zgro
Pierwsze zgromadzenie Narcyzowej Łapy. Falująca Tafla mówił jej, że w czasie całego zgromadzenia nie odezwał się do nikogo, bo się bał. Narcyz nie czuła jednak skrępowania. Bardziej nie wiedziała do kogo podejść, widząc ten cały ogrom, masę kotów. Zauważyła swoją koleżankę Jemiołową Łapę, gadającą z jakimś staruchem. Wkradł się na jej mordkę uśmieszek. Nigdy za nią nie przepadała. To dobry pomysł, żeby jej odbić tego kota. Z resztą, po jego pysku nie wydawał się być zainteresowany rozmową.
– Witaj, nieznajomy. – miauknęła, podchodząc do pary. – I witaj Jemiołowa Łapo. Podrywasz kogoś?
– A ciebie może to nie interesować? – fuknęła na nią buro-ruda.
– Nie interesują mnie dzieciaki z Klanu Burzy. – burknął czarny van. – I cześć.
– Dlaczego?!
– Jak masz na imię? Z jakiego Klanu jesteś? – zapytała niebieskookiego.
– Nie gadaj z nim, to dziwadło.
Zaświerzbił ją język.
– Sama jesteś dziwadło, córka zdrajczyni. – zwróciła się potem do kocura – Rozpoczęła szkolenie wczoraj i jest trochę dziwna. Widzisz jak bredzi?
– A tu już jesteś po szkoleniu, co?!
Zignorowali kotkę.
– Jak widać, jestem wilczakiem. Mam na imię Mroczny Omen i tyle ci starczy. Zauważyłem, że jest dość nadpobudliwa. Dobrze pogadać z kimś spokojniejszym. Jak ci na imię?
– Jestem Narcyzowa Łapa. Dla ciebie... – zwróciła się tym razem w stronę Jemioły – Narcyzowy Kwiat, zastępczyni Klanu Burzy. A ty Ślepa Stopa.
– Ja, Jemioła, każe ci zamknąć pysk. Jestem przywódczynią!
– Ciekawe, czy Zajęcza Gwiazda popiera twoje zdanie. Pierwszy raz widzę tak młodą przywódczynię. Czemu nie ma cię na liderskiej skale? – miauknął Omen, a wąsy Narcyzu zadrgały z rozbawienia.
– Idź i przemów w imieniu Klanu, Jemiołowa Gwiazdo. Wszyscy czekają.
– Nie chce mi się. – szylkretka szła w zaparte.
– Zawsze myślałem że Klan Burzy jest spokojny. Ale skoro to córka zdrajcy, to co się dziwić?
– Tak, takie dziwactwa mamy na codzień.
Usłyszała westchnięcie koleżanki.
– To twój obowiązek, liderze. Musisz to zrobić. Każdy chce usłyszeć, co u nas się dzieje i jak nam się powodzi, prawda?
– Dobrze. – odpowiedziała jej opryskliwie kotka. Odwróciła się na pięcie i odeszła od reszty. Narcyzowa Łapa nigdy by się nie spodziewała, że Jemiołowa Łapa weźmie to na poważnie. Odprowadziła ją wzrokiem, czując jak narasta w niej podniecenie. Pierwsze zgromadzenie, a tu takie szumy!
– Patrz! – rzucił do niej smoliście czarny wojownik, również mając przy tym ubaw. W końcu znalazła jakieś fajne towarzystwo. Jedyną jego wadą była ta biała sierść, ale powiedzmy, że nawet nawet.
Obserwowanie, jak w tej grupie kotów łebek uczennicy znika i zaraz się pojawia na tle skały było lepszą atrakcją niż jakakolwiek inna zabawa. Powoli wskakiwała coraz wyżej, w co ruda nie wierzyła. Zabawa stała się lepsza gdy lider nocniaków, Niezapominajek przyuważył koteczkę. Widziała jak otwiera pysk, jednak nie usłyszała jego słów. Zauważyła jednak, jak w popłochu torbie spada na tyłek i czym prędzej zlewa się z tłumem w jedność. W tym czasie brzuch Narcyz pękał ze śmiechu, którego nie mogła opanować. I to jeszcze Jemioła do nich wróciła! Ile trzeba mieć komórek mózgowych by być tak głupim.
– Zostaw mnie. – syknęła do rudej.
– To możesz sobie iść, to się nie będziemy nabijać. – starała się zatrzymać chichot. – Jemiołowa Gwiazdo. – dodała prześmiewczo.
– Zostaw mnie! – bura się... rozpłakała. Miała wrażenie, że to jakiś kocioł. Najpierw odważna, potem przestraszona, agresywna i zaraz po tym rycząca. Widać geny zdrajcy. Sama nie wie czego chce, a jak coś zrobi to zrobi to źle. Kamienna Agonia też taka była, przynajmniej z tego co słyszała z licznych plotek.
– Być może uniknęłabyś tej sytuacji, jakbyś odpowiedziała temu liderowi. – mruknął Mroczny Omen. – Dlaczego płaczesz? Czy to nie to, czego chciałaś?
– Nie chciałam pani Jemiołowej Gwiazdy zasmucić! – miauknęła z taką dozą udawanego żalu i ironii, że robiło się niedobrze. Wciąż sporadycznie śmiała się prosto w zalany łzami pysk kotki.
Nie spodziewała się, że ta zaatakuje.
***
Odpis
– STUL PYSK!!! – wydarła się na nią Jemioła. Przecież ona tylko chciała z nią na spokojnie pogadać! Ah, ten plebs. Pół plebs. Nie plebs? Po tym jak na futrze Jemioły zostały tylko rude włoski nie była taka pewna. Poza tym kolor sierści nic nie zmieniał. Wciąż Jemiołowa Łapa była tym głupim, przeklęcie aroganckim bachorem. Nie zyskałaby w jej oczach, nawet jakby jej futro było intensywnie rude.
– Och, tak chcesz się bawić... Czy mam im powiedzieć, że mnie bijesz? – miauknęła z uśmiechem na pysku. Niespecjalnie widziało jej się zaczynać kłótnię. Zadrwić jednak z łysolca? Czysta przyjemność.
– Mów im co chcesz. I tak to nigdy nie będzie prawda.
– Założysz się? – oblizała pysk, patrząc w żółte ślepia swojego pierwszego wroga. Szybko, co nie? Osiem księżycy ledwie. Cóż, takie życie.
– Jak przegrasz, zostaniesz mysim bobkiem.
– Wchodzę w to. Cały Klan i tak już wie, co zrobiłaś na zgromadzeniu. Nie sądzisz, że szala zwycięstwa chyli się ku mojej stronie?
– Oni wszyscy nie są głupi na tyle, by wierzyć w twoje durne kłamstwa!
– Jesteś pewna? – zmrużyła oczy w zawadiackim uśmieszku. Poczuła znajomy zapach. W jej głowie zapaliła się lampka. – Babciu, ona mnie obraża!
Marchewkowy Grzbiet spojrzała się w jej stronę. Miała nadzieję, że ta zareaguje. Bądź co bądź, bicolorka nie była z nią blisko, nawet z nią za często nie rozmawiała. Gdy jednak rozpoznała w półnagiej szylkretce Jemiołową Łapę na jej pysk wkradł się gniew. Kilkoma susami pokonała odległość pomiędzy nią a terminatorkami.
– Odsuń się od Narcyzowej Łapy, mysi bobku! – ostre warknięcie uciekło z pyska Marchewki. Była szczęśliwa, że miała taką rodzinę. – Nie waż się jej choćby dotknąć!
Wytknęła język do Jemiołowej Łapy, odchodząc ze starszą wojowniczką. Jakie to było szczęście!
***
Nareszcie, po tych wszystkich księżycach, w końcu została na powrót uczniem. Widziała ten błysk w oku Tygrysiej Smugi. Wiedziała, że z kotką nauczy się tylu wspaniałych rzeczy, o których jeszcze nawet nie śniła. Wszystko byłoby lepsze, gdyby nie ta przeklęta Jemioła. W końcu będzie mogła się obronić przed takimi mysimi móżdżkami jak ona. Właśnie, skoro o niej mowa, a akurat siedziała i żarła jakąś zapyziałą sikorkę, to czemu nie zagadać?
– Witaj. – sama wzięła ze stosu zwierzynę. Nie zwróciła nawet uwagi co. Dopiero po smaku poznała nornika. Położyła się na mokrej ziemi, czując jak błoto przykleja się jej do brzucha. Brr! Jak ona się poświęca, i to dla takiej osoby. Niech zna jej łaskę.
– Nie masz lepszych rzeczy do roboty? – bura oderwała kęs ptaka.
– Akurat nie. A ty tak sobie tu siedzisz ładnie i się zastanawiam. Nie jest ci zimno w tą ogoloną skórę? – uśmiechnęła się niewinnie.
<Jemiołowa Łapo?>
[przyznano 20%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz