Wrócił po polowaniu, zjedzeniu posiłku i spotkaniu z Lukrecją dość późno, lecz w dobrym humorze. Nie spodziewał się, że jego relacja z kocurem zacznie się bardziej układać. Po tym jak spotkał go zapłakanego, nie sądził, że miał jakiekolwiek dotąd uczucia. Mylił się. To coś, co go tak ruszyło, zmieniło go. I to na lepsze. Gdy się widzieli, nie był tym starym uczniem, który się nad nim znęcał. Uspokoił się, co pozwoliło im nabrać do siebie zaufania. W jego towarzystwie czuł się znacznie lepiej niż wcześniej. Mogli pogadać bez zaczepnych tekstów. A fakt, że skończyli po zażyciu kocimiętki w krzakach, dalej go peszył.
Zapomniał przez to o Miodunce. Zatracił się w swoich sprawach, które nie dotyczyły kotki. Wyszło mu to na dobre.
Zbliżał się zmierzch i koty układały się do snu. Usiadł specjalnie z dala od liliowej, zajmując miejsce na uboczu, gdzie nikt, by go nie niepokoił. Potrzebował odpocząć fizycznie jak i psychicznie. Dlatego też słysząc kroki, na początku nie zorientował się, że to przyszła jego zmora, nawiedzająca go już w koszmarach. Poczuł obok siebie jej ciało, przez które drgnął zaskoczony. Pojawiła się tak nagle, jakby wynurzyła się z mroku nocy. Odłożyła ślimaka na ziemi, obok nich, co było dla niego dziwne. Czemu go ciągle niosła? Mogła dać mu wolność... Wolność, której sam pragnął i potrzebował.
- Hej Nikt? Gdzieś ty był? Ostatnio często mi coś znikasz - miauknęła, patrząc na niego jakby podejrzliwie.
Prawda. Znikał i to specjalnie. Nie mógł jednak zdradzić jej prawdy, bo czuł, że córka Plusk tylko się na niego wkurzy.
- J-ja... Ja mam dużo obowiązków jako wojownik... - skłamał. - A ty... ty się i tak szkolisz... No i... i polowałem... To zajmuję dużo czasu...
- Aż tyle to na pewno ich nie masz, bez przesady, to że jestem uczniem, nie oznacza, że nie wiem takich rzeczy. Poza tym, miałeś iść teraz tylko na polowanie, a ty co? Aż do teraz się guzdrałeś. Skorupek się stęsknił za tobą - miauknęła szylkretka, wskazując na ślimaka nosem.
Raczej wątpił, że jego zwierzak odczuwał takie uczucia jak oni. Zawsze na jego widok się ukrywał, rzadko pokazując swoje rogi. Odkąd zapadł w zimowy sen, zapomniał o nim, nie interesując się jego życiem. Miodunka jednak najwidoczniej o niego dbała wraz z Agrestem, bo pamiętał świeże liście, które ktoś zawsze zostawiał mu na legowisku dla niego.
- On nie tęskni... To ślimak... - prychnął. - A ja ci już mówiłem, że... że musimy ograniczyć się w tym związku... Wiem, że nie chcesz o tym słyszeć, ale tak musi być.
Uderzyła łapą o ziemię, wzbijając w powietrze kurz.
- Jak możesz! To twój przyjaciel od dawna! - warknęła machając ogonem - To było bardzo niemiłe z twojej strony w stosunku do niego. I wcale nie musi tak być jak mówisz! Koty są w związkach i okazują to publicznie i co, czemu my niby nie możemy? I jeśli zaraz wyciągniesz fakt, że jesteś swoim zdaniem niżej w hierarchii i sprowadzisz mnie na jej dno, to w dupie mam co inni myślą. Jesteśmy razem, kropka, nie obchodzi mnie zdanie reszty, nawet gdyby cały Owocowy Las był przeciw. - warknęła z powagą, mrużąc swe ciemnozielone ślipia w gniewie.
Jaka ona była okropnie uparta! Czemu nie mogła dać mu spokoju?! Wziął głęboki oddech. Czas było to skończyć. Na zawsze. Musiał jej uświadomić, że nie ma sensu dalej tego ciągnąć. Bał się jednak jej reakcji. Jeżeli mówiła już takie rzeczy, to co się stanie, gdy oficjalnie ją rzuci?
- Ale... Ale będziemy mieć kłopoty. Oboje. Ty z nich wyjdziesz, a co ze mną? Nie chcę zostać wygnany. No i... Ja... Nie wiem czy chcę to dalej ciągnąć... Wiesz... Nie obraź się. Było fajnie, ale... Ale to była tylko zabawa. Może... Co powiesz na bycie przyjaciółmi? - zaproponował, czekając na jej wybuch.
Jej oczy momentalnie się zaszkliły.
- Co-o... - jęknęła tylko, przez chwilę nie mogąc z siebie wydobyć głosu - Czy ty... Czy ty mnie... rzucasz? Odtrącasz? - spytała.
Przełknął ślinę. Osz cholera. Nie spodziewał się, że ta zaraz zacznie ryczeć! Bardziej stawiał na wybuch gniewu, krzyki, a tu... taka niespodzianka. Naprawdę brała ten cały związek na poważnie? Przebiegł mu po grzbiecie dreszcz, a stres objął jego ciało.
- N-n-nie odtrącam... Ja... Ja tylko... Zasługujesz na kogoś lepszego niż ja. Nie dam ci szczęścia, którego tak pragniesz... Wy-wybacz mi... - starał się to delikatnie wytłumaczyć.
- Cze-czemu...z-z-z-znalazłes sobie kogoś innego? D-dlatego spędzasz ze mną mniej czasu i mnie unikasz? - spytała, a w jej ślipiach pojawiły się słone łzy.
Położył po sobie uszy, paląc buraka. Czy tak było? No może trochę. Widząc jak płacze, ścisnęło go boleśnie w piersi. Nigdy nie chciał być taki jak swoi oprawcy, a właśnie zranił kotkę. Krwawnik pewnie byłby z niego dumny, lecz nie czuł z tego powodu szczęścia. Tylko wstyd.
- J-ja... T-to nie tak. J-ja... Ja chyba nie umiem być w takim związku... W sensie... Sądziłem, że żartujesz, dlatego się zgodziłem. A potem... potem to robiło się dziwniejsze. W-wybacz mi. D-dajmy sobie może czas? Aż nie zostaniesz wojownikiem? A... a potem się zobaczy... Co ty na to?
Spojrzała na niego wielkimi oczami.
- Cz-czyli...j-j-jak zostanę wojowniczką...to...to możemy znowu...? - spytała, a nadzieja zalśniła w jej ciemno zielonych oczach.
O nie. Nie, nie, nie. Nie chciał znowu pchać się w związek z nią! Przecież wykituje! Nie był w stanie tego ciągnąć. Pragnął spokoju, a z Miodunką to było wręcz niemożliwe! Ciągle mu siedziała nad głową, śliniąc gorzej niż piszczke!
- Z-z-zobaczymy... Nic nie obiecuje - szepnął poddenerwowany.
Miał nadzieję, że na tym to się skończy. Że kotka odjedzie, powie jakim jest lisim bobkiem i już nigdy do niego się nie odezwie. To były jednak tylko jego marzenia.
Liliowa bez zastanowienia wstała, po czym przygniotła go do ziemi, by jej nie uciekł.
- Ktokolwiek to jest, zastanów się! K-kto był przy t-t-tobie, k-k-kiedy t-twa dusza p-praktycznie umarła? Kto pomógł ci się po-podnieść? Kt-kto trwał przy to-tobie? K-k-kto bronił cię przed Lukrecją? K-k-kto dał ci k-k-kostki w porze nagich drzew, gdy wsz-wszyscy g-g-głodowali? Czy tamta druga osoba p-p-przy tobie był-była? Cz-czy o cie-ciebie dba-dbała? Cz-czy sta-starała się cię przy-przy-przy-wrócić d-do ś-świa-świata żywy-żywych? - Wzięła głęboki, spazmatyczny wdech - K-k-kocham-kocham cię. Db-dba-dbałam o cie-ciebie! Od-odda-oddałam ci swo-swoje se-serce, powie-powierzyłam se-sekrety Brzo-Brzoskwinki...w-w-walczyłam...że-żebyś dosta-dostał pra-prawa, sta-starałam się ją prze-przekonać... Nie możesz! Ni-nie możesz m-mnie zostawić! Skorupek się za-zapłacze przez rozpa-rozpad związku jego rodziców! A mnie pę-pęknie serce! Nie-nie pozwolę ci na to!
To go zaskoczyło. Wręcz leżał, niezdolny do ruchu, słuchając jej słów. Położył po sobie uszy, bo miała rację. Pomogła mu i to bardzo. Wspierała i dawała mu prawdziwą miłość, o której nigdy nie mógł marzyć. Jednak...
- J-ja to wiem. J-jestem ci wdzięczny, ale... ale nie zapytałaś mnie czy ja... czy ja tego chciałem. M-może ja wolałem odejść? O-ocaliłaś mnie bez mojej woli. A d-dbanie... D-d-doceniam twoje poświęcenie. T-tylko... ja nigdy go nie potrzebowałem... S-sama o tym zadecydowałaś. W-wybacz mi. Skorupek to ślimak, a nie kociak. N-nie jesteśmy jego rodzicami i ... i... przykro mi, że cierpisz. J-ja też ubolewam nad tym... R-rozumiem, że jesteś super osobą i właśnie dlatego na ciebie nie zasługuję. M-miłość i szczęście nie jest dla mnie... A... A ty na to zasługujesz. Z-znajdziesz na pewno kogoś lepszego niż ja.
Słysząc to, tylko bardziej przylgnęła do jego ciała, zaczynając ryczeć w niebogłosy. Kątem oka dojrzał jak Skorupek przekręcił nieco swą głowę, podpełzając tak, że był mysią długość od jego pyska. Następnie wysunął w jego stronę czułki, które jego zdaniem nie pomagały w żadnym stopniu. Teraz wychodził z ukrycia? By pooglądać jego nieudane rozstanie? Stres to mało powiedziane co czuł. Kotka dalej moczyła mu futro, a on pragnął zapaść się pod ziemię.
- N-no już... W-wiem... J-jestem dupkiem. M-możesz mnie nienawidzić, przepraszam - dodał, powoli spychając kotkę ze swojego brzucha.
Ta jednak wczepiła się w niego jak rzep, nie dając się zepchnąć, łkając w jego futro dalej.
- M-miodunko. P-puść mnie. T-to koniec... - pozostawał nieugięty na płacz kotki. Zignorował totalnie ślimaka, który jego zdaniem i tak nie wiedział co się dzieję, chociaż pewnie dla Miodunki ryczał wraz z nią. - L-lepiej pójdę. Z-zniesiesz to wtedy lepiej... - dodał, próbując się wydostać spod jej ciężaru.
W odpowiedzi chwyciła go za kark, odciągając dalej.
- Ni-nie! - pisnęła, trzymając go mocno szczękami.
Nie spodziewał się takiego ruchu z jej strony. Skrzywił się, ciągnięty nie mając pojęcia gdzie. Poczuł mimowolnie strach.
- M-miodunko? C-co robisz? - pisnął, próbując zaprzeć się łapami, ale były jakieś takie sztywne i nie chciały z nim współpracować. Cholera! Uziemiła go!
Ciągnęła go, aż oddalili się od grupy tak, że ani ich nie słyszeli, a ledwie czuli. Usiadła pod drzewem, zmęczona jego taszczeniem, ale nie puszczała jego karku, aby jej nie uciekł. Przymknęła dalej łzawiące oczy.
-M-miodunko! - powtórzył - C-co ty robisz?! N-nie powinniśmy oddalać się! P-puść mój kark! - nie podobało mu się to jej zachowanie. Nadal nie mógł się poruszyć, co było kłopotliwe, bo naprawdę chciał już stąd uciec i zamknąć ten rozdział w swoim życiu.
Objęła go przednimi łapami, dalej nie puszczając jego karku.
- M-miodunko! - Co jej odbiło?! Wczepiła się w niego jak kleszcz! Przecież zerwał z nią! Powinna go zostawić, być wściekła, obrazić... A ona... Ona nie wykazywała na to nawet najmniejszej chęci! - M-miodunko co ci?! Puść!
-K-k-och-ocham ci-cię za-za bar-bardzo - miauknęła przez zaciśnięte na jego karku zęby - Ni-nie d-d-d-dam ci-ci od-odej-odejść!
- A-ale... A-ale ja cię nie kocham! Będzie nam źle. B-będziesz tylko cierpieć przeze mnie. P-proszę. T-to nie ma sensu. T-tak będzie dla nas lepiej.
<Miodunko?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz