– Ale tylko ty znasz mój prawdziwy charakter, tylko nie chcesz się do tego przyznać. – miauknęła Jemiołowa Łapa, a Narcyz coraz bardziej nie wiedziała o czym ona gada. Najpierw jakieś dzikie zaprzyjaźnianie, teraz prawdziwe charaktery? Pająki jej zasnuły mózg, czy to może pszczoły tam zamieszkały?
– Ja? – z rudego pyska uniosło się o ton za głośne syknięcie. Wyprostowała się i zamruczała, by pozbyć się z głosu chrypki. – Tobie chyba się poprzewracało. O czym ty w ogóle gadasz?
– Prawdę. – odparła szylkretka.
– Nie rozumiem cię, ani o co ci chodzi. Po prostu mam własnych kolegów, takie to trudne do zrozumienia?
– Zawsze można mieć o jednego więcej.
– Ale...
– Ale jeśli nie chcesz, twoja strata. – zanim Narcyzowa Łapa zripostowała kotka odwróciła się do niej zadem. Zdziwiona nie mogła nawet tego ukryć. – Tylko się nie rozbecz. – rzuciła jej na odchodne, zabierając zdobycz ze sobą. Jej ogon zniknął gdzieś w legowisku uczniów. Narcyz w końcu mogła przestawać udawać uśmieszek. Idiotka. Walona idiotka. Myśli, że będzie żałować? Dlaczego miałaby w ogóle to robić? Jemiołowa Łapa miejscami była wręcz śmieszna.
Dojadła to, co zaczęła, oglądając sytuację w Klanie. Nic ciekawego, wykraczającego poza nudne anegdotki. Czyli jak zwykle.
***
Jemiole wymierzono w końcu sprawiedliwość. Przy ceremonii czuła oburzenie, że została wojowniczką pierwsza... Ale kiedy tylko jej ojciec wyrzekł nowe imię Jemioły ulga zawitała do jej czarnego serca. Na słońce, było przepiękne, by je wysłuchać. Jemiołowa Skóra. Tak, by zawsze pamiętała o jej mizernym zachowaniu, o tym jak głupia była. Że przenigdy nie będzie jak reszta, mimo pół-rudej sierści. Że każdy zapamięta czasy, kiedy była naga i słaba. Narcyzowej Łapie nie przestawały napływać do głowy najróżniejsze pomysły. Trzeba było to przeplotkować na wszystkie strony, tak by każdy zaczął z niej szydzić jeszcze bardziej. Popamięta ją, oj popamięta. Odpłaci się za wszystkie wbite w nią pazury tamtej nocy!
Ale musiała przywołać się do porządku. Była na łowieckim patrolu, nie w oborze. Wspomnienia wspomnieniami, ale Klan sam się nie nakarmi.
– Eugh... – zamruczał Tojadowa Łapa, jak ze znudzenia. – Te durne myszy zawsze uciekają!
– Może to po prostu ty się przyzwyczaiłeś do swoich śliskich ryb? – dorzuciła swoje trzy grosze Markowa Furia.
– A co sama niby złapałaś?
– Więcej niż ty!
– A jeże latają! Sama byś nie dogoniła zdechłego śledzia!
– Sam sapiesz jak pies, gdy tylko patrzysz na gnającd króliki!
– Nie potrzebujemy kłótni. – wcięła się kremowa kotka, łypiąc pomarańczowymi oczami raz na jedno, raz na drugie. – Lepiej faktycznie łapcie te martwe śledzie, bo Klan czeka na świeżą zwierzynę. Karmicielki i kociaki też muszą coś jeść, a mamy ich niemało, czyż nie?
– Oczywiście, Blady Zmierzchu. – rzuciła jak od niechcenia Narcyz i podeszła bliżej dawnego nocniaka. Wydawał się być nieprzyjemny, ale zawsze trzeba było conajmniej spróbować zrobić na nim dobre wrażenie. Nawet jeśli tego nie pokazywała, nie lubiła robić sobie otwartych wrogów, gdy nie było to konieczne. Lepiej jej się żyło, gdy większość myślała, że jest po prostu uprzejmą jednostką. Taką silną i bez skazy.
– Czego? – wymamrotał, wlepiając w nią poddenerwowane spojrzenie.
– Nic, chciałam się przywitać. – odparła ze spokojem. – Makowa Furia jest trochę kłótliwa, nie musisz się przejmować.
– Nie musisz mnie pocieszać jak durnego kociaka. – trzepnął ogonem. – Zostaw mnie w spokoju.
– Chciałam być po prostu miła. – odsunęła się od rudego dla jego oraz swojego komfortu. – Burzaki są fajne, musisz się tylko przystosować. Nazywam się...
– Fantastycznie, mam to pod ogonem. – cętkowany odszedł od patrolu, nie pozwalając kotce dokończyć zdania.
– ...Narcyzowa Łapa. Tylko się nie zgub! – Co za mysi bobek. Dziwoląg jakiś.
Sama zaczęła się intensywniej rozglądać za zwierzyną. Sprzeczki ją jednak spłoszyły. Eh.
– Trochę się oddalę. – mruknęła do kotek.
– Gdzie polazł Tojadowa Łapa, czy jak mu tam?
– Tam. – wskazała ogonem kierunek, w którym stopniowo oddalał się nocniak. Makowa Furia uśmiechnęła i również, zupełnie przypadkiem, wybrała to miejsce na polowanie.
– Chyba też nic tu po mnie. – zaśmiała się Blady Zmierzch i jak reszta rozdzieliła, idąc w inną stronę.
Narcyz nasłuchała. Co tam jej kiedyś gadała Tygrysia Smuga? Królik cię wyczuje, a mysz usłyszy? Czekaj, nie, na odwrót chyba. Klan Gwiazd wie. Nurzyła się w kępach trawy, szukając czegoś zdatnego do spożycia. Jak na razie wytropiła tylko małego, czarnego żuka. Trudno było to nazwać jedzeniem, więc nie przerywała poszukiwań. Do jej nozdrzy napłynął gorzki, nieznany jej wcześniej zapach, chociaż był znajomy.
– Na Klan Gwiazdy, przeklęte szczury! – usłyszała bolesne syknięcia Długich Rzęs. Tylko głupiec przeszedłby obok tego obojętnie. Zaczęła szukać kocura. Okazało się, że nie był sam — była z nim jego była uczennica. Nie uratowała go jednak przed niebezpieczeństwem, na przedniej łapie miał aż nienaturalnie czerwone ugryzienie. Szylkretka biła łapą przerośniętego gryzonia, odskakując, by nie zostać ranną. Czym prędzej pomogła jej. Uderzyła szczura od tyłu, gdy się tego nie spodziewał. Odwrócił się w jej stronę, Jemioła pacnęła go ponownie. Gdy próbował na nią skoczyć, Narcyzowa Łapa chwyciła go za kark i błyskawicznie go skręciła.
– Dzięki.
– Ot, nie masz za co. Taki nasz obowiązek. – uniosła dumnie pierś, jakby przecząc swej skromności w głosie. – To zwykły szkodnik.
– Okropne są. – Długie Rzęsy oblizywał ranę. Nie była wcale głęboką, ani nie leciała z niej krew. Mimo wszystko nawet niemedyczne oko mogło stwierdzić, że lepiej się z nią udać do uzdrowicieli.
– Wszystko dobrze? – spytała Jemiołowa Skóra.
– Usłyszeliśmy dziwne odgłosy... – przyszła do nich Makowa Furia, a naburmuszony Tojad za nią. Zaciekawiona i zaniepokojona Blady Zmierzch szła za nimi.
– Wszystko pod kontrolą, spokojnie. – odwróciła się, by uspokoić resztę patrolu. Odstawiła swoją zdobycz na bok. – Długie Rzęsy jest ranny, Jemiołowa Skóra nie. Przyszłam w idealnej chwili i złapałam szczura, akurat kiedy chciał ją zaatakować.
– Dobra robota, Narcyzowa Łapo. – miauknęła dumnie Blada podchodząc do niej i ocierając się o jej bok. – Wszystko w porządku?
– Poradzę sobie. – odpowiedział jej niebieski, siadając na ziemi. Podniósł obolałą łapę.
– Dwóch wojowników nie dało sobie rady z myszką? Pff. – parsknął Tojadowa Łapa.
– Kto kilka uderzeń serca temu spłoszył starego słowika, co? – odgryzła się mu Mak.
– Nie mówiłem o tobie!
Wsłuchując się w kolejne zgrzyty, posłała jedno spojrzenie Jemiole. Takie, które najprościej byłoby określić słowami "Jestem od ciebie lepsza". Dodała do niego szelmowski uśmiech. Czuła się wspaniale z myślą, że ktoś właśnie wypolerował jej złote ego. Jemioła nigdy nie mogła się tym pochwalić.
<Jemiołowa Skóro?>
[przyznano 5%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz