Od czasów wojny nie czuła się najlepiej. Z każdym dniem coraz mocniej dochodziło do niej, jak wiele krzywdy uczynili tamtemu klanowi. Żałowała, że zdecydowała się pójść za resztą i wciągnąć w krwawą bójkę, ale czasu nie można było już cofnąć. Teraz przyszło jej żyć z tym poczuciem winy, choć nawet gdyby została w obozie, to i tak nie mogłaby zapobiec temu zdarzeniu.
Kocięta Szczypiorkowej Łodygi spały skulone przy matce. Wyglądały niewinnie, a przyglądanie się im sprawiło, że zaczęła mocno kwestionować, jak to możliwe, że z bycia takim szkrabem wyrosła do takiej formy. Zabawne, jak niewielką kulką futra kiedyś była. Wtedy wszystko wydawało się prostsze. Nawet gdy nie miała obok siebie matki, a ojciec nie był nią zainteresowany, to i tak łatwiej było żyć, oszukując nieustannie samego siebie, że wszystko układa się idealnie. Nie znała pojęcia przemocy, w żłobku kociaki co najwyżej zaczepiały się dla zabawy. Nigdy nie polała się krew, ani tym bardziej – nikt nie padał trupem. Śmierć była okrutna, kiedy nikt nie mógł się jej spodziewać.
Od wspomnień drastycznych wydarzeń oderwał ją cichy pisk. Spojrzała na kremowe kocie, które przeciągnęło się, wybudzone ze snu. Zdecydowanie wyróżniało się na tle wściekle rudego rodzeństwa. Gapiąc się na małą kotkę, zdała sobie sprawę, że przyszła do żłóbka z zamiarem przyniesienia karmicielce piszczki ze stosu. W rzeczywistości stała tak już dłuższą chwilę, trzymając w pysku duży okaz zająca, który napatoczył jej się na dzisiejszym patrolu.
— Czy dasz mi w końcu coś do zjedzenia, czy wolisz to jeszcze ślinić? - Głos Szczypiorek jeszcze bardziej przywołał ją do porządku. Momentalnie podeszła do pomarańczowookiej, przekazując jej posiłek. Następnie cofnęła się kawałek i z nudów zaczęła przyglądać się, jak ta je.
— Potrzebujesz czegoś jeszcze? — spytała z czystej dobroci, ignorując pogardliwe spojrzenia kotki. Tygrysia Smuga nie przepadała za nią, bo szylkretka była tym rodzajem kota, który ponad wszystko gardził każdym, kto nie był rudy. Srebrna obstawiała, że to kwestia wychowania, toteż uznała, że warto czasem porozmawiać z tymi dzieciakami, aby zobaczyć, czy nie rosną na kolejną Szczypiorkową Łodygę.
— Wiesz, w sumie to możesz mi się przydać — mruknęła karmicielka, wstając ze swojego miejsca. Ze strony kociąt dobiegły niemrawe westchnięcia, spowodowane stratą ciepła. — Muszę rozprostować łapy, więc popilnuj ich chwilę — poleciła i nie czekając na odpowiedź, wyminęła ją. — Aha. I nie próbuj ich ogłupiać — dodała, spoglądając na nią gniewniej.
Niebieskooka machnęła ogonem. Miała nadzieję, że ta "chwila" nie okaże się całym dniem. Spojrzała na trójkę malców. Dwójka rudzielców zajęła się sobą, a kremowe kocię, leżące najbliżej niej, podniosło na nią zaniepokojony wzrok.
Tygrys nie miała wprawy w obcowaniu z kociakami, ale mimo to starała się mieć pozytywne nastawienie. Choć nie potrafiła się uśmiechnąć, to chociaż posłała małej łagodne spojrzenie, by pokazać się z lepszej strony.
— Jak się dzisiaj czujesz? Nie nudzisz się w tym żłobku? — spytała spokojnie.
Kocięta Szczypiorkowej Łodygi spały skulone przy matce. Wyglądały niewinnie, a przyglądanie się im sprawiło, że zaczęła mocno kwestionować, jak to możliwe, że z bycia takim szkrabem wyrosła do takiej formy. Zabawne, jak niewielką kulką futra kiedyś była. Wtedy wszystko wydawało się prostsze. Nawet gdy nie miała obok siebie matki, a ojciec nie był nią zainteresowany, to i tak łatwiej było żyć, oszukując nieustannie samego siebie, że wszystko układa się idealnie. Nie znała pojęcia przemocy, w żłobku kociaki co najwyżej zaczepiały się dla zabawy. Nigdy nie polała się krew, ani tym bardziej – nikt nie padał trupem. Śmierć była okrutna, kiedy nikt nie mógł się jej spodziewać.
Od wspomnień drastycznych wydarzeń oderwał ją cichy pisk. Spojrzała na kremowe kocie, które przeciągnęło się, wybudzone ze snu. Zdecydowanie wyróżniało się na tle wściekle rudego rodzeństwa. Gapiąc się na małą kotkę, zdała sobie sprawę, że przyszła do żłóbka z zamiarem przyniesienia karmicielce piszczki ze stosu. W rzeczywistości stała tak już dłuższą chwilę, trzymając w pysku duży okaz zająca, który napatoczył jej się na dzisiejszym patrolu.
— Czy dasz mi w końcu coś do zjedzenia, czy wolisz to jeszcze ślinić? - Głos Szczypiorek jeszcze bardziej przywołał ją do porządku. Momentalnie podeszła do pomarańczowookiej, przekazując jej posiłek. Następnie cofnęła się kawałek i z nudów zaczęła przyglądać się, jak ta je.
— Potrzebujesz czegoś jeszcze? — spytała z czystej dobroci, ignorując pogardliwe spojrzenia kotki. Tygrysia Smuga nie przepadała za nią, bo szylkretka była tym rodzajem kota, który ponad wszystko gardził każdym, kto nie był rudy. Srebrna obstawiała, że to kwestia wychowania, toteż uznała, że warto czasem porozmawiać z tymi dzieciakami, aby zobaczyć, czy nie rosną na kolejną Szczypiorkową Łodygę.
— Wiesz, w sumie to możesz mi się przydać — mruknęła karmicielka, wstając ze swojego miejsca. Ze strony kociąt dobiegły niemrawe westchnięcia, spowodowane stratą ciepła. — Muszę rozprostować łapy, więc popilnuj ich chwilę — poleciła i nie czekając na odpowiedź, wyminęła ją. — Aha. I nie próbuj ich ogłupiać — dodała, spoglądając na nią gniewniej.
Niebieskooka machnęła ogonem. Miała nadzieję, że ta "chwila" nie okaże się całym dniem. Spojrzała na trójkę malców. Dwójka rudzielców zajęła się sobą, a kremowe kocię, leżące najbliżej niej, podniosło na nią zaniepokojony wzrok.
Tygrys nie miała wprawy w obcowaniu z kociakami, ale mimo to starała się mieć pozytywne nastawienie. Choć nie potrafiła się uśmiechnąć, to chociaż posłała małej łagodne spojrzenie, by pokazać się z lepszej strony.
— Jak się dzisiaj czujesz? Nie nudzisz się w tym żłobku? — spytała spokojnie.
<Wyrwa?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz