci ostrożność - mówi krótko - Nie popełniaj głupich błędów jak ja za życia - Kolejna fala bólu i głupich odczuć, jak chęć porwania się wraz z nurtem, nie zważając na niebezpieczeństwa. Róża otworzyła wcześniej zaciśnięte ślepia, wypuszczając całe zatrzymane w sobie przez falę bólu powietrze. - Przepraszam, że się zgubiłam - dodatkowa fraza sprawiła, że calico lekko się spięła, wciąż nie podnosząc wzroku - I że nie było mnie przy tobie, kiedy tego potrzebowałaś - Tu Róża zaczerpnęła powietrza by coś powiedzieć, szybko podnosząc głowę, jednak siostra już odchodziła, pozostawiając ją samą z nieprzyjemnym uczuciem w żołądku i jakimś żalem, który chciał jeszcze przytulić Czajkę zanim ta całkiem odejdzie, jednak był to tylko mały, krótki moment, po którym kocica postanowiła trwać w miejscu, uśmiechając się jedynie lekko do siebie. Zaraz jej jednak coś zaświtało w głowie. Właśnie, zapomniała spytać! Może miała jeszcze szansę? Czy Czajka byłaby w stanie teraz powiedzieć, dlaczego umarła? Jednak wydawało się, że nie miała zbyt wiele czasu na rozmyślania, ponieważ chwilę potem pojawiło się znajome, czarne futerko. Węgielek! 
Kocur wydawał się być tu, o ironio, o wiele bardziej żywy niż za życia. Pozbawiony ran, które spowodowały jego śmierć. Nie mówił jednak za wiele, a Różana nie była najlepsza w rozmowach, szczególnie, że już była trochę zmęczona i wyprana przez ból oraz wszystkie irracjonalne emocje. Jedyne co zrobiła na chwilę obecną, to zniżyła głowę, szykując się na kolejny ból. Ah, ile jeszcze? Nawet nie liczyła. 
- Ode mnie dostajesz wsparcie. Zawsze wspieraj najbliższych, ponieważ życie jest kruche i warto wyciągać łapę do potrzebujących - Kolejna fala, którą się jednak przejęła nieco mniej, zwyczajnie starając się nie rozryczeć. Nie z bólu, a z bezsilności którą autentycznie czuła, kiedy pomyślała jak wielu bliskim nie zdołała pomóc. I miała brnąć w to dalej? Jeszcze głębiej bez ustanku, czekając aż kolejne koty się poddadzą na jej oczach? Przyłożyła czoło do futra na piersi kocurka, niemal się opierając, wtulając w gwiezdne futro. 
- Przepraszam - wymamrotała. Za co dokładnie? Być może za wszystko, za nie zwracanie uwagi na problemy brata z taką uwagą z jaką powinna. Od razu mogła powiedzieć, żeby Czarnowron się odwalił. Nie lubiła go od samego początku, czemu więc na to pozwoliła? 
- To nie była twoja wina. Nie musisz mnie za nic przepraszać siostrzyczko - Otworzyła oczy, patrząc spokojnie, lecz z żalem na czarne, migoczące w dole łapy. Uniosła głowę by spojrzeć w brązowe ciemne oczy, tak bardzo podobne do tych jej, jednak Węgielek już się oddalał, posyłając w jej stronę ostatni uśmiech. Lecz zamiast skupić się na kolejnym kocie który do niej podchodził, spróbowała poszukać wzrokiem Pasikonik. Obraziła się na coś i dlatego nie przyszła? A może oznaczało to jedynie, że pozostała jej jedyna siostra nadal żyje? Powinna to przyjąć z ulgą? Wtem jej oczy spotkały się z kolejnym, znajomym jej kotem, na którego widok jedynie chciała wyszeptać krótkie przeprosiny. Klonowa Drzazga, rudy kocur który zginął na granicy z Wilczakami… i to niestety jako efekt nieostrożności z jej strony. Kolejna fala wstydu zalała jej futro. 
- Wraz z moim życiem dostaniesz szybkość reakcji - rzecze całkiem energicznie - By zdążyć ochronić to, co dla ciebie ważne - I znów to samo. Mieszanina wszelakich emocji, poczucia bezsilności i bólu. Zaraz po tych wszystkich skurczach mięśni calico ponownie się wyprostowała, a z jej pyska wyszło krótkie sapnięcie. Ile jej jeszcze zostało? Czuła się, jakby przebiegła wielokilometrowy maraton w upale po ostrych kamieniach. Dlatego też kolejnego nadchodzącego kota obrzuciła raczej zmęczonym i poirytowanym spojrzeniem. 
- Daję ci miłość matczyną, jak i zrozumienie potrzeb nie tylko swoich kociąt, jak także i klanu, który podobnie do nich liczy na twoją opiekę - Odezwała się jakaś szylkretka, którą Róża pierwszy raz na oczy widziała, niezbyt przejęta nieprzyjemnym spojrzeniem od strony calico, która zaraz to zacisnęła zęby w przypływie jakiejś złości i nienawiści, chociaż właśnie po tym ją olśniło. Tak, jeszcze tylko dwa. Tylko dwa, chociaż zdawało się to ciągnąć w nieskończoność. Na kolejnego musiała trochę poczekać. Z początku myślała, że pomyliła się w obliczeniach, jednak zaraz potem usłyszała cichy odgłos, przez który skierowała swoje zaskoczone ślepia w dół. Był to kociak. Szylkretowa, mała, licho wyglądająca kulka. Kto to był? Różana nigdy takiego kociaka nie widziała, poza tym w pierwszej chwili pomyślała, że może się zgubił. Ten jednak wydawał się mieć jasny cel stojąc tu, przez co kotka przykucnęła przy ziemi, by młody mógł wsadzić mały nosek w jej futro. 
- Umiejętność współczucia - mówi cichym, niewyraźnym głosem - Nawet dla wrogów i nieprzyjaciół. - Calico znów uniosła głowę w górę, patrząc jak młodziak odchodzi, a na jego miejsce wkracza kolejny kot. 
To już ostatni. Obdarzyła osobnika dość butnym spojrzeniem, podobnie jak wcześniejszą kocicę. Szylkretowa kotka o łagodnych rysach, która najpewniej jeszcze by długo żyła, gdyby nie pewne wybory w życiu. 
- A ja ci daję dostrzeganie wielu możliwości. Nawet tych, które na pozór są ukryte - I o dziwo, to jedno było lżejsze od innych. A być może po prostu kotka była już tak zmęczona, że kolejne fale nie były jakieś szczególne. Kiedy uniosła zamglone oczy ku górze, patrzące na nią duchy zaczęły się powoli rozmazywać, jakby silniejszy wiatr porwał pył z którego byli stworzeni. 
- Witamy na nowej ścieżce, Różana Gwiazdo. 
Po tych słowach zapadła ciemność, a chwilę później nerwy kotki zaczęły odbierać bodźce realnego świata. Chód tuneli wymieszany z tym dobiegającym z sadzawki jak i zapach ziemi i wilgoci… oraz, jak się okazało, dość poddenerwowane głosy, głównie Powiewa, który to kłócił się z Wiśniową Iskrą, widocznie uważając, że calico już za długo leży nad tą wodą. Coś zapiszczało jej w uszach. 
- Na miłość duchów, mówcie ciszej, jeśli nie chcecie mieć głuchego kota  - mruknęła niezadowolona z mocno wyczuwalną irytacją podczas wstawania, przykładając łapę do obolałej głowy. Srebrny kocur od razu zamilkł, szybko teleportując się obok kotki, oglądając ją dokładnie. Cóż takiego działo się z jej ciałem, kiedy spała? Zmęczone spojrzenie zwróciła w stronę Wiśni. 
- Skończyłam. 


‧▪꙳◈◃♦――♜――♦▹◈꙳▪‧


W ciszy przestąpiła próg obozu klanu. Atmosfera wokół nie była najprzyjemniejsza, niemal gęstniejąca a trochę poturbowanej psychicznie Róży nie specjalnie było to na łapę. Nie mogła jednak dłużej odwlekać. Różowe zwiastujące zbliżającą się noc, oraz porywisty wiatr: światło, powoli zbliżało się ku zachodowi. To właśnie w tym momencie, smukła sylwetka wdrapała się na konar suchego drzewa, po czym płynnie na nim usiadła, pozwalając by ogon luźno z niego opadł. Jednak zanim tego dokonała, zdążyła jeszcze nabrać powietrza w płuca. 
- Niech wszystkie koty zdolne by polować stawią się na zebranie klanu! - Zawołała zwyczajową formułką, czekając aż cienie zaczną się gromadzić. Powoli cały obóz zaczął się wypełniać kocimi sylwetkami, które wpatrzone były w wyprostowaną kotkę. Jeszcze kilka uderzeń serca, po czym calico zaczęła coś, co chciała mieć już z głowy. 
- Wróciłam ze spotkania z Gwiezdnymi z darem dziewięciu żyć. - zaczęła spokojnie - Jednak wbrew tradycji, postanawiam zachować swoje dotychczasowe imię. Prosiłabym o uszanowanie tej decyzji - Czy to z jakiegoś wewnętrznego sumiennego przekonania? Cóż, nie można było tak tego nazwać. Jedynym co kierowało Różę w tym momencie, to czysty kaprys. Poczekała, aż możliwe szepty ucichną, po czym swój wzrok skierowała na pewną szylkretową kotkę, której zdążyła już wcześniej zapowiedzieć swój wybór, jak i również skierować do niej kilka próśb. 
- Na swojego następcę wyznaczam Sójczy Szczyt. - tu wymieniła z kotką porozumiewawcze spojrzenie. 
- Zebranie uważam za zakończone - kończy krótko, po czym zgrabnie schodzi z drzewa, kierując się ku żłobkowi. Nie miała ochoty na razie spać w tamtym legowisku, więc najpewniej pozostanie ono puste przez jakiś czas, a z poinformowania o zmianie przywódcy inne klany zrezygnowała. Po prostu po krótkiej wymianie zdań skierowała się w stronę, nie żłobka, a legowiska wojowników. Potrzebowała odpocząć, wszelkimi formalnościami zajmując się następnego dnia, z każdym krokiem czując, jak stres i obawy chowające się w piersi, zwyczajnie wzrastają, pomimo jej niezwykle dużej pewności. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz