Śnieg zaskrzypiał pod łapami Fretki. Liliowa zmarszczyła nos, niechętnie rozejrzawszy się po otoczeniu. Rozciągające się wokół krzaki zasłaniały widok, nie pozwalając dokładnie przeczesać wzrokiem otoczenia. Kępy traw kołysały się na wietrze, jakby pokpiwając z trzęsących się z zimna wojowników. Jednak liliowa dobrze wiedziała, że Maczkowi nie chodziło o tę wyraźną prowokację natury – to unoszący się w powietrzu, łatwy do wyczucia smród ryb niepokoił kotkę.
– No nie mów – parsknęła. Maczek rzuciła w jej kierunku niepewne spojrzenie, wyglądając na zbyt onieśmieloną, by coś dodać. Fretka wywróciła oczami. I Maczek, i snująca się za nimi w ciszy Dola, były okropne. Ciągle zachowywały się, jakby liliowa miała na nie nasyczeć za każde przewinienie (co zresztą robiła, ale to tylko dlatego, że kotki były okropnie wkurzające). Głupie kupy futra. – Dopadnijmy intruza. – Przeorała pazurami ziemię, jeżąc ogon. Każdy szum trawy, każdy pisk spłoszonej zwierzyny mógł sygnalizować, gdzie znajdował się nieproszony gość.
Ku zaskoczeniu Fretki, van pokiwała powoli głową.
– Może rozdzielmy się? – zasugerowała. Silny wiatr niemal zagłuszył jej cichy głosik. – Będziemy mogły przeszukać większą powierzchnię w krótszym czasie – wytłumaczyła, wyglądając na nagle zawstydzoną swoim własnym pomysłem. Fretka wydała z siebie pomruk zgody. – A ty Dolo? Co o tym myślisz? – wyraz pyska Maczku złagodniał, gdy zwracała się do jak dotąd siedzącej cicho kotki. Dola popatrzyła na nią ze zdziwieniem, jakby zaskoczona, że ktoś pyta o jej zdanie.
– Jak wolicie – miauknęła uprzejmie. Fretka zmarszczyła pysk. Dziwadło. Czy ona w ogóle miała własne zdanie?
– W razie problemów, wołajcie – rozkazała liliowa, rzucając w stronę kotek krytyczne spojrzenie. Maczek wbiła zawstydzone spojrzenie w ziemię. Światło księżyca oświetlające jej pysk było zbyt słabe, by Fretka mogła w pełni odczytać malujące się na nim emocje. Czy była na nią zła? Czy uważała ją za kogoś gorszego?
To ją nie obchodziło.
Były tylko kolejnymi wkurzającymi kupami futra. Nie zależało jej. Czemu miałoby jej zależeć? Dola i Maczek były głupie, tak samo, jak cały ten patrol.
Liliowa wolałaby znajdować się na tej durnej wyprawie z kimś innym. Czemu durna Brzoskwinka nie mogła wysłać jej z Jaskółką, Szpakiem albo Świtem? To były jedne z tych niewielu kotów, które rzeczywiście tolerowała. Nie byli tak irytujący, jak Dola czy Maczek, nie, oni sprawiali, że Fretka czuła się pełna, bezpieczniejsza. Na myśl o nich jej pierś wypełniło dziwne ciepło, które natychmiast odgoniła.
Bez słowa skinęła głową w stronę Maczka (nie było sensu nawiązywać żadnego kontaktu z Dolą – i tak nie powiedziałaby niczego ciekawego) i ruszyła w wyznaczonym kierunku. Krzaczaste tereny powoli zamieniały się w łąkę. Unoszący się w powietrzu zapach Klanu Nocy wciąż był wyczuwalny, jednak Fretka mogła przysiąc, że nie był tak świeży, jak ten wcześniej znaleziony. Z irytacją zjeżyła ogon i zaklęła pod nosem. Durni intruzi. Czy naprawdę musieli wszystko utrudniać?!
Nagle drgnęła. Coś poruszyło się w krzakach. Stała z wiatrem względem nieznanej istoty i nie była w stanie wyczuć jej zapachu. Opadła do łowieckiego przykucu, bardzo powoli przesuwając się w stronę, z której dobiegł dźwięk. Już miała wyskoczyć, już miała zacisnąć kły na szyi intruza…
Mały ptaszek zatrzepotał skrzydełkami i uniósł się w powietrze. Fretka przystanęła, wpatrując się w odlatującą sikorkę. Jej pióra lśniły w blasku gwiazd, gdy coraz bardziej oddalała się od wojowniczki. Liliowa nawet nie zamierzała próbować jej upolować. Ta głupia zasada Jaskółki o niepolowaniu na ptaki utkwiła jej w głowie. Po co się w ogóle jej słuchała? Przecież zdawała sobie sprawę, jaka jest durna. Zresztą tak samo, jak idea Matki. To wszystko było okropnie idiotyczne.
Jednak jej przemyślenia zostały nagle przerwane. Wyprostowała się natychmiast, nasłuchując. Gdzieś w okolicy rozległ się zduszony krzyk.
Nawet nie zdała sobie sprawy, gdy zaczęła biec w stronę, gdzie powinny znajdować się Dola i Maczek. Zaklęła w myślach. Mogła się spodziewać, że jedna z tych skończonych niedojd wpadnie w tarapaty. Gałęzie szarpały jej futro, a krew dudniła w uszach. Nie miała pojęcia, która z kotek wpadła w tarapaty. Musiała je znaleźć, zanim…
W tym momencie z całej siły uderzyła w nieznajomego kota. Złączeni w chaotycznym uścisku, potoczyli się kilka długości kociego ogona. Fretka zamachnęła się łapą na oślep, jednak jej pazury nie natrafiły na ciało Nocniaka. Złotawe oczy obcego zalśniły w blasku księżyca. Kocur kopnął ją z całej siły, posyłając ją na najbliższy krzak. Wrzasnąwszy, oderwała się niemal natychmiast i rzuciła się w pościg za uciekającym intruzem. Nie mogła jednak równać się z długimi susami przeciwnika. Nim zdążyła się spostrzec, kocur zniknął.
– Fretko! – pełen niepokoju pisk Maczka rozległ się za jej plecami. Wojowniczka odwróciła się, dysząc ciężko. – J-ja usłyszałam krzyk, bałam się, że on też c-cię… – wydukała Maczek, drżąc z przerażenia. Liliowa wbiła w nią czujne spojrzenie.
– On mnie co? – syknęła. Niebieska wpatrywała się w nią bez ruchu, jakby zbyt przestraszona, by mówić.
I wtedy Fretka zrozumiała.
Dola.
Kilka chwil później znalazła kotkę leżącą na ziemi, dygoczącą na całym ciele. Fretka przez chwilę wpatrywała się w nią z niezrozumieniem. Nie wyglądała na poważnie ranną – z odległości, w której stała, mogła zauważyć tylko kilka niewielkich zadrapań, które równie dobrze mogły być spowodowane przez zaczepienie się o jakąś gałąź. Czy wojowniczka tak bardzo przestraszyła się na sam widok kocura?
Dopiero po chwili do Fretki dotarło, jak mocno zapach srebrnej kotki mieszał się z wonią Klanu Nocy. Skrzywiła się z obrzydzeniem. Nawet nie zauważyła, kiedy Maczek podbiegła do przerażonej ofiary, próbując z całej siły uspokoić ją. Liliowa wbiła ze wściekłością pazury w ziemię.
Rozerwie Klan Nocy na strzępy.
***
Owocowy Las był niespokojny. Dziwne napięcie unosiło się w powietrzu od wielu dni, jednak przyprowadzenie do obozu roztrzęsionej Doli, od której z daleka było czuć zapach Klanu Nocy, wydawało się wszystko pogorszyć. Fretka słyszała nerwowe szepty, widziała wściekłość bijącą od pragnących zemsty wojowników. Niektórzy twierdzili, że Klan Nocy zamierzał ich napaść, a atak na Dolę był pokazem siły. Inni uznali, że rybojady stały się zbyt śmiałe, a ich wybryk był spowodowany głupotą. Jednak większość zgadzała się co do jednego – trzeba było odpłacić im za krzywdę.
Liliowa siedziała bez ruchu, wbijając spojrzenie w krzak, za którym skrywała się Błysk wraz z doradcami. Nie wiedziała, czemu tak długo dyskutowali – sprawa była prosta, powinni zaatakować Klan Nocy. Nie mogli sobie dłużej pozwalać na znieważanie ich. Owocowy Las powinien udowodnić raz na zawsze, że jest równie silny, jak rybojady.
Błysk powolnym krokiem wyłoniła się z ukrycia. Wszelkie rozmowy ucichły, a kocie spojrzenia skierowały się na liderkę. Liliowa wydała z siebie pomruk niepokoju. Nie ufała temu głupiemu mysiemu móżdżkowi w postaci liderki.
– Owocowy Lesie, miała dzisiaj miejsce konfrontacja z intruzem. – Fretka skrzywiła się, mając wrażenie, że Błysk unika przyznania, czym naprawdę było to "spotkanie". – Chcę was zapewnić, że nie pozostaniemy wobec tej sytuacji bierni. – Pomimo usilnych starań, liderka nie potrafiła całkowicie ukryć swojego stresu. Liliowa widziała to w jej spiętej postawie, w jej powoli przesuwającym się po Owocniakach spojrzeniu. Fretka wpatrywała się w nią z wyczekiwaniem, nerwowo bijąc ogonem po podmokłej ziemi. W jej wypełnione nadzieją (czy to rzeczywiście była nadzieja, czy tylko palący gniew? Fretka nie była pewna) serce zaczęło się wkradać zwątpienie. – Od dzisiaj naszych granic będzie pilnować podwójna liczba patroli.
Z gardła Fretki wydarł się niekontrolowany skowyt wściekłości. Skoczyła na równe łapy, drżąc z emocji. Jak ona mogła?! Ta durna, tchórzliwa zdrajczyni nigdy nie powinna zostać przywódczynią! Uczucie zdrady rozdzierało pierś wojowniczki. Głupi Owocowy Las, głupi Klan Nocy. Nie była sama w swoim proteście – coraz więcej głosów zaczęło podnosić się, domagając się sprawiedliwości.
– Nie możemy dać sobą pomiatać! – ktoś wrzasnął. Błysk wpatrywała się w tłum z kamiennym wyrazem pyska. – Pozwól nam walczyć!
– Nie zmienię swojej decyzji. Zakazuję wam atakowania kogokolwiek, kto znajduje się poza naszymi granicami – zagrzmiała, jeżąc ogon. – Nie będzie wojny! – Błysk musiała podnieść głos, by przekrzyczeć wrzawę. Hałas stawał się coraz głośniejszy, a bijąca od Owocniaków wściekłość z każdą chwilą przybierała na mocy. Przed oczami Fretki śmignęła sylwetka Blasku. Nim zdążyła się ruszyć, kocur siłą został odciągnięty od przywódczyni przez Jabłko i Trzmiela. Liderka odwróciła się i, ochraniana przez dwójkę kocurów, cofnęła się do bezpiecznego legowiska.
Fretka wydała z siebie syknięcie pełne wściekłości. Koty Owocowego Lasu mogły wkrótce uspokoić się, jednak nie potrafiły zapomnieć o czynach Nocniaków.
Liliowa dobrze wiedziała, że rozkaz Błysk nie będzie respektowany.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz