Pora
nagich drzew dobiegła końca. Śnieg stopniał, a na niebie wreszcie
pojawiło się słońce. On rana był radosny — było dosyć ciepło i
słonecznie. Może Plusk nie pozwalała im wychodzić przez chłód i tego
dnia się to zmieni?
— Mamo, możemy wyjść? Jest już ciepło! — zawołał.
— W-wiem, że jest ciepło, a-ale to nie o to chodzi... Nie możemy, p-przepraszam... — wydusiła z trudem.
— A o co chodzi? Czy naprawdę musimy uciekać, żeby stąd wyjść? To nienormalne — oburzył się kremowy. Sądził, że wreszcie wyjdą! To o co jej chodzi?
— Mamo, możemy wyjść? Jest już ciepło! — zawołał.
— W-wiem, że jest ciepło, a-ale to nie o to chodzi... Nie możemy, p-przepraszam... — wydusiła z trudem.
— A o co chodzi? Czy naprawdę musimy uciekać, żeby stąd wyjść? To nienormalne — oburzył się kremowy. Sądził, że wreszcie wyjdą! To o co jej chodzi?
— Poza żłobkiem jest niebezpiecznie — mruknęła niespokojnie.
— Nie jest — zaprzeczył. — Wyszedłem dwa razy i nic mi się nie stało.
— T-t-to dlatego, że w porę c-cię s-stamtąd zabrałam — sapnęła ruda.
— To bez sensu — syknął zdenerwowany.
— Właśnie, mamo, wyjdźmy wreszcie! — zawołał nowy głos.
Lukrecja odwrócił głowę w kierunku źródła dźwięku — była nim Miodunka. Tylko na to czekał. Plusk nie da się oprzeć dwójce słodkich kociaków!
— Dz-dz-dzieci, t-t-to nie jest d-dobry pomysł...
— Ale mamo! — zawołał dramatycznie.
— N-ni-
— Mamo! — zawyła liliowa.
— Dzieci, nie — zaprzeczyła z żalem Plusk. — Nie wyjdziemy.
Na pyszczek szylkretowej wpłynął żal i wyraźny smutek. Na jego pysku jednak malowała się złość. Dlaczego nie mogą wyjść? Ma dosyć kłamstw. Dosyć całego ukrywania. Ma prawo być wolny i chodzić gdzie mu się żywnie podoba.
Zwinął się w kłębek, a z jego pyska wydał się nieprzyjazny warkot. Zamknął oczy, starając się odpocząć od ograniczania.
— W-witaj Plusk.
Usłyszawszy inny, nieznany głos od razu się podniósł. Jego oczom ukazał się chudy szylkretowy kot. Na wszystkie kulki mchu świata — ktoś do nich przyszedł! Wreszcie działo się coś ciekawego!
Kot siedział przy leżącej Plusk. Musi go poznać!
W ogromnej prędkości pokonał odległość dzielącą go od nieznanego osobnika. Zaciekawiony, usiadł obok niego i uśmiechnął się, starając ukryć podekscytowanie.
— Cześć!
— Cz-cześć — miauknął szylkret.
— Jak masz na imię? — zapytał zaciekawiony.
— Nie jest — zaprzeczył. — Wyszedłem dwa razy i nic mi się nie stało.
— T-t-to dlatego, że w porę c-cię s-stamtąd zabrałam — sapnęła ruda.
— To bez sensu — syknął zdenerwowany.
— Właśnie, mamo, wyjdźmy wreszcie! — zawołał nowy głos.
Lukrecja odwrócił głowę w kierunku źródła dźwięku — była nim Miodunka. Tylko na to czekał. Plusk nie da się oprzeć dwójce słodkich kociaków!
— Dz-dz-dzieci, t-t-to nie jest d-dobry pomysł...
— Ale mamo! — zawołał dramatycznie.
— N-ni-
— Mamo! — zawyła liliowa.
— Dzieci, nie — zaprzeczyła z żalem Plusk. — Nie wyjdziemy.
Na pyszczek szylkretowej wpłynął żal i wyraźny smutek. Na jego pysku jednak malowała się złość. Dlaczego nie mogą wyjść? Ma dosyć kłamstw. Dosyć całego ukrywania. Ma prawo być wolny i chodzić gdzie mu się żywnie podoba.
Zwinął się w kłębek, a z jego pyska wydał się nieprzyjazny warkot. Zamknął oczy, starając się odpocząć od ograniczania.
— W-witaj Plusk.
Usłyszawszy inny, nieznany głos od razu się podniósł. Jego oczom ukazał się chudy szylkretowy kot. Na wszystkie kulki mchu świata — ktoś do nich przyszedł! Wreszcie działo się coś ciekawego!
Kot siedział przy leżącej Plusk. Musi go poznać!
W ogromnej prędkości pokonał odległość dzielącą go od nieznanego osobnika. Zaciekawiony, usiadł obok niego i uśmiechnął się, starając ukryć podekscytowanie.
— Cześć!
— Cz-cześć — miauknął szylkret.
— Jak masz na imię? — zapytał zaciekawiony.
— K-Kuklik — odpowiedział kocur.
— Ooo, ładne imię — stwierdził. — Ja jestem Lukrecja.
Kuklik pokiwał głową. Nie był zainteresowany rozmową, albo tylko na takiego wyglądał. Żałosne. Nie to nie. Trudno.
Przysłuchiwał się rozmowie mamy z Kuklikiem przez jakiś moment. Plusk miała później wyjść i dać zioła kocurowi. To będzie idealna okazja do wyjścia. Świetnie!
— Ooo, ładne imię — stwierdził. — Ja jestem Lukrecja.
Kuklik pokiwał głową. Nie był zainteresowany rozmową, albo tylko na takiego wyglądał. Żałosne. Nie to nie. Trudno.
Przysłuchiwał się rozmowie mamy z Kuklikiem przez jakiś moment. Plusk miała później wyjść i dać zioła kocurowi. To będzie idealna okazja do wyjścia. Świetnie!
***
Ruda zbierała się do wyjścia. Zgodnie z planem, powinien teraz pójść za nią.
— Mamo, czy mogę pójść z tobą? — zapytał, udając uroczego.
Plusk westchnęła i zaprzeczyła, kiwając głową na boki.
— Proszę — szlochał.
— L-Lukrecjo...
— Mamo, tak bardzo proszę — brzęczał, tuląc się do nogi medyczki.
— To nie jest bezpieczne, wybacz mi synku...
Udawanie wychodziło mu cudownie. Widać było, że zaraz się przełamie i pozwoli mu na pójście z nią. Że też nie robił tego wcześniej!
— Mamo, mi się nawet śniło, że tam jestem — miauknął. — Proszę!
— Mamo, czy mogę pójść z tobą? — zapytał, udając uroczego.
Plusk westchnęła i zaprzeczyła, kiwając głową na boki.
— Proszę — szlochał.
— L-Lukrecjo...
— Mamo, tak bardzo proszę — brzęczał, tuląc się do nogi medyczki.
— To nie jest bezpieczne, wybacz mi synku...
Udawanie wychodziło mu cudownie. Widać było, że zaraz się przełamie i pozwoli mu na pójście z nią. Że też nie robił tego wcześniej!
— Mamo, mi się nawet śniło, że tam jestem — miauknął. — Proszę!
Plusk nic nie odpowiedziała, usiadła i przyciągnęła do siebie kocura ogonem. Wbiła w niego swoje żółte ślipia i westchnęła.
— M-możesz tam ze mną pójść, a-ale b-błagam, trzymaj się b-bardzo blisko mnie, nigdzie sam nie idź.
Tak! Otrzymał to, czego chciał! Wyjdzie i nie zostanie zaraz z powrotem przywołany do żłobka. Marzenie Lukrecji zostało spełnione.
Szedł przy łapach mamy, nie chcąc zostać odprowadzony do kociarni. Tęsknie patrzył na każdy obiekt na horyzoncie. Tak bardzo chciał odkrywać obóz na własną łapę...
Gdy tylko weszli do legowiska, w którym mama składowała kwiatki, do jego nozdrzy wpadł intensywny, słodki zapach. Nie mówił o tym nikomu, nawet Miodunce, ale bardzo lubił tę woń.
Za moment, do legowiska przyszedł Kuklik. Kremowy był niezwykle ciekawy, czy nie chce rozmawiać, czy może tylko takiego zgrywa.
— Hej, Kukliku — miauknął, witając kocura.
wyleczeni: Kuklik
— M-możesz tam ze mną pójść, a-ale b-błagam, trzymaj się b-bardzo blisko mnie, nigdzie sam nie idź.
Tak! Otrzymał to, czego chciał! Wyjdzie i nie zostanie zaraz z powrotem przywołany do żłobka. Marzenie Lukrecji zostało spełnione.
Szedł przy łapach mamy, nie chcąc zostać odprowadzony do kociarni. Tęsknie patrzył na każdy obiekt na horyzoncie. Tak bardzo chciał odkrywać obóz na własną łapę...
Gdy tylko weszli do legowiska, w którym mama składowała kwiatki, do jego nozdrzy wpadł intensywny, słodki zapach. Nie mówił o tym nikomu, nawet Miodunce, ale bardzo lubił tę woń.
Za moment, do legowiska przyszedł Kuklik. Kremowy był niezwykle ciekawy, czy nie chce rozmawiać, czy może tylko takiego zgrywa.
— Hej, Kukliku — miauknął, witając kocura.
wyleczeni: Kuklik
< Kuklik? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz