*Dwa dni po zgromadzeniu*
Ostatnie zgromadzenie było czymś więcej niż tylko spotkaniem się z innymi kotami. Spotkała się ze swoją ukochaną, z którą spędziła świetny czas i… no właśnie. Zdecydowała się przejść do Klanu Wilka. Miała wątpliwości, czy to była dobra opcja, jednak nie potrzebowali jej w Owocowym Lesie, a w tym właśnie klanie miała szansę zabłysnąć, no i być blisko z Wieczór. Dotychczasowa grupa kotów była taka słaba. Owocowy Las, jeszcze czego. Jedyne co tutaj szanowała to wszechmatkę, rodzinkę i jej przyjaciółki, reszta mogła se iść. Wszystko nagle się zepsuło po dodaniu tych chorych rang, Jeden wielki bezsens!
Szakala Gwiazda poprosiła ją o zjawienie się za dwa dni od zgromadzenia na granicy z klanem wilka niedaleko terenów niczyich. Niby nie powinno to być trudne, jednak trochę się bała. Co jeśli jakiś samotnik ją zje?
Dzień wcześniej żegnała się ze wszystkimi, żaden jednak nie miał pojęcia, co wyprawiała. Nie zdradziła nikomu planów, jednak po kotach rozeszły się plotki, że chce ze sobą skończyć. Phi! By Gwiazdnica chciała ze sobą skończyć? W życiu.
Plan jej drogi był prosty. Musiała przejść przez konający buk, potem pokierować się poboczem drogi grzmotu aż do drugiego mostka, i tam wejść w las. Miała kupę czasu, więc nie musiała się zbytnio cieszyć.
Dopiero wschodziło słońce, a miała się tam pojawić o wysokim słońcu. Przed podróżą wciągnęła pulchnego szczurka, więc nie była skażona na głód podczas trasy, i wyruszyła.
Powoli sunęła po śliskiej powierzchni powalonego drzewa, prowadzącego na drugą stronę terenów owocowego lasu. Ledwo dała radę, trzy razy jej łapy rozjeżdżały się, przy tym prawie zwalając ją do wody. Omijając rozlewisko, skierowała się na śmietnisko, z którego weszła na pobocze drogi grzmotu. Potwory pędziły jak głupie przed siebie, a bolesny pisk opon rozniósł się w uszach liliowej kotki. Stęknęła, ostrożnie idąc przed siebie, uważając, by czasem nie wejść w drogę tym szaleńcom. Kto wie, co by jej zrobiły te stworzenia dwunogów! Powoli wdrapała się na wzniesienie w drodze, niemal przytulając się do barierki, uniemożliwiającej „kąpiel” w wodzie. Za każdym razem, gdy przejeżdżał obok niej potwór, futro stawało jej dęba, jednak odstępy między jednym a drugim były dosyć duże i nierówne. Czasem jechał cały rządek potworów, a później nagle znikały. Wydawało jej się to z jednej strony przerażające, z drugiej dziwne.
***
Gwiazdnica sapała ciężko, widząc przed sobą las. Nareszcie!
Droga była uciążliwa, chociaż nie musiała dłużej iść drogą grzmotu, cały czas bała się, że jakiś potwór z niej wypadnie i ją zaatakuje. Zapach klanu burzy i owocowego lasu unosił się w powietrzu wraz ze smrodem nie do opisania, wiedziała jednak, że był on paskudny, nie do wytrzymania. Przed nią było następne wzgórze drogi potworów, na które szybko wbiegła, tak jak wcześniej trzymając się barierek. Ten był jednak mniejszy niż wcześniejszy mostek, z czego się cieszyła, gdyż schodząc z niego, wbiegła w las, dalej w jakimś stopniu trzymając się drogi, by mieć pojęcie, gdzie się znajdowała. W powietrzu czuła typowy dla lasu, orzeźwiający zapach, mieszający się z… z zapachem wilczaków. Spojrzała w lewo, gdyż stamtąd definitywnie on dochodził. Była tam druga część lasu, którą przedzielała ta sama droga grzmotu.
Musiała przez nią przebiec. Zawahała się jednak, widząc, jak następne potwory dwunogów przebiegały przez nią. Musiała poczekać na moment, w którym kolejka stworów się skończy i zrobią sobie przerwę. W oddali nadciągała ich masa, która z zawrotną prędkością przejechała niemal przed nosem niebieskookiej, która odskoczyła do tyłu. Wiatr, który te szkodniki ciągnęły za sobą, zawiał w nią, czochrając jej, jeszcze przed chwilą, ułożoną sierść. Prychnęła, nie odciągając wzroku od już powoli kończącego się stada pupili dwunogów. Zaryzykowała, wyciągając przed sobą łapę, widocznie chcąc przejść przez jezdnię. Wskoczyła na nią i zaczęła iść przed siebie w szybkim tempie. Trafiła w idealny moment, gdyż potwory wróciły gdy ona już była po drugiej stronie. Pisnęła zadowolona i zaczęła marsz w stronę klanu wilka. Nie mogła się już doczekać widoku nowego domu, a przede wszystkim swojej kochanej Wieczór.
Zapach w powietrzu stał się coraz bardziej odczuwalny. Kotka spojrzała w górę. Wysokie słońce. Wojownicy powinni już tu być.
— Halo? Jak coś to tutaj jestem! — poinformowała głuchą ciszę, zaraz słysząc szelest z krzaków, z którego wyszły obce koty. Więc czekali na nią!
— Za mną. — mruknął jeden dosyć masywny kocur, za którym posłusznie podążyła. Za nią szła reszta, ewidentnie jej pilnując.
Dotarli do obozu, którym Gwiazdnica od razu się zachwyciła. O matko, jaki on był ładny i duży! Zupełnie inny niż to głupie drzewo w Owocowym Lesie!
— Tam jest legowisko Liderki, czeka na ciebie. — z transu wyrwał ją głos jednego z kotów i tak jak powiedział, tak tam się udała.
Legowisko liderki też było niczego sobie. Dosyć fajne, przytulne.
— Witaj Szakala Gwiazdo, już jestem. — Przywitała się dosyć poważnie, wręcz niepodobnie do niej, jednak nie chciała wyjść na jakiegoś głupiego odmieńca. Ukłoniła się delikatnie, widocznie wiedząc, że złota gdzieś siedzi w cieniu.
<Szakal?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz