Sam nie bardzo wiedział, dlatego zgłosił się sam, aby naprostować niewychowanego bachora. Może to jakaś względna troska o Szakal i to, aby nie miała problemów, przez rozwydrzone bękarty… Może trochę o nią się martwił, jednak tak tylko trochę, ociupinkę. Wychowywał przecież tego pyskatego szczeniaka, od kiedy miała sześć księżyców. Więc no… logiczne było, że w pewnym sensie i stopniu się do niej przywiązał.
Mimo wszystko dopiero po fakcie skumał, że będzie miał zdecydowanie mniej wolnego czasu do dyspozycji. Szczególnie tego, który z przyjemnością przeznaczyłby na wspólne spędzanie czasu z Chłodnym Omenem. No, mówiło się trudno.
Przynajmniej nie będzie się nudził, wizja poznęcania się psychicznie nad tym bachorem brzmiała ciekawie.
Pierwszy trening mógł być bardziej owocny, chociaż nie narzekał. On bawił się świetnie, w przeciwieństwie do czarnej uczennicy, która zaczynała drżeć na jego widok.
Uśmiechnął się pod wąsem, stykając z rudym czołami, nim otarł się o jego policzek, mrucząc nisko. Stęsknił się i to bardzo. Miał nadzieję, że jego ukochany miał przyjemny dzień.
Liznął go w policzek, przejeżdżając ogonem pod brodą kocura, nim podreptał w kierunku legowiska wojowników. Oblizał pysk, unosząc sugestywnie brwi. Może im się uda dzisiaj wyrwać na wieczorny spacerek?
— I co? — zapytał zaciekawiony Omen junior, dołączając do niego. — Dałeś jej w kość? Jak coś możesz użyć swojej muszli do wbicia jej czegoś do łba. Tak. Przyniosłem ci ją. Nie dziękuj.
Przymknął ślepia z radością, gdy poczuł jego ciało tuż obok. Liźnięcie za uchem tylko poprawiło mu paskudny humor, który towarzyszył kocurowi od rana.
— Dziękuję… — mruknął z wyczuwalną radością w głosie. — A Rozwydrzona… Cóż, wypluła ząb, ha. Musiałbyś widzieć, jak krew jej z mordy leciała — zamruczał wesolutko, wręcz dumny z siebie, że znęca się nad młodszą od siebie kotką.
Pozwolił myślom płynąć, z tyłu głowy nadal dźwięczała mu obietnica, którą złożył teściowi. Eh… westchnął ciężko, gapiąc się na partnera. Jak miał zacząć ten temat? Może i on zignorował to, że Chłód musiał zrobić bachory, jednakże nie oczekiwał, że jego luby zareaguje tak samo, jak on.
— Ej, co jest? Rozwydrzona odgryzła ci język? — mistrz trącił go barkiem, wyprowadzając z letargu.
— Nie, nie… Jest okej. Dziękuję ci za muszelkę. Bardzo cię kocham — powtórzył spokojnie, biorąc głębszy wdech. — Musimy porozmawiać, wiesz? Złożyłem twojemu ojcu obietnicę, że zrobię kocięta dla dobra kultu i…
— NO NIE RÓB JAJ, ŻE ZE MNĄ ZRYWASZ?! — wrzasnął Chłód, zwracając na nich kilka zainteresowanych spojrzeń.
— Aleś z ciebie debil. Nosz… mysi móżdżek! — syknął, waląc go łapą przez łeb. — Chcę, żebyś pomógł znaleźć mi odpowiednią kotkę. Nie chcę, żeby moje bachory były słabe. Zasady takie same jak u ciebie. Robię dzieci, wychowuje je na kultystów i nic więcej. Jak jakieś wyjdzie… inne, pozbywamy się problemu — burknął, patrząc na ukochanego. Na moment zakrył łapą pysk. Na samo wspomnienie o pójściu w krzaki z kotką brało go na potężne rzyganie.
< Chłód? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz