Rozejrzała się niepewnie po legowisku, szukając inspiracji do zaczęcia tematu. Nie ukrywała tego, że w jakiś sposób było jej głupio po tym, co zrobiła. Nie takie miała zamiary, kiedy na zgromadzeniu popędziła za rudym w krzaki, by zobaczyć, czy przypadkiem z kimś nie spiskuje.
W życiu nie spodziewałaby się, że wdał się w romans z kotem z innego klanu. Prócz bycia rasistą wydawał jej się takim, którego zadowoliłby jako partner jedynie Burzak. Najwyraźniej błędnie go oceniła i kocur miał jakiekolwiek serce i uczucia, chociaż zazwyczaj i tak zgrywał zwykłego buca. Mimo to czuła, że powinna, choć trochę ponieś konsekwencje za swoje działania.
— Słuuchaj — zaczęła przeciągle, zatrzymując się w bezpiecznej od niego odległości. Tak na wypadek, gdyby zdenerwował się za bardzo i rzucił się na nią z pazurami. — To niedobrze, że pozwalasz, by twoją dominującą emocją był gniew. Musisz wziąć kilka głębokich wdechów, uspokoić się i wtedy będziemy mogli porozmawiać. Obiecuję ci, że wszystko sobie wyjaśnimy i naprawię to, co zepsułam. Aczkolwiek uważam, że niepotrzebnie mnie o wszystko obwiniasz — stwierdziła hardo.
Zacisnął pysk, a jego końcówka ogona zadrżała.
— Zgrywasz mądrale, ale na niczym się nie znasz! Zepsułaś mi związek! Ja... zależało mi na nim... A on... przez ciebie... odszedł — syknął, czując wzbierające do oczu łzy. — Więc tak. To twoja. Wina.
Wzięła głęboki oddech, widząc, że sytuacja jest znacznie bardziej poważna, niż się spodziewała. Nie znała się aż tak na uczucia, zresztą – co tu wiele mówić, w ogóle nie miała okazji z nimi obcować.
— Rozżarzony Płomienu — odezwała się w bardziej oficjalnym tonie. — Naprawdę chcę ci pomóc, ale nie mogę, kiedy jesteś zamknięty na mnie. Rozumiem, że faza buntu z młodzieńczego wieku jeszcze ci nie przeszła. Jeśli zechcesz ze mną bardziej współpracować, to pozbędziemy się jej wspólnie, a w dodatku znajdziemy sposób na to, by twój ukochany do ciebie wrócił — oświadczyła, spoglądając na niego oczekująco. Gdyby tylko potrafiła, uśmiechnęłaby się, by jakkolwiek okazać mu swoje wsparcie. Aktualnie jednak obawiała się, że jej słowa do niego nie docierają.
Ten za to zamrugał zdziwiony, pozbywając się mokrego płynu z oczu. Napuszył się jak obrażony kociak, wykrzywiając pysk w grymasie.
— Jaka faza buntu? O czym ty do mnie mówisz? Ja chcę Rudzika, a nie terapie. Nie jesteś zresztą medykiem, by mówić mi, co mam robić — - prychnął. — Jesteś bezczelna, skoro twierdzisz, że to we mnie leży wina.
Skrzywiła się, przyglądając mu się natarczywie przez dłuższą chwilę. Zaczęła się mocno zastanawiać nad tym, gdzie jego matka musiała uczynić błąd w wychowaniu, skoro zachowywał się w ten sposób.
— Rozumiem, że najłatwiej w tym momencie jest ci obarczać winą każdego dookoła, byleby pozbyć się tej złości, która w tobie siedzi. Nie jest to jednak najlepszy sposób. Może przynieść ci znowu kawałek gałązki? Będziesz mógł się na niej powyżywać, będzie ci lepiej, zaufaj mi — zaoferowała.
— Nie chcę żadnej gałązki — miauknął żałośnie. — Chce Rudzika. Ile razy mam to powtarzać? — Położył pysk na mchu. — Wyznałem mu swoje uczucia, a on mnie odepchnął — zdradził po chwili.
Tygrysia Smuga poczuła pewną satysfakcję. Zaczynał się przed nią otwierać. Wszystko szło zgodnie z planem. Odważyła się przystąpić o krok bliżej, ale widząc, że zerka na nią katem oka, zatrzymała się i usiadła. Obserwowała go bacznie, siedząc tak przez chwilę w ciszy. Musiała dać mu trochę czasu na poukładanie własnych myśli.
— Na pewno nie zrobił tego celowo. To znaczy… — zawahała się. — Zapewne też był podenerwowany tym nieporozumieniem. Mówił to, co mu ślina na język przyniosła, a szczerze zapewne myślał co innego — pocieszała go. — W każdym związku zdarza się kryzys.
— A ty byłaś w jakimś związku, skoro tak twierdzisz? — zapytał niemrawo.
Zadrżała, lekko zakłopotana takim pytaniem.
— Nie byłam, ale to nie zmienia faktu, że widzę, co się dzieje dookoła i wiem, jak to jest. Sama obserwacja wiele daje. Mógłbyś się czasem wyciszyć i zacząć zwracać uwagę na to, co się dzieje dookoła ciebie — burknęła smętniej, jakby z wyrzutem, że nie potrafi doceniać piękna świata.
— Nie przemawia to jakoś do mnie — wycedził. — Jak niby jakaś obserwacja, ma mi pomóc odzyskać Rudzika? Czy tam kij... — Nie rozumiał. — Dobra... Posłucham cię, ale jak to nie wyjdzie to ci wyrwę włosy z ogona, jasne?
Przewróciła oczami.
— Nie przesadzaj z tymi groźbami, to nie na miejscu — stwierdziła, robiąc kolejny krok w jego kierunku. — Jesteś już dorosły, nie zachowuj się jak rozkapryszone kocię — poleciła, próbując ułożyć w głowie sensowny plan. — Okey, żebym lepiej to zrozumiała, będziesz mi musiał trochę poopowiadać. Ile się z nim już znasz? — spytała wprost.
Kocur spuścił uszy po sobie do tyłu.
— Długo. Poznałem go na zgromadzeniu wiele księżyców temu, a później na granicy i tak jakoś wyszło.
— I nikt was nigdy nie przyłapał? — spytała, przechylając lekko łebek na bok. To było wręcz nierealne, w tym klanie zawsze wszystko wychodziło na jaw, a zarazem wciąż kryło się tu wiele tajemnic.
Prychnął, kręcąc głową.
— Nie byliśmy głupi. Chodziliśmy poza tereny klanów, zacieraliśmy ślady... Byłem uważny. Więc widzisz. Da się — miauknął. — I tak za mną nikt by nie poszedł, bo bym sprał za śledzenie — dodał jeszcze pod nosem.
— Na tamtym zgromadzeniu jednak nie byłeś zbyt ostrożny — zauważyła, wiedząc, że stąpa po cienkim lodzie. — Naprawdę, miałeś szczęście, że to tylko ja i nie planuje wykorzystać tej informacji przeciwko tobie — mruknęła.
— Jakoś nam się udawało na zgromadzeniu wymknąć wiele razy — burknął. — Ty się przyczepiłaś. Mogłaś nas zostawić w spokoju, skoro nie chciałaś mnie udupić. I czemu w ogóle dalej o tym gadamy? Miałaś naprawić swój błąd, a nie wypytywać mnie o Rudzika. On. Jest. Mój — dodał, akcentując ostatnie słowa, by zrozumiała, że nie zamierzał się nim z nikim dzielić.
Skrzywiła się, bo brzmiał tak, jakby oskarżał ją o zainteresowanie jego byłym partnerem. Na co jej jakiś rudzielec śmierdzący rybami?
— Nie chcę go, nie popadaj w paranoję — odpaliła. — Po prostu muszę wiedzieć o was więcej, by znaleźć sposób na naprawienie tego, co rzekomo popsułam — mruknęła. — Posłuchaj, daj mi pomyśleć i za jakiś czas powiem ci, co możemy zrobić — zaoferowała.
— No dobra... To myśl szybko — miauknął. — Ale ma się udać!
Nie odpowiedziała. Widać było, że Rozżarzony Płomień nie wierzył w możliwy sukces jej misji. Zresztą, wciąż się dąsał, więc nawet nie próbował ukazywać pozytywnych emocji.
Bez wahania wyszła poza legowisko, rozglądając się za jakimś patykiem. Idealny badyl znalazła nieopodal żłobka, więc założyła, że jakiś dzieciak się nim wcześniej bawił. Podeszła do przedmiotu i zgarnęła go w pysk, uznając, że Żar potrzebuje go aktualnie bardziej od jakiegoś kociaka.
Wróciła do środka i podsunęła gałązkę pod pysk kocura.
— Wyobraź sobie, że wszystko, co dla ciebie złe i co cię trapi, jest ukryte w tym patyku. Możesz teraz dać upust swojej złości, pogryźć go, podrapać, a nawet złamać. Po prostu wyżyj się na nim — zachęciła, pacając badyl łapą.
W życiu nie spodziewałaby się, że wdał się w romans z kotem z innego klanu. Prócz bycia rasistą wydawał jej się takim, którego zadowoliłby jako partner jedynie Burzak. Najwyraźniej błędnie go oceniła i kocur miał jakiekolwiek serce i uczucia, chociaż zazwyczaj i tak zgrywał zwykłego buca. Mimo to czuła, że powinna, choć trochę ponieś konsekwencje za swoje działania.
— Słuuchaj — zaczęła przeciągle, zatrzymując się w bezpiecznej od niego odległości. Tak na wypadek, gdyby zdenerwował się za bardzo i rzucił się na nią z pazurami. — To niedobrze, że pozwalasz, by twoją dominującą emocją był gniew. Musisz wziąć kilka głębokich wdechów, uspokoić się i wtedy będziemy mogli porozmawiać. Obiecuję ci, że wszystko sobie wyjaśnimy i naprawię to, co zepsułam. Aczkolwiek uważam, że niepotrzebnie mnie o wszystko obwiniasz — stwierdziła hardo.
Zacisnął pysk, a jego końcówka ogona zadrżała.
— Zgrywasz mądrale, ale na niczym się nie znasz! Zepsułaś mi związek! Ja... zależało mi na nim... A on... przez ciebie... odszedł — syknął, czując wzbierające do oczu łzy. — Więc tak. To twoja. Wina.
Wzięła głęboki oddech, widząc, że sytuacja jest znacznie bardziej poważna, niż się spodziewała. Nie znała się aż tak na uczucia, zresztą – co tu wiele mówić, w ogóle nie miała okazji z nimi obcować.
— Rozżarzony Płomienu — odezwała się w bardziej oficjalnym tonie. — Naprawdę chcę ci pomóc, ale nie mogę, kiedy jesteś zamknięty na mnie. Rozumiem, że faza buntu z młodzieńczego wieku jeszcze ci nie przeszła. Jeśli zechcesz ze mną bardziej współpracować, to pozbędziemy się jej wspólnie, a w dodatku znajdziemy sposób na to, by twój ukochany do ciebie wrócił — oświadczyła, spoglądając na niego oczekująco. Gdyby tylko potrafiła, uśmiechnęłaby się, by jakkolwiek okazać mu swoje wsparcie. Aktualnie jednak obawiała się, że jej słowa do niego nie docierają.
Ten za to zamrugał zdziwiony, pozbywając się mokrego płynu z oczu. Napuszył się jak obrażony kociak, wykrzywiając pysk w grymasie.
— Jaka faza buntu? O czym ty do mnie mówisz? Ja chcę Rudzika, a nie terapie. Nie jesteś zresztą medykiem, by mówić mi, co mam robić — - prychnął. — Jesteś bezczelna, skoro twierdzisz, że to we mnie leży wina.
Skrzywiła się, przyglądając mu się natarczywie przez dłuższą chwilę. Zaczęła się mocno zastanawiać nad tym, gdzie jego matka musiała uczynić błąd w wychowaniu, skoro zachowywał się w ten sposób.
— Rozumiem, że najłatwiej w tym momencie jest ci obarczać winą każdego dookoła, byleby pozbyć się tej złości, która w tobie siedzi. Nie jest to jednak najlepszy sposób. Może przynieść ci znowu kawałek gałązki? Będziesz mógł się na niej powyżywać, będzie ci lepiej, zaufaj mi — zaoferowała.
— Nie chcę żadnej gałązki — miauknął żałośnie. — Chce Rudzika. Ile razy mam to powtarzać? — Położył pysk na mchu. — Wyznałem mu swoje uczucia, a on mnie odepchnął — zdradził po chwili.
Tygrysia Smuga poczuła pewną satysfakcję. Zaczynał się przed nią otwierać. Wszystko szło zgodnie z planem. Odważyła się przystąpić o krok bliżej, ale widząc, że zerka na nią katem oka, zatrzymała się i usiadła. Obserwowała go bacznie, siedząc tak przez chwilę w ciszy. Musiała dać mu trochę czasu na poukładanie własnych myśli.
— Na pewno nie zrobił tego celowo. To znaczy… — zawahała się. — Zapewne też był podenerwowany tym nieporozumieniem. Mówił to, co mu ślina na język przyniosła, a szczerze zapewne myślał co innego — pocieszała go. — W każdym związku zdarza się kryzys.
— A ty byłaś w jakimś związku, skoro tak twierdzisz? — zapytał niemrawo.
Zadrżała, lekko zakłopotana takim pytaniem.
— Nie byłam, ale to nie zmienia faktu, że widzę, co się dzieje dookoła i wiem, jak to jest. Sama obserwacja wiele daje. Mógłbyś się czasem wyciszyć i zacząć zwracać uwagę na to, co się dzieje dookoła ciebie — burknęła smętniej, jakby z wyrzutem, że nie potrafi doceniać piękna świata.
— Nie przemawia to jakoś do mnie — wycedził. — Jak niby jakaś obserwacja, ma mi pomóc odzyskać Rudzika? Czy tam kij... — Nie rozumiał. — Dobra... Posłucham cię, ale jak to nie wyjdzie to ci wyrwę włosy z ogona, jasne?
Przewróciła oczami.
— Nie przesadzaj z tymi groźbami, to nie na miejscu — stwierdziła, robiąc kolejny krok w jego kierunku. — Jesteś już dorosły, nie zachowuj się jak rozkapryszone kocię — poleciła, próbując ułożyć w głowie sensowny plan. — Okey, żebym lepiej to zrozumiała, będziesz mi musiał trochę poopowiadać. Ile się z nim już znasz? — spytała wprost.
Kocur spuścił uszy po sobie do tyłu.
— Długo. Poznałem go na zgromadzeniu wiele księżyców temu, a później na granicy i tak jakoś wyszło.
— I nikt was nigdy nie przyłapał? — spytała, przechylając lekko łebek na bok. To było wręcz nierealne, w tym klanie zawsze wszystko wychodziło na jaw, a zarazem wciąż kryło się tu wiele tajemnic.
Prychnął, kręcąc głową.
— Nie byliśmy głupi. Chodziliśmy poza tereny klanów, zacieraliśmy ślady... Byłem uważny. Więc widzisz. Da się — miauknął. — I tak za mną nikt by nie poszedł, bo bym sprał za śledzenie — dodał jeszcze pod nosem.
— Na tamtym zgromadzeniu jednak nie byłeś zbyt ostrożny — zauważyła, wiedząc, że stąpa po cienkim lodzie. — Naprawdę, miałeś szczęście, że to tylko ja i nie planuje wykorzystać tej informacji przeciwko tobie — mruknęła.
— Jakoś nam się udawało na zgromadzeniu wymknąć wiele razy — burknął. — Ty się przyczepiłaś. Mogłaś nas zostawić w spokoju, skoro nie chciałaś mnie udupić. I czemu w ogóle dalej o tym gadamy? Miałaś naprawić swój błąd, a nie wypytywać mnie o Rudzika. On. Jest. Mój — dodał, akcentując ostatnie słowa, by zrozumiała, że nie zamierzał się nim z nikim dzielić.
Skrzywiła się, bo brzmiał tak, jakby oskarżał ją o zainteresowanie jego byłym partnerem. Na co jej jakiś rudzielec śmierdzący rybami?
— Nie chcę go, nie popadaj w paranoję — odpaliła. — Po prostu muszę wiedzieć o was więcej, by znaleźć sposób na naprawienie tego, co rzekomo popsułam — mruknęła. — Posłuchaj, daj mi pomyśleć i za jakiś czas powiem ci, co możemy zrobić — zaoferowała.
— No dobra... To myśl szybko — miauknął. — Ale ma się udać!
Nie odpowiedziała. Widać było, że Rozżarzony Płomień nie wierzył w możliwy sukces jej misji. Zresztą, wciąż się dąsał, więc nawet nie próbował ukazywać pozytywnych emocji.
Bez wahania wyszła poza legowisko, rozglądając się za jakimś patykiem. Idealny badyl znalazła nieopodal żłobka, więc założyła, że jakiś dzieciak się nim wcześniej bawił. Podeszła do przedmiotu i zgarnęła go w pysk, uznając, że Żar potrzebuje go aktualnie bardziej od jakiegoś kociaka.
Wróciła do środka i podsunęła gałązkę pod pysk kocura.
— Wyobraź sobie, że wszystko, co dla ciebie złe i co cię trapi, jest ukryte w tym patyku. Możesz teraz dać upust swojej złości, pogryźć go, podrapać, a nawet złamać. Po prostu wyżyj się na nim — zachęciła, pacając badyl łapą.
<Żar? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz