Nie o to mu chodziło! Chciał, aby siostrzyczka przejęła ten cały obowiązek bycia wybrańcem. Wtedy nie musiałby tak się przejmować, że na jego barkach ciążyła taka ogromna odpowiedzialność! Dziadek wtedy opowiadałby jej o Piaskowej Gwieździe, co by jej się na pewno podobało! On... On miał tak bardzo tego wszystkiego dość. Pragnął odpocząć od przyszłości, którą ktoś z góry na niego narzucił.
Kotka szczerzyła się od ucha do ucha, rozkładając bycie Piaskową Gwiazdą na ich całą trójkę. Nie miał pojęcia czy to dobrze, czy źle. Jeżeli jednak to sprawi, że siostra będzie traktować go lżej i nie przymuszać go do bicia i znęcania się nad nierudymi, to nie miał nic przeciwko, aby być tylko tym, co przypomina prababcie. Zawsze chciał być indywidualną jednostką. Nie chciał, aby społeczeństwo narzucało mu to kim ma być. A on... Naprawdę nie chciał zmienić się w straszną tyrankę, która mordowała nierude koty. Nawet nie marzył o zostaniu liderem. Pragnął tylko spokoju.
— Tak... Nic lepszego nie mogło nam się trafić — miauknął niezbyt entuzjastycznie.
Kiedy mama wyszła się przejść, Lew nie czekała, a zaciągnęła go na mech, by nauczyć nieco samodzielności w spaniu. Chociaż nie czuł się senny, postarał się jej nie zwieść chociaż w tym. Położył się i zwinął w kłębek, uważnie obserwowany przez jej żółte oczy. Było to bardzo niekomfortowe, więc nic dziwnego, że jego pierwsza próba spełzła na niczym.
***
Siedzieli u dziadka, który przygarnął swoje wnuczęta, śmiejąc się jak to za dawnych czasów prababcia załatwiła Kamienną Gwiazdę, cofając ją do rangi kocięcia i nazywając Pyskatką. To było... okrutne, ale rozbawiło jego siostrzyczki, które śmiały się z niedoli poprzedniej liderki. Rudzielec zachęcony przez kocięce pytania, rozkręcał się coraz bardziej. Coraz więcej strasznych słów padało z jego pyska powodując, że jego sierść unosiła się ze strachu. Nie chciał być Piaskową Gwiazdą. Nigdy!
— Piasku co się dzieję? — Lew zauważyła jego przyśpieszony oddech.
Speszył się tym, że został przyłapany na ataku paniki i strachu, kładąc po sobie uszka.
— N-nic... — miauknął, mając nadzieję, że nie będą dociekać.
Dziadek zmartwił się, spoglądając na niego z góry. Uniósł jego pyszczek, chcąc jakby zajrzeć w głąb jego duszy. Przełknął ślinę, ponieważ obawiał się zobaczyć w jego oczach zawód, że wciąż nie przebudził w nim Piaskowej Gwiazdy. Której oczywiście w nim nie było...
— Piasek chyba potrzebuje trochę odpoczynku od dziadkowych opowieści — skomentował to tylko, wypuszczając maluchy w kierunku matki, która słysząc, że rudzielec zakończył opowieści, wstała i skierowała się ku pociechom.
Od razu chwyciła syna w pysk i z resztą kociąt, udała z powrotem do żłobka, gdzie westchnęła, odkładając go na ziemię. Wiedział co zaraz powie i mu się to nie podobało.
— Piasku... Co się z tobą dzieję? — Zięba zmierzyła go wzrokiem.
— Ja... — Spojrzał po całej trójcę, która się w niego wpatrywała. — Ja się boje...
— To widzimy, ale czego? — dopytywała królowa, chcąc poznać przyczynę jego dziwnego zachowania.
— B-boje się... że... że... że ona... że Piaskowa Gwiazda... Ona... Ona to ja... I ja... ja zrobiłem te... te wszystkie potworności i... I że mnie z-zabiją, b-bo nią je-jestem... A-a ja prze-ecież nie-e jestem n-nią. N-nie czuje się ja-ak ona, a-a dziadek... O-on wymusza na mnie. Wy-wymusza, abym nią był. A-abym by-był okrutny i wy-wyrywał kotom oczy, a-a ja, ja nie chcę. Prze-epraszam — zaczął dygotać z nerwów, biorąc głębszy oddech.
Zięba przyciągnęła go bliżej i od razu dopadł do jej futerka. Tylko ono dawało mu ukojenie i poczucie bezpieczeństwa. Nie potrafił spojrzeć im w oczy. Siostry musiały na nim się zawieść. Po raz kolejny.
— No już... Spokojnie — delikatny głos matki był dla niego zaskoczeniem. Sądził, że na niego nakrzyczy, da karę i odtrąci jak to mówiły siostrzyczki. — Nikt cię nie skrzywdzi, Piasku. Odwaga przyjdzie do ciebie z czasem. Jesteś jeszcze młody. Wszystko się zmienia, gdy się dorasta. Teraz może boisz się swojej przyszłości, bo wydaje ci się straszna, ale to minię. Zobaczysz. Gdy zostaniesz wojownikiem będziesz nieustraszony. Zrozumiesz, że nie ma czego się bać.
— S-skąd ta p-pewność? — szepnął.
— Cóż... Mój brat był bardzo wyszczekanym dzieckiem. Ciężko mi było go sobie ustawić. Rozrabiał i zachowywał się jak zwierzę — prychnęła Zięba, opowiadając im pierwszy raz o ich wujku. — Gdy dorośliśmy spoważniał i przemienił swoją słabość w mocną stronę. Rozrabianie i agresję przemienił w siłę, dzięki której polował i bronił swoich bliskich. Tak samo będzie z tobą. Teraz boisz się tego kim jesteś, ale z czasem... Gdy to zaakceptujesz, to będzie twoja prawdziwa siła.
Czy to była prawda? Naprawdę będzie kimś silnym, jeżeli zaakceptuje w sobie cząstkę prababci? Nie wiedział jak do tego podchodzić. Mimo to... słowa kocicy go nieco uspokoiły. Dały mu nadzieję na to, że może nie będzie ciągle ich zawodził. Że odnajdzie swoją drogę.
***
Bawił się piórkiem, wyobrażając sobie, że to olbrzymi kamień, który podnosi swoimi łapkami w górę. W jego wyobraźni wyglądało to na naprawdę coś niesamowitego. Uśmiechnął się pod noskiem, krzycząc głośne "hurra", gdy uniósł przedmiot ponad główkę. To właśnie zwróciło uwagę Lew, która do niego podeszła. Od razu się speszył, czując jak rumieniec pojawia się na jego pysku. Zawsze się peszył, gdy bawił się przy rodzeństwie, ponieważ musiał być poważny, a nie zachowywać się jak kocię.
— Przepraszam, że przerwałem ciszę — miauknął do rudej, mając nadzieję, że nie dostanie jakiegoś mocnego ochrzanu.
Bał się też nieco z nią rozmowy po tym, co powiedział mamie. Jeszcze nie mieli okazji o tym pogadać, a bał się, że Lew zacznie drążyć temat, a on w końcu pęknie i powie jej, że wolałby być tym kim chcę, a nie tym kim ma według rodziny być.
<Lew?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz