Arlekinka chowała się za jakąś ziemistą górką w żłobku, obserwując dwie karmicielki i starsze od niej dzieci rudej kotki.
Kremowy kocur i liliowa szylkretka szeptali coś między sobą, po czym zachichotali i jedno z nich podeszło do rudej siostry. Żartobliwie skoczyło jej na plecy, a ta przestraszona krzyknęła.
Momentami zazdrościła im takiej wolności. Ich typu relacji. Kochali się z bratem, ale nigdy nie mieli okazji być głośno… ich kontakty wydawały jej się bliskie, choć trochę agresywne.
Ich karmicielka zaczęła ich strofować, i Nic położyła uszy, chowając się całkowicie, by nie zostać zauważoną.
Niespecjalnie jej się to udało, bo na niej spoczął wzrok innego obserwatora. Chuda, rudo-liliowa kotka zmrużyła oczy i zaczęła się podkradać do skulonej młodszej. Ta, nagle ugryziona w ucho, głośno pisnęła i zaczęła płakać. Przez chwilę bała się ruszyć, nawet otworzyć oczy, szczególnie, gdy głos rudej karmicielki zaczął rozbrzmiewać jej nad głową. Tylko leżała i się trzęsła. Po dłuższej chwili otworzyła lekko jedną powiekę i napotkała zirytowane spojrzenie kremowego arlekina. Jakby był zazdrosny że swoim piskiem zabrała uwagę z jego poprzedniego wyczynu. Ale to ta kotka ją ugryzła. To nie jej wina! Chyba… może jakoś ją sprowokowała? Nie chciała. Czy kocurek będzie chciał się teraz na niej mścić?
Skuliła się jeszcze bardziej, spod przymrużonych powiek szukając brata, by do niego uciec, jak tylko będzie mogła. Nie mogła go jednak stąd dostrzec. Przełknęła ślinę, wiedząc, że dorosła kotka zazwyczaj wychodzi po pewnym czasie na dłuższy moment, zostawiając tu swoje dzieci. Bała się, co może wtedy nastąpić.
<Lukrecja?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz