— Przepraszam… — Nerwowo przystąpiła z łapy na łapę. — Czy z Fretką wszystko dobrze? Tak… względnie? Troszkę się martwię, a nie wiem kogo spytać…
— Nie, nie jest z nią dobrze — odpowiedział cicho, jeszcze bardziej opuszczając uszy. — Na pewno będzie potrzebować czasu, by do siebie dojść. To… naprawdę okropne, co się stało.
Nie był jakoś blisko z Fretką, ale współpracowali ze sobą przez księżyce i mimo wszystko martwił się o nią. Nigdy nie chciałby czegoś takiego doświadczyć. Nie potrafił pojąć jak ktokolwiek mógł w ogóle pomyśleć, by uczynić takie plugastwo drugiej osobie, a co dopiero to zrobić. Ta cała sytuacja była po prostu druzgocąca.
Nie podobała mu się ona jednak jeszcze z innego, znacznie bardziej samolubnego względu. Mianowicie bardzo nie chciał, aby liliowa była w złym stanie psychicznym, ponieważ… cóż. Komar widocznie się starzał i za jakiś czas któreś z nich pewnie będzie musiało przejąć po nim rolę lidera. A Agrest bardzo nie chciał być tą osobą. Zawsze wyobrażał sobie, iż to właśnie Fretka nim zostanie, a on wtedy wreszcie odejdzie żyć w spokoju. Przyzwyczajanie się do odwrotnej wizji, nie należało do rzeczy, na jakie miał ochotę…
Krucha pokiwała głową ze zrozumieniem.
— Ale naprawdę doceniam, że powiadomiłaś nas o tym jak najszybciej. — Lekko schylił przed nią czoło. — Gdyby nie ty, ta cała sytuacja mogłaby być o wiele gorsza. Dziękuję.
***
Z nisko opuszczonym ogonem podszedł do stosu ze zwierzyną i wybrał z niego największą zdobycz. Swe pozbawione energii kroki skierował do żłobka.
Czuł się tak przytłoczony tym wszystkim. Miot miał być jednym ze szczęśliwszych wydarzeń w jego życiu, a obecnie stał się po prostu kolejnym powodem do zmartwień. Ostatnio usłyszał, że kotkom, które doświadczyły dużo stresu podczas ciąży, znacznie częściej zdarza się poronić. A zwiadowczynię oczywiście musiano uderzyć podczas tej ich cudownej rewolucji, polegającej na rzucaniu się sobie do gardeł. Zresztą, nawet jeśli kocięta urodzą się zdrowe, to niestety wciąż nie sprawi to, że Agrest odetchnie z ulgą. Będzie musiał im zapewnić bezpieczeństwo, co z grasującymi wyganańcami w okolicach ich granic jest znacznie trudniejsze. Jeszcze zakradnie się jakiś kolejny psychol i w ramach zemsty zabije niczemu nie winnego malca. Albo gorzej, ktoś je porwie i gdy lider znajdzie się na miejscu, specjalnie zamorduje na jego oczach.
Panikował, zdecydowanie panikował. Jednak miał tego nie robić, kiedy jeszcze niedawno wówczas bliska mu osoba prawie uśmierciła go na oczach całego klanu?
Wziął głęboki wdech, a zaraz potem powoli wypuścił powietrze, w ten sposób próbując się uspokoić. Z wdzięcznością skinął głową na wojownika, pełniącego wartę przed legowiskiem królowych i niepewnie wszedł do środka.
Skulona Krucha uniosła na niego wzrok. Bicolor jeszcze bardziej się spiął, widząc w jakim jest stanie. Czy jednak się jej dziwił? Ani trochę, sam był przecież w podobnym.
— Hej — uśmiechnął się słabo, kładąc łasicę tuż przed jej łapami — jak się czujesz? — zapytał, nie do końca świadomie szukając wzrokiem, czy nie została jej jakaś rana po pazurach Świt czy Mniszka.
<Krucha?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz