Bura kotka leżała na własnym legowisku, przesiąkniętym zapachem choroby. Wzrokiem odprowadzała Mleczowego Pyła, który otrzymał od niej nasiona maku. Szedł na drzemkę. Widziała, że był wyczerpany. Ugniotła stare łóżko. Już dawno powinna je wymienić, ale tym razem to ona była tą poszkodowaną. Bolał ją nos, szczypały palce. Odmroziła się nieprzyjemnie i powoli dochodziła do siebie. Starała się jednak pomagać najlepiej jak tylko mogła. Na przykład właśnie Mleczowi. Nie lubiła siedzieć i nic nie robić.
Zobaczyła kątem oka nieduże, jasne kocię, które zawitało do medyków. Biedaczka. Słowiczka, znajda, której matka zmarła przy porodzie. Miała ochotę ją przytulić. Nie miała nawet sześciu księżycy, a tyle przykrości.
– Coś się stało? – spytała troskliwie liliową kotkę. Na tle swojego rodzeństwa wyglądała, jakby była z nimi zupełnie niespokrewniona. Szczurek był burym, pulchnym kocurkiem. Dzik także bura, ale niesamowicie masywna. A Słowiczka? Ani jedno, ani drugie. Słyszała od Ośnieżonej Łąki, że czasami się zdarza, że kotka jest w ciąży z dwoma kocurami. Może to to? Albo była podrzucona matce?
Poczuła wstyd myśląc o tym. Przecież to nic nie zmienia. To tylko Klany mają swoje durne przesądy. Czy tata samotnik czy pozaklanowiec to coś złego? Wiele kotek nie zdradzało, kim byli ojcowie ich dzieci. Na przykład Irga, a ona była słodka i miła. Jej dzieci także. Przecież sama Papla nie znała tożsamości swojego ojca. A na pytanie matki było już za późno.
– Dlaczego masz na imię Paplająca Łapa? – usiadła na podłodze, rozglądając się po ścianach legowiska medyków. Uczennica natomiast speszyła się.
– To karne imię. Ale spokojnie, – zapewniła – nic mi nie jest. Głupie, dziecięce występki. – uśmiechnęła się sztucznie.
– Brzmi ekscentrycznie.
– Przyzwyczaiłam się.
– A co zrobiłaś?
– Kiedyś byłam troszkę głupkowatym kotem. Nie myślałam za dużo. – omijała temat, nie lubiła go. Nie chciała, by inni patrzyli na nią w ten sposób. Zwłaszcza kociak.
– Najlepiej jest najpierw myśleć, potem działać.
– To prawda. – zniżyła łeb, by być na wysokości Słowiczki. – Jesteś całkiem mądrym dzieciakiem.
Zanim ta zdążyła odpowiedzieć, do leża medyków z hukiem zawitała Dzik, niosąc w pysku tyle mchu ile tylko mogła. Położyła ośliniony materiał obok wejścia. Z czarną było coś nie tak. Gdy zawsze na nią patrzyła wiedziała, że kotka ma jakiś problem ze swoją szczęką. Wraz z medykami nie wiedzieli jednak jak jej pomóc. Na szczęście, dziwna budowa pyska nie przeszkadzała jej w życiu codziennym, a to było najważniejsze.
– Ooo, dziękuję ci. – miauknęła Paplająca Łapa. – Ale nie musiałaś.
– Chciałam pomóc. – bura podeszła do swojej siostry i usiadła, zaborczo owijając ją swoim ogonem. Miłość rodzeństwa była piękna. Pomyślała o niej i o jej braciach - Czarnym Strumieniu oraz Mysikróliczym Śladzie. Wciąż byli dla niej ważni. Mysikrólik był jej przyjacielem, jednym z nielicznych, który się od niej nie odwrócił. Czarny po prostu miał swój samotniczy charakter. Była jednak świadoma, że on ją kocha. Po prostu nie umie tego wyrazić. Ona czasami też nie potrafiła.
– I pomogłaś. Coś was tu sprowadza?
– Chciałyśmy zobaczyć, co u ciebie słychać. – miauknęła pogodnie Dzik.
– Rozumiem, to bardzo miłe.
– To bardzo miłe, jednak twoja choroba nie jest na tyle poważna, żeby nie pracować. – Wyłonił się Deszczowa Chmura z głębi leża. – Jeśli nie masz jednak siły, chętnie poduczę cię teorii.
– Poprosiłabym. – uśmiechnęła się w kierunku Słowiczki i Dzika. – Niestety, muszę was wyprosić. Bywajcie, maluchy.
– Lubisz kocięta, co? – miauknął Deszczowa Chmura, patrząc jak kotki wychodzą.
– Są urocze.
– Mam nadzieję, że nie będziesz chciała dla takich łamać kodeksu.
– Nie będę. Nie potrzebuję ich.
– Wiesz, jeszcze nie tak bardzo dawno była medyczka, która zlekceważyła tą zasadę. – mruknął do niej. Kotka zwróciła w jego stronę łeb, zaciekawiona. Owszem, słyszała plotki na ten temat, ale nigdy ich nie lubiła. Wszystko może się okazać niemiłymi kłamstwami, byle kogoś zniesławić.
– Kto?
– Fasolowa Łodyga.
– Słyszałam co nieco o niej.
– Była medyczką przede mną. Uczył ją Potrójny Krok, tak jak mnie. Wiesz kto to, prawda?
– Tak, pamiętam go. – kotka położyła się na legowisku wygodniej.
– Znalazła sobie partnera i miała z nim dwójkę kociąt. Przeklętych kociąt.
– Czy one zmarły?
– Żyją wciąż wśród nas. To Cisowa Kołysanka i Pokrzywowa Skóra.
Paplająca Łapa nigdy by się nie spodziewała że... To oni? Prawda prawdą, byli nazywani przeklętymi, ale myślała że to przez ich charaktery!
– ...Czy to dlatego są ślepi?
– Niewidomi. – poprawił ją rudy, a Papla z lekką irytacją ugryzła się w język. – Klan Gwiazd ich ukarał za występki matki. W tych czasach nie chcemy denerwować naszych przodków. Żadne kocięta nie zasługują na taką karę. Czasami jednak Klan Gwiazd potrafi wymierzyć sprawiedliwość w okropny sposób. – westchnął. – Dobrze, bo już się rozkręciłem. Wracajmy do ziół.
Cętkowana zmrużyła oczy. Klan Gwiazd był naprawdę dziwny.
Liście malin, patyki, nasiąknięty wodą mech. Stresowała się. Nigdy wcześniej nie odbierała niczyjego porodu! Na szczęście Bogowie okazali się być łaskawi. Jaka to była ulga dla Paplającej Łapy, że żadne przeraźliwe komplikacje o których słyszała nie nastąpiły. Jak na razie wszystkim zajmowała się Ośnieżona Łąka. Papla jedynie podawała jej potrzebne zioła, albo szybko po nie skakała. No cóż, do czasu.
– Chodź bliżej. Patrz, jest pierwszy. – szepnęła do niej płowa. Najpierw była główka jasnobrązowego kociaka. Widząc, jaki ból sprawia to srebrnej chciała pomóc, ale mentorka ją zatrzymała. Jak na razie wszystko szło zgodnie z planem.
I leżała tu dwójka kociąt. Oba nieprzypominające matki, jednak nie wnikała w to. Wygląd to wygląd.
– Dobra robota, Cis. – miauknęła Papla, przyglądając się noworodkom. – Kociaki, możecie wejść spowrotem. – ruchem ogona zaprosiła znajdy do środka. Mogły poznać swoich nowych lokatorów.
– Cześć. – powiedziała Słowiczka, ostrożnie stawiając kroki.
– Odrobinę ciszej. – szepnęła. – Ale witaj, malcu.
Zobaczyła kątem oka nieduże, jasne kocię, które zawitało do medyków. Biedaczka. Słowiczka, znajda, której matka zmarła przy porodzie. Miała ochotę ją przytulić. Nie miała nawet sześciu księżycy, a tyle przykrości.
– Coś się stało? – spytała troskliwie liliową kotkę. Na tle swojego rodzeństwa wyglądała, jakby była z nimi zupełnie niespokrewniona. Szczurek był burym, pulchnym kocurkiem. Dzik także bura, ale niesamowicie masywna. A Słowiczka? Ani jedno, ani drugie. Słyszała od Ośnieżonej Łąki, że czasami się zdarza, że kotka jest w ciąży z dwoma kocurami. Może to to? Albo była podrzucona matce?
Poczuła wstyd myśląc o tym. Przecież to nic nie zmienia. To tylko Klany mają swoje durne przesądy. Czy tata samotnik czy pozaklanowiec to coś złego? Wiele kotek nie zdradzało, kim byli ojcowie ich dzieci. Na przykład Irga, a ona była słodka i miła. Jej dzieci także. Przecież sama Papla nie znała tożsamości swojego ojca. A na pytanie matki było już za późno.
– Dlaczego masz na imię Paplająca Łapa? – usiadła na podłodze, rozglądając się po ścianach legowiska medyków. Uczennica natomiast speszyła się.
– To karne imię. Ale spokojnie, – zapewniła – nic mi nie jest. Głupie, dziecięce występki. – uśmiechnęła się sztucznie.
– Brzmi ekscentrycznie.
– Przyzwyczaiłam się.
– A co zrobiłaś?
– Kiedyś byłam troszkę głupkowatym kotem. Nie myślałam za dużo. – omijała temat, nie lubiła go. Nie chciała, by inni patrzyli na nią w ten sposób. Zwłaszcza kociak.
– Najlepiej jest najpierw myśleć, potem działać.
– To prawda. – zniżyła łeb, by być na wysokości Słowiczki. – Jesteś całkiem mądrym dzieciakiem.
Zanim ta zdążyła odpowiedzieć, do leża medyków z hukiem zawitała Dzik, niosąc w pysku tyle mchu ile tylko mogła. Położyła ośliniony materiał obok wejścia. Z czarną było coś nie tak. Gdy zawsze na nią patrzyła wiedziała, że kotka ma jakiś problem ze swoją szczęką. Wraz z medykami nie wiedzieli jednak jak jej pomóc. Na szczęście, dziwna budowa pyska nie przeszkadzała jej w życiu codziennym, a to było najważniejsze.
– Ooo, dziękuję ci. – miauknęła Paplająca Łapa. – Ale nie musiałaś.
– Chciałam pomóc. – bura podeszła do swojej siostry i usiadła, zaborczo owijając ją swoim ogonem. Miłość rodzeństwa była piękna. Pomyślała o niej i o jej braciach - Czarnym Strumieniu oraz Mysikróliczym Śladzie. Wciąż byli dla niej ważni. Mysikrólik był jej przyjacielem, jednym z nielicznych, który się od niej nie odwrócił. Czarny po prostu miał swój samotniczy charakter. Była jednak świadoma, że on ją kocha. Po prostu nie umie tego wyrazić. Ona czasami też nie potrafiła.
– I pomogłaś. Coś was tu sprowadza?
– Chciałyśmy zobaczyć, co u ciebie słychać. – miauknęła pogodnie Dzik.
– Rozumiem, to bardzo miłe.
– To bardzo miłe, jednak twoja choroba nie jest na tyle poważna, żeby nie pracować. – Wyłonił się Deszczowa Chmura z głębi leża. – Jeśli nie masz jednak siły, chętnie poduczę cię teorii.
– Poprosiłabym. – uśmiechnęła się w kierunku Słowiczki i Dzika. – Niestety, muszę was wyprosić. Bywajcie, maluchy.
– Lubisz kocięta, co? – miauknął Deszczowa Chmura, patrząc jak kotki wychodzą.
– Są urocze.
– Mam nadzieję, że nie będziesz chciała dla takich łamać kodeksu.
– Nie będę. Nie potrzebuję ich.
– Wiesz, jeszcze nie tak bardzo dawno była medyczka, która zlekceważyła tą zasadę. – mruknął do niej. Kotka zwróciła w jego stronę łeb, zaciekawiona. Owszem, słyszała plotki na ten temat, ale nigdy ich nie lubiła. Wszystko może się okazać niemiłymi kłamstwami, byle kogoś zniesławić.
– Kto?
– Fasolowa Łodyga.
– Słyszałam co nieco o niej.
– Była medyczką przede mną. Uczył ją Potrójny Krok, tak jak mnie. Wiesz kto to, prawda?
– Tak, pamiętam go. – kotka położyła się na legowisku wygodniej.
– Znalazła sobie partnera i miała z nim dwójkę kociąt. Przeklętych kociąt.
– Czy one zmarły?
– Żyją wciąż wśród nas. To Cisowa Kołysanka i Pokrzywowa Skóra.
Paplająca Łapa nigdy by się nie spodziewała że... To oni? Prawda prawdą, byli nazywani przeklętymi, ale myślała że to przez ich charaktery!
– ...Czy to dlatego są ślepi?
– Niewidomi. – poprawił ją rudy, a Papla z lekką irytacją ugryzła się w język. – Klan Gwiazd ich ukarał za występki matki. W tych czasach nie chcemy denerwować naszych przodków. Żadne kocięta nie zasługują na taką karę. Czasami jednak Klan Gwiazd potrafi wymierzyć sprawiedliwość w okropny sposób. – westchnął. – Dobrze, bo już się rozkręciłem. Wracajmy do ziół.
Cętkowana zmrużyła oczy. Klan Gwiazd był naprawdę dziwny.
***
Liście malin, patyki, nasiąknięty wodą mech. Stresowała się. Nigdy wcześniej nie odbierała niczyjego porodu! Na szczęście Bogowie okazali się być łaskawi. Jaka to była ulga dla Paplającej Łapy, że żadne przeraźliwe komplikacje o których słyszała nie nastąpiły. Jak na razie wszystkim zajmowała się Ośnieżona Łąka. Papla jedynie podawała jej potrzebne zioła, albo szybko po nie skakała. No cóż, do czasu.
– Chodź bliżej. Patrz, jest pierwszy. – szepnęła do niej płowa. Najpierw była główka jasnobrązowego kociaka. Widząc, jaki ból sprawia to srebrnej chciała pomóc, ale mentorka ją zatrzymała. Jak na razie wszystko szło zgodnie z planem.
I leżała tu dwójka kociąt. Oba nieprzypominające matki, jednak nie wnikała w to. Wygląd to wygląd.
– Dobra robota, Cis. – miauknęła Papla, przyglądając się noworodkom. – Kociaki, możecie wejść spowrotem. – ruchem ogona zaprosiła znajdy do środka. Mogły poznać swoich nowych lokatorów.
– Cześć. – powiedziała Słowiczka, ostrożnie stawiając kroki.
– Odrobinę ciszej. – szepnęła. – Ale witaj, malcu.
<Słowiczko?>
Wyleczeni: Mleczowy Pył
[przyznano 25%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz