— Gdzie idziesz? — rzuciła jeszcze odchodzącej siostrze, ale ta albo jej nie usłyszała, albo zignorowała. No gdzie mogła pójść niby? Przywalić Niedźwiedziowi? Byłoby miło.
Cóż, nie wyglądało na to, że szybko wróci. Wzruszyła ramionami i chciała pójść do legowiska wojowników (które, o zgrozo, miała teraz uznawać na powrót za swoje), ale niespodziewanie do ziemi przycisnęła całą masą swojego ciała brązowa kula czystej energii, którą rozpoznała momentalnie – kto inny mógł to być niż Krewetka?
— JEJU KOCHANA NAWET NIE WIESZ JAK JA TĘSKNIŁAM — wrzeszczała jej do ucha czekoladowa, jak to miała w zwyczaju. Daglezja uśmiechnęła się, widząc, że i przyjaciółka nie zmieniła się ani trochę. Złapała ją mocno i przewaliła na ziemię obok niej. Kotka tylko zaczęła się niekontrolowanie śmiać.
— Och, ja za tym uśmieszkiem też — miauknęła rozbawiona, mrużąc oczy i pstrykając kotkę w pysk. — Jak tam?
— To świetnie że pytasz... O jejku, nie wiem nawet od czego zacząć! W Klanie Klifu tyle się pozmieniało... Sama widzisz! Nawet nie spodziewasz się, jakim zupełnym gburem jako zastępca jest Srokosz. Nie wierzę, że Aksamitka się zgodziła go wybrać, rada też! Właśnie, przecież ty nawet nie wiesz co to rada, tyle cię ominęło! Na Klan Gwiazdy, jak ja się cieszę, że jesteś z powrotem! Więc... — Kotka mówiła tak szybko, że Daglezja dziwiła się, że jeszcze nie zawiązała sobie języka. Słuchała jej jednak z zaciekawieniem, zwracając uwagę na każde najmniejsze słówko. Jak już tu jest to chętnie sobie odświeży parę informacji.
***
Widocznie jednak ucieczka nie była tak prosta. Nie była pewna, czy Puszysty Niedźwiadek ją stalkuje, czy to ona ma już paranoję, a wtedy przypadkowo był w tym samym miejscu. Nawet nie wiedziała ku której odpowiedzi się ma skłonić bardziej. Miała wrażenie, że te brązowe oczy widzi po prostu wszędzie, gdzie tylko nie spojrzy. Przypominało jej to akcję z Komarem i Lśniącą Tęczą.
Aksamitka jednak nie była aż tak głupia.
Znalazła wzrokiem Lis w tłumie. Była tu jedyną osobą, której ufała. Porwała ją z centrum obozu, nie tłumacząc nawet po co i nie pozwalając jej dokończyć drozda, który został na ziemi, już nadgryziony. Stanęły w rogu obozowiska.
— Coś się stało? — spytała szylkretka, wyglądając na zdziwioną, a może nawet nieco zmartwioną. Ruda rozejrzała się wokół. Nie widziała nikogo, a zwłaszcza tego burego mysiego móżdżka, co jednak nie sprawiało, że od razu czuła się spokojnie.
— Próbowałam uciec — wyszeptała, upewniając się jeszcze jednym spojrzeniem, że nikt nie podsłuchuje lub się dziwnie gapi. Lis wyglądała na zaskoczoną.
— Naprawdę? I?
— Zgadnij — mruknęła, choć nie oczekiwała, że kotka naprawdę zacznie zgadywać. — Puszysty Niedźwiadek zaciągnął mnie za kark z powrotem. Mam wrażenie, że mnie śledzi — kontynuowała, znów ściszając głos do ledwo słyszalnego szeptu. — Jeszcze jeden dzień słuchania, jak inni do siebie mówią "Przeurocze Łajnienko" i oszaleję.
<Lisek?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz