Nie wiedziała co było gorsze, ten przerażający ptak kociojad, czy jej mentorka… Telepiące się miszmasz na chwilę poprzestało swoich ruchów w błocie, które oblepiało już ją praktycznie od łap do czubka uszu, by na chwilę zerknąć w stronę głosu. Była to najgorsza rzecz którą mogła zrobić, bo w tym momencie zapragnęła zapaść się pod ziemię, by nie dorwał ją przerażający stwór oraz Makowe Pole, którą w sumie też mogła tak nazwać. Wiedziała, że ma przesrane. Ptaka pewnie już nie było i a gdyby był to się po jakimś czasie od niej odczepi, ale jej mentorka… Jej mentorka będzie na nią zła. Bardzo zła. Całkowicie zapomniała o jej istnieniu, bo jej myśli zawładnął strach przed czarnym potworem z czeluści lasu. Wiedziała, że odeszła za daleko od kotki, lecz musiała uciekać! Gdyby tego nie zrobiła, zostałyby z niej same kości! Byłaby przekąską dla ptaka. Może jednak to by była lepsza opcja niż zostanie sam na sam z rozwścieczoną do granic możliwości Makowym Polem?
Powoli próbowała wstać z wywierconego już w ziemi miejsca, ale jak to u niej często bywało, wywróciła się o własne łapy, lądując pyskiem prosto na glebie. To jeszcze bardziej zdenerwowało jej mentorkę, która nie dość, że musiała obserwować to jej wtapianie się w przyrodę, to jeszcze była skazana na jej żałosne zachowanie. Widząc jej świdrujące spojrzenie, poczuła jak jej serce wstaje. Nie chciała z nią iść. Kiedy jednak zerknęła na Sroczy Lot, wiedziała, że nie ma wyjścia. Teraz jej nie uratuje. Jej siostra już całkowicie się od niej odwróciła. Chciała pomocy, ale wiedziała, że jej nie otrzyma. Siorbnęła lekko nosem i wstała jeszcze raz, czując ziemię i piach na całym jej futrze, łącznie z drobnymi gałązkami oraz listkami. Chyba lepiej było jej jako mała kulka żałości. Rzeczywiście była paskudna. Jej mama dobrze trafiła z imieniem.
- Paskudna Łapo, idziemy- usłyszała jak Makowe Pole syczy przez zaciśnięte zęby, przez co położyła po sobie uszy. Przecież nie chciała zrobić niczego złego…
- P-przepraszam, j-ja t-tylko…- wypiszczała cicho, próbując się jakoś wybronić przed kotką.
- Ani słowa więcej. Idziemy- głos srebrnej wydawał się być przesiąknięty wściekłością jeszcze bardziej niż zawsze. Paskuda spojrzała ostatni raz na swoją siostrę. Nie chciała, by była na nią zła. Naprawdę! Po prostu miała odmienne zachowanie. Gdyby Sroka próbowała ją zrozumieć, na pewno by jej się udało…
Powoli próbowała wstać z wywierconego już w ziemi miejsca, ale jak to u niej często bywało, wywróciła się o własne łapy, lądując pyskiem prosto na glebie. To jeszcze bardziej zdenerwowało jej mentorkę, która nie dość, że musiała obserwować to jej wtapianie się w przyrodę, to jeszcze była skazana na jej żałosne zachowanie. Widząc jej świdrujące spojrzenie, poczuła jak jej serce wstaje. Nie chciała z nią iść. Kiedy jednak zerknęła na Sroczy Lot, wiedziała, że nie ma wyjścia. Teraz jej nie uratuje. Jej siostra już całkowicie się od niej odwróciła. Chciała pomocy, ale wiedziała, że jej nie otrzyma. Siorbnęła lekko nosem i wstała jeszcze raz, czując ziemię i piach na całym jej futrze, łącznie z drobnymi gałązkami oraz listkami. Chyba lepiej było jej jako mała kulka żałości. Rzeczywiście była paskudna. Jej mama dobrze trafiła z imieniem.
- Paskudna Łapo, idziemy- usłyszała jak Makowe Pole syczy przez zaciśnięte zęby, przez co położyła po sobie uszy. Przecież nie chciała zrobić niczego złego…
- P-przepraszam, j-ja t-tylko…- wypiszczała cicho, próbując się jakoś wybronić przed kotką.
- Ani słowa więcej. Idziemy- głos srebrnej wydawał się być przesiąknięty wściekłością jeszcze bardziej niż zawsze. Paskuda spojrzała ostatni raz na swoją siostrę. Nie chciała, by była na nią zła. Naprawdę! Po prostu miała odmienne zachowanie. Gdyby Sroka próbowała ją zrozumieć, na pewno by jej się udało…
***
przed mianowaniem dzieci Sroki
Przegapiła moment, kiedy ona i Sroczy Lot nagle stały się dorosłe. Ciężko było to załapać, kiedy jej głowę zaprzątnął Nastroszony, gwałty i dzieci. Nie rozmawiała z siostrą, ale to może i nawet lepiej? Przeszkadzała jej w końcu tylko, nie była jej w niczym potrzebna. Mimo tego brakowało jej kotki, bo jednak razem się wychowywały i spędzały dużo czasu jak były małe. Nie chciała, by i ona ją opuściła. Potrzebowała jej, by dojść do normalności. Wiedziała, że Sroczy Lot pewnie miała dużo do roboty bo też doczekała się potomstwa i żyła w tym całym lesbijskim trójkącie… Była wzorem do naśladowania. Od zawsze była taka silna i… Fajna. Wiele kotów ją podziwiało… A ona była całkowitym jej przeciwieństwem. W oczach innych wywłoka, z niczym sobie nie radziła i zachowywała się strasznie dziwnie. Ale co na to mogła poradzić, takie było życie…
Miała nadzieję, że kotka całkowicie jej nie odrzuciła. Zauważyła właśnie jak Sroczy Lot wychodziła ze żłobka po wizycie u swoich dzieci i teraz szła gdzieś w pizdu, dlatego zdecydowała się do niej podejść. To było dziwne z jej strony, ale chciała z nią porozmawiać. Potrzebowała tego. Z zagapienia ledwo co wyhamowała przed jej pyskiem, całe szczęście nie wpadając jednak na nią i nie robiąc żadnej głupoty.
- Cz-cześć, m-możemy p-porozmawiać?- wydukała szybciej niż myślała, wlepiając w nią proszące ślepia.- W-wiem, ż-że p-pewnie m-masz teraz coś d-do zrobienia… A-ale… M-może znajdziesz cz-czas…
<Sroka?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz