- Nie! Proszę, jeszcze nam coś zrobi… - pisnęła Lew. Lisi Ogon wytrzeszczyła oczy.
- Jestem pewna, że mój brat nigdy by… - zaczęła.
- Nam to zrobił! Gdyby nie nasza mama, to nie wiadomo, co mogłoby się nam zdarzyć. Chciał nam dać trujące jagody… Trochę przez przypadek zjadłam i okropnie zachorowałam… - kocię zalało się łzami. Lisi Ogon instynktownie otuliła ją ogonem.
- Moje biedactwo… Co on ci zrobił… Nie, znam go od kocięcia, nigdy by… Jest Lisim bobkiem, że dał ci te jagody… - zaczęła mamrotać coś niezrozumiale. Mieszały się w niej dwa sprzeczne odczucia. Którą stronę miała poprzeć? Lew płakała tak wiarygodnie… w dodatku Lisiemu Ogonowi włączył się teraz jakiś instynkt macierzyński.
- Tylko nic mu nie mów… Nie chcę, żeby skrzywdził nas bardziej… - mała chlipała cichutko.
- Oczywiście, że nic mu nie powiem, maluchu. Nie pozwolę, żeby was skrzywdził. - zapewniła ją.
- Każdy nie rudy jest taki okropny. Te cechy ujawniają się wcześniej i później… Dlatego lepiej by było, gdyby w Klanie Burzy byli sami rudzi. - powiedziała.
- Czy naprawdę charakter kota zależy od koloru jego futra? - zapytała Lisi Ogon z niedowierzaniem.
- Oh, nawet nie wie pani jak bardzo. Sam Klan Gwiazdy mi to powiedział. My, rudzi musimy trzymać się razem, żeby nie rudzi nas nie skrzywdzili. Za to, my możemy krzywdzić ich za to, co nam zrobili przed wiekami. - ściszyła głos.
- A co zrobili? - zapytała.
- Nie chce pani wiedzieć… Ale jeśli bardzo pani nalega, kiedyś pani opowiem. - szepnęła.
<Lew?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz