Te słowa sprawiły, że czarny jak smoła pyszczek karmicielki skierował się w stronę nieba. Przerażało ją to. Kontaktowanie się z tymi, którzy od zawsze mieli być źli i okrutni. Którzy mieli być podłymi tyranami, żądnymi zemsty, władzy i zniszczenia. Taką ideę Mrocznej Puszczy wmawiano im od najmłodszego.
Przypomniała sobie słowa Wilczej Zamieci. Przypomniała sobie, jak mówiła o Konwaliowej Rzece.
Ale Zajęcza Gwiazda - ten prawdziwy Zajęcza Gwiazda, też tam tkwił. A nie był niczemu winien. To wszystko była wina Piaskowej Gwiazdy.
Drżący oddech wydobył się z jej gardła, gdy zamrugała kilka razy, czując jak łzy natarczywie próbują spłynąć po jej policzkach. Czy naprawdę tego chciała?
"Czy naprawdę miała wybór?"
Prawda była taka, że nie. Nie miała. Klan Gwiazdy się nie odzywał, liderzy nie otrzymywali żyć, a ona była tylko głupią, marną, żywą istotką, która była niczym przy potędze zaświatów. Jak miałaby pokonać kogoś, kto tak naprawdę nie żyje?
Musiała ten jeden raz przyznać Jastrzębiej Gwieździe rację.
Bała się go. Jego ciągłych intryg, zabaw, których zasady były niesprawiedliwe, a ona stanowiła tylko pionek w jego grze. Zaskoczyło ją to, co zrobił, to, że ją przytulił - swojego wroga, kogoś, z kim rywalizował i kim manipulował nieskończenie długo.
Zdawała sobie sprawę, do czego był zdolny i że pod każdą jego łzą, pod każdym jego uśmiechem, każdym jego wzrokiem pełnym współczucia - każdym uczuciem, które idealnie potrafił odwzorować - kryją się lisie zamiary. Znała go. A mimo to jego słowa przesiąknięte były taką aurą, że nie potrafiła tak po prostu go nie wysłuchać.
Naprawdę nie chciała tego robić.
Zajęcza Gwiazda też spoufalał się z Miejscem, Gdzie Brak Gwiazd. Teraz w jego ciele tkwi podła tyranka. To ogromne ryzyko. Zdawała sobie sprawę.
Z drugiej strony... Jastrzębia Gwiazda zdradził jej, że sam się z nimi spoufala. Nic mu nie było. To była wciąż ta sama osoba, ten sam kot, którego poznała księżyce temu. Nie siedział w nim żaden tyran. Nie był inny. Żadnych nowych blizn, żadnych oznak brutalnych kosztów spiskowania ze złymi duchami.
Westchnęła. To było tak trudne. Nigdy nie myślała, że przyjdzie jej podejmować takie tematy. Była przekonana, że umrze spokojnie, jako bezdzietna przywódczyni Klanu Burzy, spotka swoich rodziców tam, w gwiazdkach i będzie żyła szczęśliwie, tak, jak od zawsze chciała.
Ale to nie zostało jej dane. Nigdy.
— To chyba jedyne, co mogę zrobić. — odpowiedziała w końcu. Ból, jaki odbijał się z jej oczu pokazywał całą słabość, jaką czuła. Ale w tej chwili to nie było ważne. Całe jej skupienie było skierowane w stronę burego przywódcy.
— Mroczna Puszcza daje siłę. Nieśmiertelność. Coś, czego nie da ci Klan Gwiazdy, bez czego nie osiągniesz swoich celów. Dalej, Kamienna Agonio. Szansa stoi otworem.
Wbiła wzrok we własne łapy, jak gdyby to miało jej jakkolwiek w tej chwili pomóc. Czuła więcej, niż rozłam. Zdrowy rozsądek już dawno przestał z nią współpracować.
Była ponad to. Nie mogła pozwolić mu wsiąknąć do jej myśli. A jednak. Przychodziło mu to z łatwością.
— Z-zawsze, gdy cokolwiek mówisz, mam wrażenie, że masz rację. I-i zawsze próbuję odepchnąć od siebie te myśli. — miauknęła, spoglądając mu w oczy. — A-ale tym razem nie potrafię.
— Zrób więc to. A twój klan będzie bezpieczniejszym miejscem.— Oby było warto. — szepnęła do siebie samej.
Jednak długo nie mogła się tak okłamywać. Czuła panikę przedzierającą się przez wszystkie zakamarki jej ciała. Miała dużo wątpliwości, ale także dużo powodów, by uwierzyć w to, co mówi.
Potrząsnęła głową. Naprawdę mógł chcieć jej dobra? Po tym wszystkim?
Przecież była na skraju wyczerpania. Była tak słaba, bezbronna. Jednym ruchem kończyny mógłby się jej pozbyć. Czy nie tego właśnie chciał?
— Ale... Jak mam ci zaufać, skoro wciąż grasz ze mną w swoje gierki? — miauknęła. Każde słowo ledwo przechodziło jej przez gardło. — Kiedyś też ci tak zaufałam, a ty napuściłeś na mnie Wilczaków. Nic o tym nie mówiłeś. Nie tak brzmiała nasza umowa.
Wiedziała, że kocur równie dobrze mógł ją wtedy okłamać. Domyśliła się, gdy nie czuła za sobą ani woni patrolu Klanu Wilka, ani tupotu łap. Ale on był zdolny do wszystkiego. To ogromne ryzyko.
— Nadal to roztrząsasz? To było dawno temu.
Kolejny raz używał tych słów, które zawsze sprawiały, że nie wiedziała, co powinna odpowiedzieć. Za każdym razem, gdy chciała wyrwać się z tego bagna, on wciągał ją jeszcze głębiej.
— A teraz nagle się zmieniłeś? Wiem, jaki jesteś. Znam cię. Nie masz powodu, by mi pomagać. — serce biło jej coraz szybciej. Czuła, jakby rozrywała się na dwie nierówne części. Jedna chciała mu ufać, a druga uciec od jego słów.
— To czemu to robię?
Zamilkła na chwilę, oblizując nerwowo wargi. Chciała z tym walczyć, ale nie potrafiła. Nie potrafiła znaleźć logicznych argumentów, by poprzeć własne zdanie. Nie potrafiła patrzeć mu w oczy i odczytać jego prawdziwe intencje.
Nie potrafiła stwierdzić, kiedy był szczery, a kiedy odgrywał swoją rolę.
— M-mam to wiedzieć? Mógłbyś powiedzieć mi cokolwiek i wpoić mi jakiekolwiek kłamstwo, żebym tylko się ośmieszyła przed wszystkimi. Już i tak jestem znienawidzona przez wszystko, co żywe. Nie chcę umrzeć zapamiętana jako zdrajczyni i wariatka. — wydukała, a każde kolejne słowo sprawiało, że głos drżał jej coraz bardziej. Łzy ponownie zebrały się w piekących zielonych ślipiach.
Czy komukolwiek byłoby żal córki morderczyni, osaczonej oszczerstwami, plotkami, a teraz nawet oskarżeniem o zabicie rudych kociąt? Czy ktokolwiek płakałby nad jej grobem? Przyszedł na jej czuwanie?
Piaskowa Gwiazda dostała to co chciała. Świetnie. Zemściła się na rebeliantach. Niech odejdzie. Niech da spokój Zającowi i całemu Klanu Burzy.
Tak bardzo tęskniła za prawdziwym Zajęczą Gwiazdą. Tęskniła za szczęśliwym Glinianym Uchem, z którym bawiła się w kałuży porą opadających liści. Tęskniła za czasami, gdy poirytowana i rozbawiona spędzała czas z Jałowym Pyłem.
Dlaczego wszyscy tak nagle się zmienili? Szczypiorkowa Łodyga była nawet fajna jako kociak, dopóki nie została zepsuta przez swoją matkę i poglądy Piaskowej Gwiazdy.
Te rodziny nigdy się nie lubiły. Widziała, jak Miodowy Obłok patrzyła na jej młodszych braci. Nie dziwiło ją, że Króliczy Sus zamordowała.
Mama chciała dobrze. Nie zasługiwała na taką śmierć.
— Więc wolisz umrzeć słaba? — głos Jastrzębiej Gwiazdy rozdwoił się jak echo w jej uszach. — Toż to wstyd dla kogoś takiego jak ty. Mogłaś mieć władzę. Mogłaś być nową liderką Klanu Burzy. Zmienić ten klan.
Wzdrygnęła się.
"Mogłaś"
Zniszczyła swoją jedyną szansę.
— Tak. Mogłam. — powiedziała, łapiąc gwałtowne hausty powietrza. — I wszystko zmarnowałam. Bo tylko do tego się nadaję. Gratulacje, okazuje się, że wszystkie próby udowodnienia ci i wszystkim innym, że nadaję się na wojowniczkę Klanu Burzy nawet mimo swojej barwy futra okazały się porażką. Nie mam już czego szukać w klanie. Starzeję się i nie mam szans na powrócenie do starej pozycji. — miauknęła niemal na jednym tchu. Wtedy miała jeszcze szansę, mogła jeszcze zmienić tą dyskryminację, pozbyć się Piaskowej Gwiazdy. Teraz zastępczynią była Splątane Futro. Piaskowa Gwiazda wiedziała, jak się obstawić. Ona zginie - Splątane Futro weźmie po niej pałeczkę. Zostanie liderką i będzie kontynuować niechlubne rządy. Kto zostanie zastępcą? Pewnie Szczypior lub Żar. Wieczne błędne koło będzie trwało wiecznie i już nigdy nie zazna spokoju.
Ona też nie była dobrym kotem. Musiała to przyznać, nieważne jak bardzo chciała się tego pozbyć z głowy. Nie była lepsza od Piaskowej Gwiazdy. Czajkowa Łapa miała zupełną rację, stwierdzając, że wcale się od siebie nie różnią.
— Czyli wolisz się poddać? — kocur nie przestawał.
Zamilkła. Jej oczy uciekały przed jego spojrzeniem. Beznamiętny wzrok spoczął raz to na jej czarnych łapach, raz to na burych łapach lidera.
Nie chciała się poddawać. Naprawdę nie chciała. Chociaż to było tak trudne.
Czy było o co walczyć?
Czy staranie się naprawdę miało sens?
— A coś innego mi pozostało? — odparła drżącym głosem.
Gdyby nie była takim durnym mysim móżdżkiem, gdyby nie patrzyła na innych pod pryzmatem koloru futra, miałaby teraz sprzymierzeńców. Pokonanie zła na dobre byłoby łatwiejsze. Ale patrzenie na swoich oprawców jak na każdego kota... to było trudne. Przez tyle księżyców się nad nimi znęcali. Sprawiedliwość ich nie dosięgnęła. Nigdy.
A teraz tylko plugawe propozycje Jastrzębiej Gwiazdy miały szanse wypalić.
— Tak. To, co ci proponuję. Walkę.
Walkę.
— Walkę w pojedynkę przeciwko całemu klanowi. Może to prawda. Może Mroczna Puszcza da mi moc, jakiej potrzebuję. Skoro i tak trafię do Mrocznej Puszczy i będę tam gnić razem z tymi, których nienawidzę. A-ale nie jestem potworem. Nie chcę grać na nieczystych regułach jak ty.
Czuła się, jakby rozmawiała z wiatrem i kłóciła się ze samą sobą. Owszem, była potworem. Była zasranym potworem. Zamordowała. Poniżała innych.
Nie oczekiwała od nich wybaczenia. Zasługiwała na tą karę.
Ale w tym momencie jak nigdy potrzebowała wsparcia. Wsparcia, którego nigdy nie dostanie.
Nawet nie wiedziała, czy Słonecznikowa Łodyga wciąż był po jej stronie. Po tym, jak klanami wstrząsnęły oszczerstwa kierowane w jej stronę. Nie miała odwagi do niego przyjść i porozmawiać. Nie zasługiwał, by być kojarzony z kimś takim jak ona.
— Już i tak przelałaś krew. Sama mi to zdradziłaś. To może... zróbmy tak... Zdobądź to, co twoje, a będziesz mogła stoczyć ze mną walkę. Sam na sam.
Dreszcz przepłynął przez jej ciało.
Nie ufaj mu.
Ale mogłaby zrobić to, co chciała.
Mogłaby go zabić. Czy nie na to od zawsze czekała?
Czy chciała się zniżyć do takiego poziomu? Zamordować kolejny raz? Czy wybaczyłaby to sobie?
Mówił, że spoufala się z Miejscem, Gdzie Brak Gwiazd. Pojedynek mógł nie być równy.
Ale mogłaby już na zawsze się pozbyć jednego ze swoich największych wrogów.
Wstrzymała oddech.
— U-umowa... — zaczęła cicho. — Umowa stoi.
Może była głupia. Może nie powinna. Może jak wtedy chciał ją tylko oszukać i wykorzystać.
Ale jeśli nie miała już nic do stracenia, to, co chciała zobaczyć we własnej agonii, to przekonanie i świadomość, że wygrała tą zaciętą rywalizację i pokazała mu, że była warta więcej, niż mógł przypuszczać.
* * *
jeszcze za bycia karmicielką
Obie jej łapy nerwowo ugniatały mech, na którym leżała. Rozglądała się wokół, oddychając niespokojnie. Bała się rozmawiać z rodziną. Bała się usłyszeć od nich ich zawód, rozczarowanie. Co pomyśleliby sobie o niej rodzice, gdyby jeszcze żyli?
Wypuściła z ust drżący oddech. Za każdym razem, gdy patrzyła w wyjście z legowiska i widziała w nim fałszywego Zajęczą Gwiazdę, miała ochotę zapaść się pod ziemię.
Tylko ona i Wilcza Zamieć znały prawdę. Gdy Kamienna Agonia zdradzała Wilczej to, co powiedziała do niej Piaskowa Gwiazda, czuła, że naprawdę może kotce zaufać. Nie myliła się.
Siwa też dostąpiła tej niechwały, okrutnego nieszczęścia, jakim jest gwałt. Gwałt przez kogoś... nieżywego. Czarna przełknęła ślinę.
Niegdyś patrzyła na Zajęczą Łapę jak na irytującego ucznia, z którym patrole były katorgą. Później na Zajęczego Nosa jak partnera brata, którego mogłaby oberwać z sierści, gdyby tylko zranił mu serce. Później jak na przywódcę rebelii, z którym nie zawsze się zgadzała, ale była gotowa poczynić to samo, co jej matka. Zamordować. W następstwie patrzyła na Zajęczą Gwiazdę jak na przywódcę, który ufał jej, a ona go zawiodła. Potem jak na przywódcę, który skrzywdził ją. Zgwałcił. Porzucił jak zabawkę. Wykorzystał jej zaufanie. Ale od kiedy dowiedziała się, że w ciele Zajęczej Gwiazdy tkwi Piaskowa Gwiazda, przestała w ogóle patrzeć na niego tak, jak patrzyła wcześniej. Teraz, mimo tego znajomego białego futra, zielonych oczu, rysów pyska, był dla niej Piaskową Gwiazdą. Plugawą, okrutną tyranką, która podzieliła klan i zniszczyła równość.
"Już dawno posłałabym cię do Miejsca, Gdzie Brak Gwiazd."Czarna była święcie przekonana, że Piaskowa Gwiazda nie blefowała. Ona nigdy nie blefowała. Może w innym obrocie spraw teraz dusiłaby się tam z najgorszymi kotami w towarzystwie Zajęczej Gwiazdy.
Nie wiedziała, co bardziej ją przerażało. Że Zajęcza Gwiazda przeżywa ten koszmar, czy że słowa Piaskowej Gwiazdy były szczere.
Bo naprawdę chciałaby wierzyć, że to tylko głupi, nieśmieszny żart, a Zając zgrywa Piasek, bo tak mu się zachciało. Tyle, że tak nie było. Ona naprawdę siedziała w jego ciele i naprawdę przywracała dyskryminację.
Na zgromadzenia chodzą tylko rude koty. Dyskryminacja powoli wracała, a teraz zaistniała już na dobre. Zielonooka przypomniała sobie rozmowę z Wilczą Zamiecią, a potem z Jastrzębią Gwiazdą.
Musiała coś zrobić. Nawet, jeśli to będzie nieczyste. Nawet, jeśli będzie musiała się zniżyć do kontaktowania ze złymi kotami, tak, jak proponował jej Jastrzębia Gwiazda. A ona złożyła mu obietnicę. Była pewna, że będzie trzymał ją za słowo aż do jej przeklętej śmierci. On nie odpuszczał łatwo.
Nie chciała, by Piaskowa Gwiazda skrzywdziła kogoś więcej.
Dreszcz przeszedł po jej skórze, gdy przypomniała sobie jej słowa. Byłaby gotowa to zrobić.
Mogła usiłować trzymać to w tajemnicy, mogła udawać, że wszystko jest okej. Ale nie było.
Nie chciała stracić ostatnich kotów, które jej zostały.
Nie chciała stracić ich jak Króliczego Susu i Świerszczowego Skoku. Nie chciała, by Piaskowa Gwiazda dotrzymała swojej okropnej obietnicy. Nie miała prawa. Nie miała prawa być tak podła i brutalna. Nie miała prawa być w ciele Zajęczej Gwiazdy.
Zniszczyła to wszystko. Rozprzestrzeniła plotki.
Musiała ostrzec Gliniane Ucho.
Jeśli został jej ktoś, komu mogła zaufać i kto z pewnością by mu uwierzył, to był to Glina. Rodzony brat, który Zająca znał jak własny pazur. Wilcza Zamieć jej uwierzyła. On zrobi to tym bardziej. A nie mogła pozwolić, by tyranka się go pozbyła. Dopóki żył i oddychał, musiała wyznać mu prawdę. Coś, co powinna zrobić już dawno.
Podniosła się z legowiska. Wyszła, mrużąc oczy, gdy zastało ją jasne światło dnia. Rozejrzała się po obozie. Nienawidziła wychodzić ze swojego zaciszu, bo wiedziała, że spotka się z krzywymi spojrzeniami, plotkami i oszczerstwami.
— Nareszcie się pofatygowała, by ruszyć się choć na moment?
— Wolę, jak tkwi w legowisku. Przynajmniej mamy pewność, że nikogo nie skrzywdzi. Co najwyżej siebie.
Wbiła wzrok we własne łapy, starając się zignorować głosy, które dochodziły z każdej otaczającej ją strony. Chciała zobaczyć tylko jedno futro. Niebieskie, pręgowane klasycznie futro brata. Jednego z nielicznych kotów, które jeszcze ją kochały.
Odnalazła go przy legowisku wojowników, rozmawiającego z Kwiecistym Pocałunkiem. Ogon kotki drgał lekko. Dawna uczennica Jałowego Pyłu.
Kamienna Agonia odwróciła wzrok. Dopiero, gdy rozległy się kroki, niepewnie podeszła do swojego brata.
— Glina? Możemy porozmawiać? — miauknęła niepewnie.
Delikatny, zmartwiony wzrok kocura spoczął na niej. Czuła wstyd, że dopiero teraz zbierała się na dłuższą rozmowę z bratem. Nie chciała go obarczać tymi sprawami. Nie chciała go martwić, że Piaskowa Gwiazda opętała jego ukochanego. Ale nie miała wyjścia. Musiał wiedzieć.
Odkąd to wszystko... się stało, uśmiech na jego pyszczku nie był tak szczery i szeroki jak kiedyś. Różnił się od tego, który tak dobrze znała.
Dziwnie było jej rozmawiać z jakimkolwiek kotem po tak długim czasie milczenia. Rozmawiała tylko w małym gronie. Z tymi, którzy przychodzili do niej z własnej woli. A nie było ich dużo. Wiedziała, że Gliniane Ucho się martwił, ale unikała go jak ognia. Nie zasługiwał na te wszystkie nieszczęścia, jakie go spotkały.
— Oczywiście. — miauknął cicho. W jego oczach odbijał się blask. Ciężko było stwierdzić, czy to zaniepokojenie, zaskoczenie czy obie te rzeczy jednocześnie, a może coś zupełnie innego. Nie wiedziała. Wiedziała tylko, że go kochała. Bardzo go kochała.
— C-chodźmy... W jakieś ustronne miejsce. To ważne — szepnęła drżącym głosem. Ciężko było jej zachować spokój, gdy rozmawiała z bratem. Samo patrzenie na niego sprawiało, że czuła skurcz w żołądku. Przypominał jej rodziców. Jego blizna pozostawiona przez Piaskową Gwiazdę była jeszcze bardziej bolesna.
Kotka zaprowadziła brata w dobrze znany jej kącik obozu. Tam, gdzie spotykała się ze Splątanym Futrem i Jałową Łapą, teraz Jałowym Pyłem. Była młoda i głupia, pomagając im w śledztwie. Sądziła, że jeśli będzie biernie szukać mordercy, a pozostała dwójka dawać jej poszlaki, to zdoła odnaleźć kogoś, kto był za to odpowiedzialny i przyłączyć się do niego.
Tyle, że nie wiedziała, że tym mordercą była jej własna matka.
I nie wiedziała, że Splątane Futro będzie szybsza.
A potem, nim się obejrzała, Królik ginęła z łap Piaskowej Gwiazdy.
Westchnęła, gdy nadszedł już ten moment, gdy musiała ustać naprzeciw brata i poprowadzić trudny temat. Jak zareaguje, dowiadując się, że w jej ukochanym siedzi ktoś, kto tak zranił całą ich rodzinę? Wzięła głęboki wdech.
Byli sami. Tylko czarna królowa i niebieski wojownik. Patrzyła mu słabo w oczy. W tych zielonych ślipiach odbijało się skryte wołanie o pomoc. Odbijały się słowa "proszę, zaufaj mi. Proszę, uwierz mi. Nie odchodź. Nie zostawiaj mnie". Długo się na to zbierała. Wstrzymała oddech. Jej wzrok powędrował na jej czarne łapy.
— G-glina — powiedziała w końcu. Ciężko było jej wytrzymać. Poczuła łzy spływające jej z pyska. Poczuła cały smutek i bezradność rozrywającą ją na strzępy. — Zajęcza Gwiazda... Piaskowa Gwiazda...
— Spokojnie. — Gliniane Ucho pyskiem podniósł jej brodę. Była tak wdzięczna. Kochała go. Nie chciała, by ją zostawił. Nie chciała, by pomyślał, że oskarżała jego partnera o tak straszliwe rzeczy. Zamrugała dwukrotnie, nim ośmieliła się odpowiedzieć.
— Z-Zajęcza Gwiazda... To nie on. O-on... On jest w Ciemnym Lesie. W jego ciele jest Piaskowa Gwiazda. — imię tej tyranki ledwo przeszło jej przez krtań. Zamilkła na chwilę, by poszukać odpowiednich słów. — ja.. ona... Ta ciąża... To Piaskowa Gwiazda. To ona mnie wykorzystała. Gdy się wybudziłam, byłam w ciąży. Ona mi groziła. Nie chcę, by zrobiła ci krzywdę. Znowu — dodała, patrząc ze zmartwieniem na bliznę kocura.
Nie potrafiła się powstrzymać. Z jej oczu poleciały strumyczkami łzy, gdy patrzyła na pysk brata. Stres i żal zżerał ją od środka. Jej głos drżał, a każde kolejne uderzenie serca napawało paniką.
Gliniane Ucho chwilę wpatrywał się w jej oczy. Z jego piersi wyrwało się nerwowe parsknięcie, a na mordce pojawił się nerwowy uśmiech. Jednak tylko na moment. Kąciki jego ust drżały, pysk otwierał się i zamykał. Nie spuszczał wzroku z zielonych ślepi Kamiennej Agonii. Aż w końcu uciekł spojrzeniem w bok, pociągając nosem. Po jego policzku spłynęła pojedyncza łza, by zaraz popłynęły za nią kolejne. — Ktokolwiek... ktokolwiek teraz jest liderem Klanu Burzy, nie jest Zajęczą Gwiazdą. Nie jest moim Zajęczym Nosem, nie jest Zajączkiem... już dawno to wiedziałem. Ale nigdy nie myślałem, że... —zaciął się, biorąc głęboki wdech. — Że... to ona.
Objął kotkę z cichym szlochem. Karmicielka wtuliła się w jego futro, nawet nie próbując powstrzymać łez. Im dłużej płakał Glina, tym dłużej płakała ona. Widzenie jego bólu sprawiało jej jeszcze gorsze cierpienie.
— Przepraszam, Kamień. To... to wszystko moja wina. Powinienem był zareagować, jak tylko zobaczyłem, że jest coś nie tak. Powinienem był cię obronić. Ale bałem się. A teraz... boję się jeszcze bardziej. O ciebie, o Zająca, o wszystkich. Mój Zajączek w Ciemnym Lesie....? Ale jak...? Przecież... — kocur po chwili przestał panować nad powstrzymywaniem łez. Łkał, wyrzucając z siebie niezrozumiałe zlepki słów, próbując znaleźć sens w tym wszystkim. Gdy trochę się uspokoił, oderwał się od Kamień. Ostatni raz podciągnął nosem, po czym otarł wciąż spływające słone perełki z pyska. — Musimy go wydostać. Nie wiem jak, ale musimy coś zrobić. On... on będzie wiedział, co zrobić dalej, prawda? Bez niego, jak inaczej możemy się przeciwstawić Piasek? Musimy go wydostać z Ciemnego Lasu.
— Musimy. — odpowiedziała cicho, próbując uspokoić bicie serca. To było ciężkie, gdy biło tak szybko, jakby zamierzało wyrwać się z jej piersi. Odważyła się spojrzeć kocurowi w oczy, chociaż patrzenie na niego w ten sposób sprawiało jej ból. Nie chciała go zmartwiać. Ale okłamywanie go i milczenie na ten temat też nie było w porządku. Zasługiwał, by wiedzieć, co przydarzyło się jego partnerowi i kto tak naprawdę siedział w jego ciele. — Damy radę. Obiecuję. Jeszcze będzie dobrze. Wyciągniemy go z tego okropnego miejsca i... Piasek już więcej nie będzie go męczyć. Ani nas. Ani całego Klanu Burzy.
Szkoda tylko, że jedyny sposób, jaki był jej znajomy, był nieczysty. Pamiętała słowa Jastrzębiej Gwiazdy. Wciąż nie wiedziała, dlaczego jej pomagał. Ale to, co jej powiedział mogło być przydatne.
Nigdy się nie spodziewała, że kiedykolwiek będzie zmuszona myśleć o takich rzeczach. I nie chciała o nich myśleć, ale nie miała wyboru. Klan był przepełniony rudymi kotami. A z jakiego powodu rude koty miałyby się buntować przed czymś, co wychodzi dla nich na korzyść?
Gdyby Zajac tu był, wszystko byłoby prostsze. On wiedziałby co zrobić. To wszystko było dla niej tak obce. Brakowało jej starego Klanu Burzy. Gdyby nie ta jedna głupia decyzja, wszystko byłoby w porządku. Od początku wiedziała, że w planie Zajęczego Nosa coś śmierdziało. Od początku nie do końca mu ufała. I miała rację. Plan białego kocura wypalił, ale tylko po części. Teraz przypłacił temu utratą swojego ciała.
— I, proszę, nie obwiniaj się za to, co Piaskowa Gwiazda mi zrobiła — miauknęła po chwili ciszy, kładąc uszy. — Nie mogłeś tego przewidzieć. Ja też nie przewidziałam. Pewnie nawet gdybyś spróbował ją powstrzymać, tylko by cię skrzywdziła. Skoro zrobiła to raz, to zrobiłaby to i drugi. Ona... Wiesz, do czego jest zdolna. Już wystarczająco to udowodniła.
Mówiąc to, przełknęła ślinę. Łeb Muszego Lotu wywieszony na palu, Króliczy Sus przytargana siłą na środek obozu, okropna blizna na pysku jej brata, wszystkie te groźby, cała jej dyskryminacja. Była zdolna do wszystkiego.
Gliniane Ucho położył uszy, wtapiając wzrok w szare łapy.
— Powinienem był cię bardziej wesprzeć.
— Wsparłeś wystarczająco. — odpowiedziała kotka. Jej oczy wciąż były zaszklone. Ostatnią osobą, która mogłaby uważać, że jej nie pomogła, był Gliniane Ucho. Był wspaniałym bratem. — To ja powinnam cię przeprosić. Za wszystko. — sciszyła głos, zamykając lekko oczy. — Ja... C-chyba wiem, co możemy zrobić, żeby odzyskać Zająca. Damy radę. Tylko nie przejmuj się, proszę. Ona cię nie skrzywdzi, póki ja tu jestem.
— Była w stanie skrzywdzić wiele kotów. — westchnął. — Zając stał się inny, a potem... Splątane Futro stała się zastępczynią, ty w niewyjaśnionych okolicznościach zaszłaś w ciążę... N-na zgromadzenia szli tylko r-rudzi... Można było się tego domyśleć. Nie uwierzyłbym, że masz partnera. N-nigdy nie byłaś skora do związków. Nawet ty i Jałowy Pył teraz... Macie słabszy kontakt. Po tym, jak Marchewkowy Grzbiet zaczęła się mu narzucać.
— Powinnam była ci wyjaśnić, co się stało — westchnęła. — Przestałam się odzywać, zamknęłam się w kociarni i odizolowałam od świata. Myślałam, że wierzysz w te wszystkie plotki, że nienawidzisz mnie tak samo, jak inni. Bałam się, że pomyślisz, że oskarżam Zająca o tak okropne i plugawe rzeczy. Przepraszam.
— N-nie szkodzi. Naprawdę. Teraz wiem, co ci jest i... Cieszę się, że mi powiedziałaś. Chociaż świadomość, że ona go opętała... Ciężko jest się z tym pogodzić. Ale to prawda... Nie zmienimy tego, wiecznie się okłamując. Niestety.
— Wilcza Zamieć też wie. — miauknęła i skuliła się z automatu, bojąc się, że brat będzie na nią zły, że powiedziała to jej pierwszej, a nie jemu. On jednak tylko pokiwał słabo głową.
— Musi się martwić. Był jej bratem.
— Właściwie... Rozmawiałam z nią — odparła, nerwowo się uśmiechając. — Tak jakby... p-pocałowałyśmy się?
Jej ogon zadrgał ze stresu. To było naprawdę niesamowite. Na chwilę zapomniała o wszystkich problemach. Wtulanie się w jej sierść, pocałunek, ciepło bijące z jej ciała i bicie serca, to wszystko było tak... dziwne i tak niespotykane dotąd wcześniej. Pierwszy raz czuła coś takiego. Za każdym razem, gdy słyszała imię "Wilcza Zamieć" , przypominały się jej wszystkie wzloty i upadki tej dziwacznej relacji. Każda kłótnia, każda wspólna chwila spędzona razem.
Nawet moment, gdy włos dzielił ją od śmierci. Ale Wilcza mimo tego wszystkiego, co zielonooka jej zgotowała, pomogła jej. Wyciągnęła do niej łapę. Uratowała ją.
Wyrzuty sumienia zalały karmicielkę. Wciąż się nie odwdzięczyła.
Gliniane Ucho w odpowiedzi uśmiechnął się słabo, kładąc swoją łapę na jej łapie.
— Zajączek pomógł mi przetrwać czasy Piaskowej Gwiady. Może Wilcza tak samo pomoże tobie? Albo ty jej?
Czarna spuściła wzrok.
— Jestem jej coś winna.
— W takim razie spraw, by poczuła się naprawdę szczęśliwa. Wynagrodź jej to, cokolwiek zrobiłaś.
Kamień powoli zbliżyła się do Glinianego Ucha i oparła głowę na jego ramieniu.
— Kocham cię.
— Ja ciebie też. — odparł cicho. — Nie milknij już więcej. We mnie masz zawsze wsparcie. Jesteś moją siostrą i kocham cię, nawet, jeśli nie zawsze umiemy się dogadać.
Łzy zakręciły jej się w oczach. Nie chciała opuszczać brata. Tak strasznie go kochała.
* * *
Wojna.
Kotka nie chciała iść na pole bitwy. Nie czuła się na siłach. I nie chciała pomagać Piaskowej Gwieździe w czymkolwiek. Nie chciała służyć jako pionek w jej niekończącej się rozgrywce.
Stres nie opuszczał jej przez cały dzień, odkąd zobaczyła, że wraz z innymi wojownikami na bitwę szła Niebiański Kwiat. Ukochana ciocia. Jedna z nielicznych kotów, które jej pozostały. Najbliższa rodzina. Ona i Gliniane Ucho jej nie nienawidzili.
— Powodzenia — wychrypiała do ciotki, gdy ta przygotowywała się na wyjście razem z innymi.
Delikatne spojrzenie obmierzyło ją prawdziwą matczyną troską. Ona była jak Króliczy Sus. Kiedy matka umarła, to Niebo zajęła tę rolę. Ale od kiedy to się stało, odcięła się od niej, tak jak od wszystkich innych. Nie wiedziała, czy zdoła to naprawić.
— Dziękuję, Kamień. — odparła cicho. — Kocham cię, wiesz o tym.
Spuściła wzrok.
— Wiem.
Tylko, że Niebiański Kwiat już nigdy nie wróciła. Nie taka, jaką czarna znała. Wpatrywała się zaniepokojona w trupy noszone przez wojowników. Polegli. Wśród nich tkwiła jej ciocia. Martwa, z oczami zastygniętymi w nieznanym jej uczuciu.
Niedaleko na ziemi położono ciało jej brata. Ostrzeniowy Połysk.
Nigdy nie nawiązała z nim głębszej relacji. Został zniszczony przez Pszczeli Pyłek, uważał się za gorszego i gardził innymi nierudymi.
Wtopiła pysk w futro Niebiańskiego Kwiatu. Dźwięki otoczenia stawały się przytłumione. Ledwo co odbierała bodźce. Rozluźniła się tylko, gdy poczuła przy sobie futro i ciepły oddech Gliny. Czuła się pewniej, gdy wiedziała, że może mu zaufać. Że nie jest na nią zły.
Łzy ciekły z niej strumykami, mocząc liliową sierść cioci. Czuwała nad jej ciałem tak długo, aż księżyc zaczął niknąć, ustępując słońcu.
* * *
Kolejne zgromadzenie minęło jej jak sen. Znów na nie nie poszła, podobnie jak dwójka jej kociąt, chociaż były w odpowiednim wieku. Oczywiście dlatego, że były nierude.
Westchnęła zmęczona dźwiganiem na swoich ramionach ciężarów, które nigdy jej się nawet nie śniły. Zdziwiła się, słysząc wołanie Piaskowej Gwiazdy. Zebranie klanu.
Ruszyła razem z innymi. Usiadła obok Gliny, oplatając ogon wokół łap. Nerwowo błądziła wzrokiem wokoło, bojąc się spojrzeć w oczy Piaskowej Gwieździe. To było straszne. Czy oni wszyscy naprawdę widzieli w niej Zająca? Tego samego miłego kocura?
Brat zauważył jej niespokojne zachowanie i tylko zbliżył się do niej. Wstrzymała oddech. On też się jej bał. Nie była w tym sama.
Jednak sam jej widok sprawiał, że wpadała w panikę. Nie wiedziała, czy byłaby w stanie spojrzeć już kiedykolwiek tak samo na Zajęczą Gwiazdę, nawet, gdyby wrócił do swojego ciała. Traumatyczna sytuacja w kociarni uświadomiła jej, że granie w gierki z Piasek to nie przelewki, a liderka potrafiła dotrzymać złożonych obietnic. Bała się, że to zebranie nie przyniesie nic dobrego. Po co miałaby zwoływać klan? Akurat po zgromadzeniu? Czyżby coś się tam stało? Znowu?
— Klanie Burzy! Na ostatnim zgromadzeniu, oprócz dwóch uczennic, z którymi policzę się później, pojawił się jeszcze jeden kot, który nie powinien tam być. Wojownik, młody, niedawno otrzymał ucznia. I to jak specjalnego. Jedno z moich kociąt. Sowią Łapę. Więc jakże wielkim rozczarowaniem było jego zachowanie podczas tej nocy.Spodziewała się wszystkiego, ale nie tego, że zebranie miało dotyczyć Zwęglonego Futra. Jej pazury nerwowo utkwiły w ziemi. "Jedno z moich kociąt. Sowią Łapę".
Udawała, że jej zależy. Że wcale nie gardzi nią ze względu na kolor futra. Udawała, że ją kocha i że wszystkie te kocięta powstały z ich relacji.
Zmrużyła oczy. Milczała, chociaż jej każda część kazała jej wstanąć i powiedzieć, że Piasek ma w dupie swoje dzieci, a przynajmniej te nierude. Dreszcze obiegały każdy cal jej ciała. Nienawidziła tego, jak bezsilna była, jak mały wywierała wpływ na otoczenia.
— Zwęglony Kamień zafarbował swoje futro na rudo z nadzieją, że go nie zauważę w tłumie.
Czarna wymieniła z bratem krótkie spojrzenia. Nic dziwnego, że to zrobił. Drwiące spojrzenia dobijały i ją, chociaż kierowane były nie w jej stronę, a jego. Ośmieszyła jej mentora. Ośmieszyła Zwęglone Futro. Miała czelność go karać, gdy księżyce temu spłonął na jej zgromadzeniu. Ale przecież nie było jej żal poświęcić nierudych kotów, prawda? Ich los był przesądzony od zawsze. Byli tylko mięsem armatnim. Tak właśnie zginęła jej ciocia. Jako mięso armatnie.
Jej wzrok błądził po jej łapach. Wszystko, by nie musieć patrzyć w oczy kogoś, kto ją tak skrzywdził. Kto krzywdził ją i jej bliskich przez księżyce i wciąż to robi.
— A jednak. Zwęglony Kamieniu, po raz kolejny nie uszanowałeś mojego zakazu. Po raz kolejny złamałeś kodeks wojownika. I oczekiwałeś, że wymigasz się bez kary?
Wzrok Piaskowej Gwiazdy powędrował w kierunku Zwęglonego Futra. Jej mentora. Kogoś tak bliskiego. Czarna nie mogła tego słuchać. Gniotła nerwowo ziemię łapami. Ona była zdolna do wszystkiego. Nie chciała, żeby go skrzywdziła. Nie znowu.
— Jednak w tych trudnych czasach potrzebujemy młodych wojowników. Nie cofnę cię więc do rangi ucznia czy kociaka. Jednak nie możemy pozwolić, by twoje geny - tchórza i nieposłusznego pajaca, rozprzestrzeniły się po Klanie Burzy. — miauknął biały przywódca. — Jako karę za kolejne nieposłuszeństwa i przestroga dla innych, zostaniesz wykastrowany, a twoją karę wykona Kamienna Agonia.Gdy usłyszała swoje imię, jej źrenice zmniejszyły się do rozmiarów ziarnka maku. Wykastrować?
Jej łapy coraz mocniej wbijały się w ziemię. Miała go w y k a s t r o w a ć?
Ona?
Po tym wszystkim, co mentor dla niej zrobił?
Czuła, jak spojrzenia różnych kotów kierują się w jej stronę, jakby byli przekonani, że zaraz wyjdzie i odszarpie swojemu własnemu uczniowi i mentorowi narządy płciowe.
Jeśli Piaskowa Gwiazda sądziła, że kotka była gotowa zrobić coś takiego, to jej nie znała.
Spojrzała białemu kocurowi prosto w oczy.
— Nie. Nie zrobię mu tego. To bestialskie traktowanie i zbyt okrutna kara na to, co zrobił. Żaden kot na to nie zasługuje! — miauknęła, mrużąc oczy. Dość. Ta zasrana tyranka nie miała prawa ranić jej mentora. A ona nie miała zamiaru jej w tym pomagać. Poczuła, jak Gliniane Ucho u jej boku kładzie uszy po sobie. W innych okolicznościach za ten sprzeciw mogłaby pewnie przypłacić głową, znając Piasek i jej chore zapędy, ale w tej chwili miała to w dupie. Jedyne, co chciała, to bezpieczeństwo. Dla rodziny, dla mentora, dla nierudych - a nawet tych rudych, którzy nie popierają dyskryminacji - kotów. — Kamienna Agonio, moja droga — czarna skrzywiła się, słysząc to przesłodzone wyrażenie. Zupełnie tak, jakby Piaskowa Gwiazda nigdy jej nie skrzywdziła. Obrzydliwe. Zgrywała, że coś, cokolwiek, ich łączyło, bo przecież plotki same się rozniosą i nie potwierdzą, prawda? Nie miała prawa zwracać się do niej w ten sposób, ani do nikogo innego. — nie mogę pozwolić, by takie geny zaszkodziły mojemu klanowi. Wiem, że się martwisz, ale tak będzie lepiej. Jeśli puszczę go bez kary, kto wie co dalej zrobi. Może kiedyś zacząć stanowić zagrożenie, nie tylko dla innych, ale także dla siebie. W ten sposób się uspokoi.
Wypuściła powietrze. Przeklęta Piaskowa Gwiazda. Mogła udawać, że chodziło jej o dobro klanu, ale tak naprawdę była tylko bezduszną, okrutną tyranką. Nie chciała dobrze ani dla nich, ani dla Zwęglonego Futra. Robiła z siebie ofiarę. Tego dobrego kota z dobrymi intencjami.
— Ale jeśli tego nie rozumiesz... Szczypiorkowa Łodygo — kocur posłał wymowne spojrzenie wojowniczce. Czarna zesztywniała.
— Nie! — jej głos zaniknął wśród klanowego tłumu. Nikt nie miał nic przeciwko, nikt jej nie posłuchał, nikt nie podniósł głosu, nie wystąpił, nie powiedział, że to bestialska kara. Jej wzrok wędrował między kotami i zatrzymał się na Piaskowej Gwieździe, której kąciki ust rozszerzyły się w ledwie zauważalnym uśmiechu. Skinęła głową Szczypiorkowej Łodydze.
— Oczywiście, Zajęcza Gwiazdo. — odparła kotka i skierowała wzrok na Zwęglony Kamień.
Kamienna Agonia odwróciła wzrok. Nie chciała na to patrzeć. Nie chciała patrzeć, jak ktoś krzywdzi jej bliskiego. Wciąż miała przed oczami podły uśmieszek Piaskowej Gwiazdy. Gdyby wiedziała, że Szczypiorkowa Łodyga miała dokonać tego za nią, zgodziłaby się.
Upokorzony. Skrzywdzony. Przez jego własną córkę.
Wbiła pazury w grunt, wydając z siebie cichy charkot. Po tym wszystkim. Wciąż miała czelność traktować w ten sposób nierudych.
Odchodziła od skały, nim wymieniła parę zdań z Glinianym Uchem. Potrzebowała czasu dla siebie. Jej łapy namiętnie wbijały się w grunt. Była wściekła. Piaskowa Gwiazda myślała, że mogła sobie tak dowolnie pogrywać? Bawić się jej uczuciami i uczuciami innych kotów, które krzywdziła cały czas?
Wybałuszyła oczy, gdy przed nią ustał Zwęglony Kamień. Kotka wbiła w niego spojrzenie, już otwierała pysk, by przeprosić, że nie zdołała powstrzymać lidera, jednak on zaczął szybciej.
— Kim jest mój ojciec?
Wojowniczka zastygła. Nie spodziewała się takiego pytania. Myślała, że kocur był przekonany, że to Zajęcza Gwiazda. W końcu Piaskowa Gwiazda wmówiła to wszystkim.
Pokręciła głową. Nie mogła powiedzieć mu prawdy. Wilcza Zamieć powinna to zrobić sama. Nie chciała im tego ujawniać bez jej wiedzy.
— Nie...
Lecz nim zdążyła ułożyć logiczne zdanie, czarny kocur przerwał jej.
— To Lisia Gwiazda, prawda?
Kamienna Agonia wysuwała i wsuwała pazury. Skąd wiedział? Kto mu to zdradził?
Nie powinien wiedzieć. Nie powinien być obciążony tym ciężarem.
Ale skoro już i tak wiedział, czy powinna go okłamywać? Czy miała inny wybór, niż powiedzieć mu prawdę?
— Tak. To on — miauknęła po chwili milczenia, spoglądając mu prosto w oczy. — Wilcza... nie chciała wam tego zdradzać, ale jeśli wiesz... Tak, Zwęglone Futro, Lisia Gwiazda to twój ojciec.
— Tak. To on — miauknęła po chwili milczenia, spoglądając mu prosto w oczy. — Wilcza... nie chciała wam tego zdradzać, ale jeśli wiesz... Tak, Zwęglone Futro, Lisia Gwiazda to twój ojciec.
* * *
Jej ogon drgał niespokojnie, a oczy błądziły w każdą możliwą stronę. Myślami wciąż trwała na brutalnym zebraniu klanu. Na brutalnej karze wymierzonej na jej mentorze. Wysunęła pazury i przejechała nimi po zabłoconym gruncie. Brudny śnieg zmoczył jej łapy.
Nienawidziła Piaskowej Gwiazdy. Nienawidziła wszystkiego, co uczyniła ta tyranka, nienawidziła każdy cal jej ciała i jej osobowości.
Jak mogła kolejny raz skrzywdzić Zwęglone Futro? Jak mogła nie mieć ż a d n y c h wyrzutów sumienia, rozkazując najpierw jej, a potem Szczypiorkowej Łodydze wykastrować kocura?
Kotka prychnęła, wbijając wzrok w swoje łapy.
Naprawdę to ją śmieszyło? Że pozwoliła Szczypior go skrzywdzić zamiast niej?
Jeśli miała wybierać, między sobą a Szczypiorek, wybrałaby siebie. Piaskowa Gwiazda nie mówiła, że zamierza to zrobić. Oczywiście.
Życzyła jej wszystkiego, co najgorsze. Niech spłonie w zasranych ogniach Mrocznej Puszczy. Zasługiwała na to. Zajęcza Gwiazda w przeciwieństwie do niej nie zasłużył na gnicie w Miejscu, Gdzie Brak Gwiazd. To ona powinna tam być, nie on.
To ona była winna całemu temu cierpieniu. Gdyby nie ona wszystko byłoby dobrze. Każdy byłby zupełnie innym kotem. Żar nie byłby oddanym, zaciekłym rasistą, Pszczeli Pyłek nie musiałaby umierać spod jej łap, Wiewiór i Drżący może wciąż byliby w klanie, nie doszłoby do żadnych morderstw i spisków, a ostatecznie, Zajęcza Gwiazda byłby tutaj teraz z nimi, nieważne, czy jako lider, czy jako wojownik żyjący spokojnie i nie przejmujący się żadną rebelią. To wszystko było winą Piaskowej Gwiazdy.
Dlaczego Chaber spośród wszystkich kotów wybrała akurat JĄ?
Czy naprawdę nie było lepszego kandydaty na zastępcę?
Każdy byłby lepszy od niej. Każdy.
Miała cholernie dość siedzenia na dupie i czekania na cud. Bo on się nigdy nie wydarzy, jeśli będzie na to patrzyła i kuliła się z strachu.
Podniosła się i wyszła z obozu. Łapy same kierowały ją w dobrze znane jej miejsce.
Jastrząb współpracował z liderką w czasie wojny. Jednak nie budziło w niej to żadnych wątpliwości - nie wiedział, z kim się spoufala. Że to nie Zajęcza Gwiazda. Przynajmniej nie ten prawdziwy.
A coś by się zmieniło, gdyby wiedział? Pewnie nie. Znała go już na tyle dobrze, by wiedzieć, że niemal wszystko robił dla korzyści.
Ale miał wiedzę, która mogła jej pomóc.
Ujrzała go przechadzającego się wzdłuż granic. Teraz mieli większe tereny. I Klan Wilka, I Klan Burzy dostał swoje. Nie zamierzała owijać w bawełnę. Chciała go zobaczyć, dowiedzieć się więcej. Nawet, jeśli to było ryzykowne. On mógł jej pomóc. I... To było głupie, ale naprawdę złożyła mu obietnicę. Chciała jej dotrzymać. Chciała pozbyć się go własnymi łapami.
— Miałeś rację — powiedziała twardo. Pierwszy raz od dawna tak podniosła głos. Ale wcale nie żałowała. Ryczenie nikomu nie pomoże. Zrobiła gówno, więc musiała je posprzątać. Niezależnie, czy ktokolwiek zamierza jej wybaczyć, czy nie. Skoro już i tak jedną łapą tkwiła w Mrocznej Puszczy... Czy coś ją powstrzymywało? Może te zagrania nie były czyste, ale były jedynym wyjściem.
Widziała na jego pysku znajomy uśmiech. Jak bardzo musiała usatysfakcjonować go wieść, że rozważyła rozmowę z nim i ostatecznie zamierzała dotrzymać swojego słowa?
Może jeszcze nie odważyła się tego zrobić - myśl zbliżenia się do plugawych złych duchów była przerażająca. Ale i tak było za późno, by się wycofać. On nie miał w zwyczaju blefować. Zresztą, tak samo jak Piaskowa Gwiazda.
Był potworem, prawda. Wciąż ciężko było jej uwierzyć, że zdradził jej takie rzeczy. Że naprawdę wskazał jej drogę. Jednak nie potrafiła po prostu odejść. Zwłaszcza po tym wszystkim, co zrobiła Piaskowa Gwiazda. Uciekanie od problemów wcale nie sprawi, że znikną. A kotka nie miała zamiaru ani chwili dłużej pokazywać Piaskowej Gwieździe, że udało jej się ją złamać. Nie. Nie udało. Nigdy by jej się to nie udało. Ani nikomu innemu. Nie bez powodu otrzymała swoje imię. Rodzice nie mylili się, nazywając ją w ten sposób. Była cholerną imitacją prawdziwej przywódczyni. Zniszczyła Klan Burzy. Nie zasługiwała na życie. Na nic nie zasługiwała. Powinna była zdechnąć raz a dobrze z łap Zajęczego Nosa. Nawet jej zwłoki nie zasługiwały na pochówek.
Dreszcz przeszedł po jej skórze.
Nie wiedziała, czy powinna tak myśleć. Ale nienawiść brała górę w chwili, gdy Piasek poraz kolejny skrzywdziła kogoś... Kogoś tak jej bliskiego. Dla czarnej to było więcej niż niezrozumiałe, jak można było być tak okrutnym. Tak podłym. Cieszyć się, mając świadomość, że zniszczyło się czyjeś życie.
Miała dość kłamstw, a jednocześnie nie mogła się bronić. Bo kto jest bardziej wiarygodny? Sam przywódca, czy dawna zastępczyni owiana złą sławą?
Jastrząb miał rację, czy tego chciała, czy nie. Na myśl o jego słowach przechodził ją zimny dreszcz, ale zrobiłaby wszystko. Wszystko, żeby Piaskowa Gwiazda w końcu upadła i rozwaliła sobie swój głupi łeb. Tym razem permamentnie.
Jak uparta musiała być tyranka, by nie pogodzić się ze swoją śmiercią i wykorzystać błąd Zajęczej Gwiazdy?
"Więc wolisz umrzeć słaba?"
"Mogłaś mieć władzę".
— Miałeś rację. Nie mam zamiaru już ani chwili dłużej siedzieć na dupie i pozwalać, by wszyscy bezkarnie ze mnie drwili. — warknęła. Jej mięśnie się napinały, a łapy kurczowo trzymały ziemi. Oni wszyscy byli ślepi. Wszyscy się mylili. Nikt nie miał racji. Piaskowa Gwiazda sprowadzi ich na dno, sprowadzi na porażkę cały Klan Burzy. Zniszczy go tak, jak zniszczyła wcześniej. Mogli uznawać ją za wariatkę, ale ona wiedziała. Znała prawdę. — Nie pozwolę więcej czerpać satysfakcji z mojej szkody.
Zacisnęła zęby, wbijając wzrok w swoje łapy. Czy Jastrzębia Gwiazda też z niej zadrwi, wiedząc, że tak się waha? Jemu zrobienie plugawych czynów nie sprawiało żadnej trudności.
<Jastrząb?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz